Do San Pedro na północy Chile dojechalismy w czwartek wieczorem. Mieliśmy chwilę na znalezienie noclegu i zapoznanie się z mieściną. Mieszkaliśmy u pary hippisów, więc na powitanie dostaliśmy trochę lokalnego zioła 🙂 Już pierwszej nocy zapoznaliśmy sie też z mrozem. Temperatura spała do minusowej, a my zaopatrzeni w piwo (też zimne…) poszliśmy główną droga poza obrzeża miasta i w świetle księżyca bawiliśmy sie tak:
Głównym punktem piątkowego programu było Valle De La Luna (Dolina Księżycowa). Wyprawa zaczynała sie o 15.00, żeby dotrzeć tam gdzie trzeba na sam zachód słońca. Przed południem więc wzięliśmy plecaki i ruszyliśmy piechotą do pobliskiego Quitor. Było tam kiedyś małe, obronne miasteczko położone na pobliskim wzgórzu – Pukará de Quitor. Po drodze złapaliśmy stopa, co było miłą odmianą po dwugodzinnym marszu w pełnym słońcu (bez kremu przeciwsłonecznego +50 nigdzie się nie ruszam). Pierwsza wspinaczka udowodniła nam, że powietrza jest na Atacamie rzeczywiście mniej, a my w tych warunkach mamy jakieś 20 lat więcej, ale wspiąć się było warto. Tego dnia ochrzczono mnie ksywką Indianina Jones, głównie z racji kapelusza:P Zajrzeliśmy też do pobliskiej jaskini. Szczerze mówiąc nie wiedzieliśmy czy jest wyjście po drugiej stronie, ale serca eksplorerów zwyciężyły i po jakiejś godzinnej wspinaczce wewnątrz zobaczyliśmy światło, choć na hen hen górze, więc musieliśmy wracać ta samą drogą, którą przybyliśmy. Zejście okazało sie trudniejsze, ale wszyscy przeżyli i nie znaleźliśmy żadnych żądnych krwi nienormalnych istot (jakiś miesiąc temu oglądałam film `Zejście`haha)
Po południu mikrobusem ruszyliśmy w czterogodzinną trasę, zatrzumyjąc się kolejno przy trzech słynnych atrakcjach Atacamy: Dolinie Księżycowej (Valle De La Luna), Dolinie Śmierci (Valle de La Muerte) i Trzech Mariach (Tres Marias). Tamtejsze tereny są tak suche, że przypominają i wyglądem i warunkami marjsanskie, dlatego to właśnie tam testuje się aparaturę wysyłaną na Marsa. Wszystko wygląda tam nieziemsko, zwłaszcza w różowym świetle zachodzącego słońca. Dolina Śmierci ma zły omen, wielu turystów spadło w przepaść bez szans powrotu (nie ma tam żadnych zabezpieczeń). Dlatego też przewodnicy nieustannie przypominają ciekawskim, by za bardzo się nie wychylać ze swoją ciekawością. W Dolinie Księżycowej zostaliśmy aż to zachodu słońca. Czyli spędziłam moje urodziny tak… :
Dzień pierwszy skończył się urodzinowym tortem i winem w hostelu 🙂 Przy okazji dziękuje za wszystkie życzenia i wiadomości z Polski. Dotarły do mnie z małym pustynnym opóźnieniem, ale dotarły:)
Join the discussion One Comment