Na sobotę zaplanowaliśmy gejzery El Tatio. Alejandra i Pancho woleli pojeździć rowerami po okolicach, ja z Claudio zaopatrzeni w termo spodnie i puchowe kurtki ruszyliśmy w trasę. Nasłuchałam się wcześniej o tym jak tam zimno, że najlepiej założyć wszystkie ubrania jakie się ze sobą przywiozło, że nie można pić alkoholu wieczór wcześniej i że wysokość daje się we znaki (4300 m n.p.m, najwyżej położone gejzery świata). Jakoś przesadnie mi się nie spieszyło do tej atrakcji, głównie z powodu zimna, ale w końcu jestem doświadczona przez polską zimę, więc pomyślałam, że to w sumie żaden hardcore:)
Gejzery uaktywniają się na krótko i tuż przed świtem, dlatego wyruszyć trzeba było najpóźniej o 4 rano. Na górze czeka minusowa temperatura (zwykle pomiędzy -15 a -25), ale my tego dna mieliśmy niespotykane szczęście, nawet przewodnik był zadziwiony, bo zastaliśmy około 0. Daruje Wam opis tego jak działają i powstaja gezery, generalnie wyglądają jak malutlkie wulkany, a tuż przed świtem bucha z nich wrząca woda i para. Nie wygląda to niebezpiecznie, ale zbyt bliskie podejście do gejzera albo dotkniecie wody grozi ostrym poparzeniem. Ja stojąc w pewnym momencie jakies 2 metry od wybuchu (nie tak znowu blisko) spaliłam sobie kawałek ortalionowych spodni. Niektórzy turyści po prostu wkładają tam z ciekawości rękę… Ała!

Przy gejzerach zostaliśmy aż do świtu, kiedy się uspokoiły (niesamowite kolory nieba) zjedliśmy śniadanie, w tym ugotowane w małym gejzerowym źródełku jajka i tym samy sposobem podgrzane mleko 🙂
El Tatio ma jeszcze jedną atrakcją – gorące źrółda. Trochę dalej można wykąpać się w wodzie o temperaturze ok. +40 stopni. Gotowym być jednak trzeba na mały szok termiczny, bo po wyjściu z wody i przy ubieraniu się odczuwa się minusowe stopnie.. Nie miałam ze sobą kostiumu, więc problem wejść czy nie wejść miałam z głowy, ale przyjemność musi być to ogromna i było trochę żal.


W drodze powrotnej skręćilismy jeszcze do pustynnego miasteczka Machuca. Mieszka tam oficjalnie około 20 osób, a w praktyce jakieś 3. Nie mają za wiele do roboty oprócz sprzedawania turystom grillowanego mięsa lamy (niestety pycha) i pobierania opłat za jedyną w promieniu godziny lazienkę:) Samo miasteczko ma kilka chatek, kościół na wzgórzu i wspomniany wucet, ale położone jest pieknie.
Tego dnia warto było wstać jeszcze z jednego powodu. W drodze do gejzerów widzieliśmy zaćmienie słońca.
🙂