Szybki raport a propos wydarzenia tygodnia:
W czwartek w Santiago spadł śnieg. Wielkie płaty przykryły drzewa, krzaki i ramiona Chilijczyków, choć nie na długo, bo padała też mżawka. Z zaciekawieniem i rozczuleniem obserwowałam reakcje ludzi, bo było trochę tak, jakby lądowało właśnie UFO. Ostatni raz w stolicy jako taki śnieg spadł kilka lat temu, wspominany jest do dziś. Poważniejszy śnieg widziano tu w siedemdziesiątym którymś. Owiany jest legendą.
Kiedy przybyło białe UFO byłam na 17 piętrze wielkiego wieżowca. Życie w biurze zamarło, wszyscy stali przy oknie z otwartymi buziami, nieruchomo, zaczarowani. Po chwili przychodziło ocknięcie i pstrykanie zdjęć, a potem znowu gapienie się. A ja niczym święty mikołaj dzieciakom siedzącym wokół przy kominku, opowiadałam historie jak to mamy czasem w Polsce śnieg po kolana, – 20 i drzewa caaaaałe białe. (Nie przepuściłam też okazji, żeby zniszczyć stereotyp wieczne, polskiej zimy, zaznaczając, że to tylko jedna pora roku). Na zimno się krzywili, na śnieg uśmiechali zazdrośnie.
Wychodząc z budynku, pomimo okrutnego zimna, napotkałam na dole dziesiątki osób, które z tym samym zaczarowanym wyrazem twarzy patrzyły w niebo, zamiast kurzyć papierosa. Z samochodów wystawały głowy, z autobusowych okien komórki pstrykające zdjęcia. Ogólne poruszenie. Warto też może zaznaczyć, że mamy teraz w dzień ok. 20ºC (w nocy i rano jakieś brrrr 6º) i ładną słoneczną pogodę. Biały puch zaatakował znienacka. Mój Claudio na wieści, że w dzielnicy Providencia padają wielkie płaty (tam byłam ja) ruszył w godzinną drogę z centrum, żeby zobaczyć nie tylko zdjęcia, ale na własne oczy:)
Choć śnieg zniknął po kilku godzinach, temat pozostał żywy jeszcze przez kilka dni. W sklepie, autobusie, odwiedzając znajomych, rozmowy zaczynały się od: 'Widziałaś??’ Było trochę tak jak z reakcją na deszcz, o której kiedyś wspominałam (http://tresvodka.com/2011/08/21/niebo-nad-santiago/), tyle że tu dochodzi czynnik UFO. Oprócz radosci i pędzenia do okien, jest to nieruchome zapatrzenie…
W pamięci zostaną mi dwa obrazki: bałwana ulepionego z garstek śniegu z trawnika, i palm oprószonych na biało. „Coś tu rzeczywiście nie gra”, przychodzi na myśl. Choć ja czułam się jak w domu 🙂