Skip to main content

Lubię latać. Miejsca na nogi jest mało, czasem trzęsie, siedzący obok pasażerowie nie zawsze nadają na tej samej fali, a loty miedzykontynentalne i mi się oczywiście dłużą (zwłaszcza, że nie jestem w stanie spać). Nie jest to jednak nic, co mnie odwiedzie od podróży. Podekscytowanie nową przygodą zwycięża. Jest jednak jeden moment, kiedy lot samolotem staje sie dla mnie niezwykle nieprzyjemny, wręcz nieznośny i do nie dawna myślałam, że jestem w dziwacznej mniejszości.

Nie zawsze, ale bardzo często przy lądowaniu bolą mnie uszy. Bolą to w sumie mało powiedziane. Czuję, jakby ktoś wsadzał mi do obydwu uszu na raz metalowe pręty i próbował roztrzaskać nimi moje bębenki. Czasem towarzysza temu łzy, które mimowolnie płyną po policzkach, z bólu. Trwa to mniej więcej od momentu, kiedy samolot zaczyna schodzić do lądowania, aż do chwili przed samym lądowaniem. Jest to więc dobrych 15 minut, czasem więcej. Choć będąc w tym stanie głownie walczę, żeby przetrwać i nie zwariować, zdarzało mi się rozglądać po samolocie w poszukiwaniu towarzysza niedoli. Nigdy jednak nie widziałam osoby, która w zasięgu mojego wzroku przechodziła to co ja. Aż do momentu, kiedy Claudio – pierwszy raz w życiu – przeszedł coś podobnego, kiedy lecieliśmy w lipcu do Europy: nagle zaczęły go boleć oczy i skronie, jakby ktoś wbijał mu tysiące zimnych szpilek. Wiem, brzmi strasznie! Stewardess na moje pytanie czy to normalne, powiedział tylko to się zdarza, współczuje. Na dokładkę, po takim lądowaniu mam zawsze zatkane uszy. Do momentu kiedy położę się spać i wstanę dnia następnego, słabo słyszę (czuję, jakby moja głowa była zanurzona w wodzie) i trzeba do mnie nieco krzyczeć. Fajnie, co?

Nietrudno się domyślić, że to reakcja na zmianę ciśnienia. Google dopowiedziało mi co się tak naprawdę dzieje wtedy w głowie, a wypowiedzi na kilku forach utwierdziły w przekonaniu, że to się niestety zdarza wielu ludziom. Komuś z was też?

Postanowiłam zebrać tu kilka sposobów na radzenie sobie w tej sytuacji. Tych, które sama stosuje, które polecają stewardessy i które wyczytałam na forach. W moich przypadku niektóre w ogóle nie pomagają, ale wnioskując z wypowiedzi na forach dla innych bywają skuteczne. Może się więc przydadzą i wam. Ja będę wciąż próbować nowych technik.

SKĄD SIĘ BIERZE TEN BÓL?

Podobno cierpią na to głównie osoby z przewlekłymi schorzeniami nosogardła oraz ucha środkowego, jak również alergicy z alergią objawiającą się w górnych drogach oddechowych. Nic mi o tym u mnie nie wiadomo, ale może trzeba się przebadać.

’Sam ból jest związany ze zbyt dużą różnicą ciśnień powietrza po obu stronach błony bębenkowej. Ciśnienie w uchu środkowym w normalnych warunkach powinno być takie samo jak otaczającego powietrza, bo przy przełykaniu śliny dochodzi samoczynnie do wyrównywania ciśnienia między powietrzem w uchu środkowym a powietrzem w gardle. Powietrze uszne „uzgadnia” ciśnienie z powietrzem w gardle przez trąbkę słuchową. Powietrze uszne „pamięta” więc wartość ciśnienia z lotniska.

Powietrze w uchu wyniesione razem z pasażerem na 10 tys. metrów wzwyż rozpręża się z tego powodu, że po zewnętrznej stronie błony bębenkowej (w powietrzu samolotowym) panuje mniejsze ciśnienie. W normalnych warunkach przy zwykłym przełknięciu śliny powinno dojść do wyrównania ciśnień przez trąbkę słuchową. Jeżeli trąbka jest zatkana, ucho przetrzymuje „bąbelek” powietrza pod ciśnieniem panującym na lotnisku. Jest to powód bólu.’ (za http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/1,105912,39400.html)

Tyle teorii. 

CO ZROBIĆ, GDY BOLĄ USZY:

  • ziewać – trzeba jednak ziewać 'na prawdę’, a nie tylko udawać otwierając buzię. Trochę mi to pomaga…
  • przełykać często ślinę – niektórzy radzą zacząć przełykać nadprogramowo jeszcze przed startem (w przypadku kiedy mamy te bóle przy starcie)
  • zaktać nos i próbować wypuszczać nim powietrze, dość zdecydowanie – to uskuteczniam, choć wyglądam dziwnie dla współpasażerów. Troszkę pomaga..
  • żuć gumę – chyba próbowałam i chyba cudu nie było, bo bym pamiętała, choć jest to jedna z najczęstszych rad na forach
  • ssać cukierka – w połączeniu z przełykaniem śliny ma wyrównywać ciśnienie
  • schować głowę między nogi – tego nie próbowałam
  • wpuścić krople do nosa jeszcze na lotnisku przed startem – 5/6 kropel do każdego ucha na godzinę przed startem. Coś w tym może być, bo jak Claudia złapał ten okropny ból skroni i oczu steward przyniósł mu właśnie krople. Złagodziły nieco ból
  • kupić zatyczki do uszu – podobno ma się wtedy zatkane uszy po wylądowaniu, ale nie ma bólu podczas. Mi takie zatyczki wypadają, mam chyba za małe uszy 🙂
  • ja zwykle zatykam sobie uszy palcami bądź dość intensywnie masuje sobie małżowiny – nie wiem czy działa to  bardziej na rozładowanie bólu czy na zwykłym zagłuszeniu go poprzez dźwięk masowanych uszu. Suma summarum dzięki temu w połączeniu z przełykaniem śliny i ziewaniem udaje mi się przeżyć te minuty…

Stewardessy polecały mi najczęściej pierwsze 3 sposoby. Często jednak współczująco dodawały, że nie ma na tę nieprzyjemna dolegliwość sprawdzonego sposobu i trzeba po prostu przeczekać…

Znacie jakieś inne sposoby? Co na was działa?

EDIT: Jeśli temat was ciekawi, zajrzyjcie koniecznie w komentarze pod postem! Są bardzo rzeczowe i pomocne.

Monika Trętowska

Author Monika Trętowska

More posts by Monika Trętowska

Join the discussion 76 komentarzy

  • Danuta pisze:

    Na mnie nie dziala nic, ale bol pojawia sie rzadziej niz kiedys – moze wiec jest to kwestia praktyki, choc ty takawa tez posiadasz, wiec chyba jednak nie:)

    • MM pisze:

      popros o 2 kubki z chusteczkami zalanymi wrzatkiem. para „otwiera” uszy i dziala w 100%

    • Mademoiselle Qa pisze:

      Mnie osobiście najbardziej pomaga zatykanie uszu palcami. Polecam to każdemu bo rzeczywiście działa. Ważne jest to żeby uszy zatkać chwilę przed startem lub planowanym lądowaniem. Można do tego też próbować wydychać powietrze nosem, lub żuć gumę. Ja mam tak że bardziej zatyka mi uszy podczas lądowania niż stratowania. Kilka razy udało mi się wystartować bez jakiego kolwiek bólu. Natomiast z lądowaniem jest troszkę gorzej bo czuć ten ból ale w nieznacznym stopniu. I nie jest to tak bardzo nieprzyjemne jak normalnie. Za kilka dni lecę samolotem więc jak dowiem się czegoś nowego to dam znać

  • tresvodka pisze:

    Na mnie tez niewiele dziala, ale sie nie poddaje i probuje wszystkiego:)

  • Przeżywam to samo, choć myślałam, że może z powodu rzadkiego latania. Ale jak widać dopada to też wytrawnych podróżników;-) Mi jedynie nieco pomaga częste przełykanie śliny…

  • binex pisze:

    Leciałem niedawno z wnuczkiem na Kretę – przy schodzeniu do lądowania zaczął narzekać na silny ból uszu. Stewardessa przyniosła mu dwa kubki (od kawy) w których były waciki nasączone gorącą wodą. Przyłożył je do uszu i po chwili ból ustąpił!

  • Darek pisze:

    Hey,
    Rowniez slyszalem o „goracych kubkach” (moja zona ktora jest stewardessa natomiast nigdy hehe).
    Czy ktos z was jeszcze tego probowal?
    Jesli chodzi o mnie to jest to zawsze zwiazane z jakism rodzajem przytkania nosa (jak przy katarze).
    Ale zawsze profilaktycznie na dzien przed lotem zaczynam „osuszanie” lub oslabianie wewnetrznych obrzekow zwiazanych z zatokami i wszsytkimi „kanalikami” nosowo usznymi.
    Robie to za pomoca kropli sinex, likwiduja obrzeki alergiczne a z czasem troche osuszaja i uwalniaja te wszystkie kanaliki od wydzielin i obrzekow, co powoduje normalna prace ucha i cisnienie wyrownune sie samo albo podczas przelykania.
    To moze pomoc jesli jestescie zatokowcem/alergikiem jak ja.
    Natomiast jesli jestescie przeziebieni lub macie tego typu dolegliwosci to nie ma sposobu, bedzie bolec jak cholera mimo iz wydaje wam sie ze nie jestescie „pozatykani” to i tak zawsze jest tam jakas infekcja ktora powodoje wewnetrzne opuchlizny i nie ma na to sposobu :-/
    Byc moze gorace kubki pomogly by w tej sytuacji.
    Mozliwe tez ze w pelni zdrowa osoba ze zwyklym przeziebieniem nie bedzie miala tego problemu.
    Ale jesli zdarza sie wam cos takiego bez przeziebienia to na bank macie jakis problem z gornymi drogami oddechowymi tylko sobie z tego nie zdajecie sprawy, po wizycie u dobrego laryngologa napewno „namierzycie” przyczyne waszych boli, u mnie sa to zatoki od ktorych dostaje czasem obrzekow i infekcji.

    Pozdrawiam
    Darek

  • kaczka pisze:

    Pierwszy lot samolotem to byla dla mnie masakra.

    • barbara pisze:

      Ja to osobiscie stosowalam i naprawde dziala 100 %

    • Gosia pisze:

      Jestem zatokowcem i alergikiem więc już wiem skąd te bóle 🙁 Za miesiąc lecę do PL więc spróbuję kropli. Tylko patrzę waśnie, że jest kilka rodzai tych kropli, jest i spray (bynajmniej w Irlandii) Jak może z opisz dokładniej te krople lub proszę o fotkę na maila. Będę wdzięczna.
      hercik17@o2.pl

  • kaczka pisze:

    Uszy zatkaly mi sie niesamowicie. Na dodatek nie mogly sie odetkac. Jakby stado szpilek wbijajacych sie.oprucz tego zaczelo mnie slabic i tracilam kontakt z rzeczywistoscia.
    Nie mile wspomnienia.strach pozostanie. Co mi pomaga teraz. Wino na rozluznienie,rzucie gumy,picie gazowanie wody i bekanie. Ziewanie. Pomaga .ale gdy dopadnie mnie infekcja to nic nie pomorze

  • beni pisze:

    latanie nowymi samolotami pomaga najbardziej. Cisnienie w kabinie samolotu regulowane jest automatycznie a nie recznie i nie dochodzi do gwaltownych skokow ciesnienia wewnatrz.

  • marta pisze:

    też to mam, ten potworny ból uszu a raczej kłucie w uszach , ostatnim lotem doszły jeszcze potworne zawroty głowy, jakby samolot się kręcił w kółko a skóra na ciele jakby parzyła! masakra-nic nie pomaga , trzeba u mnie przeczekać 🙁

  • Ewa Haberka pisze:

    Mój sposób: zabieram dmuchaną poduszeczkę podtrzymującą głowę (takie U) i podczas lądowania przyciskam ją dosyć mocno do uszu.Naprawdę działa!

  • mila pisze:

    Zawsze tak mam, a dodatkowo bolą mnie wszystkie kości twarzy ( policzkowe i skronie). Raz udało mi sie przeżyć lot bez dolegliwości, gdy byłam bardzo zmęczona wsiadłam do samolotu i zasnełam tak głeboko że połozyłam głowe na kolanach. Obudziłam sie tuz po wylądowaniu i nie odczułam żadnych dolegliwości podczas tego lotu.

  • Ela pisze:

    Ja mam z tym też ogromny problem 🙁 W zeszłym tygodniu wymyśliłam, by jeść jabłko w czasie lądowania. Trzeba szeroko otwierać buzię, przeżuwać, przełykać (jabłko koniecznie soczyste). Nie zlikwidowało bólu całkowicie, ale czułam się o wiele lepiej niż zwykle!

  • Piotr pisze:

    Miałem podobny problem. Znalazłem jednak sposób, aby pozbyć się go. Podczas całego lotu, gdy tylko poczuję, że słabiej słyszę (zmiana ciśnienia), zatykam nos palcami i dmucham tak, jakbym chciał wydmuchać nos. Do momentu, aż zacznę słyszeć normalnie. Przeczyszczają się dzięki temu drogi oddechowe. Polecam spróbować.

  • syla pisze:

    cierpialam rowniez niezmiernie, mialam bol jakby mialo mi roztrzaskac czaszke, az kiedys pewien wspolpasazer wyciagnal rolke papieru (sic!) i zaproponowal mi sposob na pozbycie sie bolu – poradzil dmuchac nos w chusteczke – tak jakbym miala katar (mimo ze go nie bylo) i uwierzcie mi odkad to robie – bolu nie ma, cud malina! gdybym go spotkala to bym go wycalowala 🙂 pozdrawiam

  • Krysia pisze:

    Dobra, to ja mam w miarę opanowany ten problem. Choć nadal szukam lepszych rozwiązań. Dwa lata od ropoczęcia wątku, ale pewnie wciąż aktualny. Ja mam problemy laryngologiczne od dziecka. Zatokowe, no wszytskie. Porady typu rzucie, ziewanie, dmuchanie mnie niemal rozśmiesza. Kto ma jak ja, ten wie, to właściwie nic nie daje a wypychanie na siłę bębenków na ogół nie skutkuje, a za to jest zwyczajnie mega bolesna. Pytałam o to wielu lekarzy, i ogólnie ludzi, ale chyba wiedza jest niewielka. Więc tak, po 1.kubeczki działają! Niektórzy stewardessi są zdziwieni, a niektórzy totalnie wiedzą o co chodzi. Pamiętajcie, żeby kubeczki były nie plastikowe tylko te ze styropianu, do gorących napojów. Oni z reguły mają taką ligninę, którą polewają wrzątkiem. Chusteczek musi być tak napchane, żeby oczywiście nic nie wypadało. Należy w miarę szczelnie zakrywac kubkiem ucho (wygląda się z tym jak kosmita-czuję się wtedy debilnie ale cóż) 2. Pół godziny przed startem i lądowaniem wypijcie rozpuszczoną w wodzie polopirynę, a nawet dwie 3. powiedzcie obsłudze o swoim problemie-podobno czasem mogą oni zadbać wtedy lepiej o wyrównanie ciśnienia na pokładzie. 4. Do pogryzania służą mi najlepiej wszechobecne w duty free shopach żelki-rzuchwa wtedy wykonuje sprężyste ruchy hehe
    Ja mam pierwszy przed sobą bardzo długi lot za parę dni i jestem właśnie porządnie chora. Wish me luck!

    • Ja też mam te bóle przy lądowaniu. Mój mąż nie rozumie, że mnie tak bolą uszy, że ból po cesrace przy tym to pestka! Pojutrze lecimy do USA z Berlina, 18h lotu. Jestem totalnie przeziebiona:-((( Biorę wszystko co mam w domu, nagrzewam zatoki woreczkiem z solą, pije sinupret a le wiem, ze ten ból przy ladowaniu mam jak w banku! Musze wypróbowac te kubeczki i dmuchanie nosa przy lądowanu. Mi generalnie nie pomaga nic! Od dzeiecka mam problemy z zatokami. Jak jestem zdrowa to czasem udaje się wyladować bez bólu ale podczas przeziębienia jest masakra! A jakby tak przed ladowaniem wziąc silny lek przeciwbólowy? Ta aspiryna wystarczy? Pozdrawiam wszystkich i łączę się w bólu!

    • tresvodka pisze:

      Kasia, użyłaś jakiegoś z powyższych sposobów? Coś zadziałało? Pozdrowienia i spokojnych lotów!

    • tresvodka pisze:

      Krysia, dzięki za wszystkie rady! Muszę spróbować tych kubków, choćby po to, żeby zobaczyć miny współpasażerów haha:) Jak lot? Może dopracowałaś jeszcze inny sposób? Pozdrowienia!

  • Edyta pisze:

    Mam nadzieje, ze jesli ktoś ma podobny problem to zajrzy tutaj. Walczę z tym problemem od 4 lat od kiedy jestem w Anglii, od momentu kiedy problem sie pojawił praktycznie nie pojawiam sie w domu autobusy mnie męczą a samoloty zabijają…Czytlam dużo o tym
    co robic, ale nie pomagało nic z czasem sama znalazłam rozwiazanie mojego problemu. Bóle miałam tak silne i słyszałam takie trzaski w uszach, ze za każdym
    razem płakałam jednak jest sposob, aby przejść to bezbolesnie.
    Po pierwsze moze wam wydawać sie to głupie, ale spadajcie po lewej tylnej stronie samolotu nie wiem dlaczego ale LEWA strona nie daje tak mocnych objawow jak prawa. To ważne bo zmniejsza juz jakies 20% bólu po drugie co najważniejsze moim zdaniem i doświadczeniem próbujcie śliny nie połykać prawie wcale bo to wywołuje ból przy każdym razie, aby pozbyc sie 85% bólu trzeba do samolotu ubrać większa bluzę która bedzie miała duze długie rękawy 30 minut przed ładowaniem na chwile przed zanim samolot zacznie sie zniżać wsuncie rękę w rękaw aby powstała w rekawie taka dziura przyłóżcie ja tak do twarzy aby zakryła nos i usta wsuncie dłoń delikatnie palcami zatkajcie sobie nos aby zostawić jakies 50% przepływu powietrza tak z rękawem przy twarzy i w połowie zatkanym nosem oddychające tylko przez niego długie wdechy i krótkie wydechy utrudnia to oddychanie ale efekt jest super słowo daje sprawdzone ja sama gumy nie polecam żuć

  • Basia pisze:

    Właśnie się przeziębiłam, a musiałam lecieć. Wcześniej latałam i nie było żadnego problemu, tym razem okropny ból taki który opisujecie mało tego z obu uszu polała się krew czułam jak coś pęka. Całe szczęście mam jakieś krople do uszu i ibuprom za 3 miesiące wracam i już się boję tego lotu.

  • Kosa pisze:

    Specjalne zatyczki do uszu bardzo pomagają, sprawdziłem. Uszy po prostu się zatykają i nic nie czuć. Po wylądowaniu jest tylko lekki dyskomfort, ale to nie sprawia już żadnych problemów. A gdy zatyczki wypadają to po prostu trzymaj je rękami, przecież to tylko 15 minut! 😉

  • Piotr pisze:

    Zdarzylo mi sie to 1 raz wczoraj. Tylko 1 ucho, to ktore w dziecinstwie czesto mialem chore – zapalenie ucha. Dodatkowo przechodzilem infekcje drog oddechowych – katar i kaszel. Mysle ze to kwestia chorych zatok. Musisz sprawdzic u lekarza czy nie powinnas zazywac jakichs lekow. Mi pojawilo sie to 1 raz. Mam ucho zatkane do tej pory a minelo juz ponad 24 godziny (nie przeszlo w nocy), ale tak jak mowie – chorowalem ostatnio dosc mocno kichalem. Jestem tez alergikiem, ale 1 raz w zyciu po 36 latach przezylem to wczoraj a latam od bodajze 11 lat. Na pewno jest jakis sposob trzeba tylko isc do lekarza. Pozdrawiam.

  • MałaGosia pisze:

    Witam.
    ja rowniez cierpie z powodu zatkanych uszu przy ladowaniu.
    3 tyg. temu lecialam na wakacje i przed lotem zazylam Ginko Biloba ( wyczytalam ze zazywa sie go na zawroty glowy, problemy z uchem srodkowym itp.) wiec stwierdzilam ze sprobuje….ladowanie- minimalnie zatkanie uszu, ktore przeszlo po przelknieciu sliny bez zadnego bolu, ale pomyslalam , moze pilot podchodzil lagodnie do ladowania ? moze wyregulowali cisnienie ? stwierdzilam sprawdze przy powrocie , wrocilam dzisiaj , zazylam Ginko przed lotem i efekt taki sam 🙂 nie moge powiedziec ze to dziala na 100% , ale moze cos w tym jest i warto sprobowac 🙂 Pozdrawiam 😉

  • traspyable pisze:

    Od 3 lat latam do Anglii.

    Łącznie już z 5-6 razy. Dzisiaj leciałem ten 6 raz wracając do polski i szczerze zauważyłem że z każdym przelotem jest coraz gorzej. Objawy te same, z ust mi wyjęto zdania o szpilkach. Nie jestem alergikiem (mam alergie tylko na Owady, zwłaszcza komary), nie mam wykrytych problemów z nosem czy zatokami czy czymkolwiek innym wymienionym w komentarzach.

    Dziwne bo przez pierwsze dwa-trzy loty tak nie miałem. Dopiero po czwartym razie zaczęło tak się dziać i jest coraz gorzej. Dzisiaj to wręcz ryczałem z bólu ale na szczęście tym razem miałem słuchawki które zagłuszyly okropny dźwięk w postaci jakby pękajacych bębenków.
    Problem rownież 15 minut przed lądowaniem i kończy się dopiero po wylądowaniu.
    Chyba muszę udać się na konkretne badania tego problemu. Niedługo planuje wylecieć na studia i nie wyobrażam sobie latania w takich męczarniach. Albo lekarz albo promem :/

  • Ewelina pisze:

    Nigdy nie miałam takich problemów do wczoraj. Wracałam z Kos do Warszawy. Niezbyt długi lot ale to co przeżyłam podczas schodzenia do lądowania – MASAKRA. Jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu. Bolały mnie dosłownie całe uszy łącznie z małżowiną i ból promieniował na żuchwę i kark. Myślałam, że zwariuję. Nikt nie wiedział co się ze mną działo. Gdyby nie to, że byłam w miejscu publicznym pewnie wyłabym z bólu. Robiłam wszystko o czym wiedziałam: przełykałam ślinę, ssałam cukierka, zatykałam uszy i otwierałam buzię, schylałam się dotykając twarzą kolan (dalej się nie dało, zbyt mało miejsca). Dopiero tutaj dowiedziałam się, że te problemy wynikały z przeziębienia, którego nabawiłam się już pod koniec pobytu na wyspie. Zapewne nie bez znaczenia są moje infekcje gardła, które przechodzą w zapalenia ucha. Rzadko mi się zdarzają, ale występują zazwyczaj podczas „przewiania” organizmu. Laryngolog powiedział, że wszystkie infekcje ucha, stany zapalne pochodzą z gardła. Podejrzewam, że ból byłby większy gdybym nie wzięła instynktownie aspiryny (wiedziałam, że przeziębienie dopiero się zaczyna) i to mnie trochę znieczuliło.
    Dziękuję za dobre i sprawdzone pomysły.

  • gosia pisze:

    Mam ten sam problem. Nawet jak nie jestem przeziebiona, bolą mnie uszy przy lądowaniu , to przez przewlekle chore zatoki. Ale mam świetny sposób, ktory sprawdził sie juz wiele razy. A więc: 1. Przed lotem , okolo 30-40 min przed , wziąć ibuprom zatoki i wstrzyknac nasomentin, lub inne krople które oczyszcza zatoki. 2. Zaraz przed startem lub przed lądowaniem (gdy zapali sie lampka „zapiąć pasy”) wziąć do ust cukierek i zatkac mocno uszy palcami. I trzymać do momentu, gdy lampka zgasnie lub wylądujesz. Nie puszczać nawet na chwilę, wazne jest, żeby wytrzymać. Pomagało mi zawsze.. tylko niestety, jak leciałam przeziebiona to nie całościowo, bo zatkało mi uszy, chociaz nie czułam bólu.
    Bez przeziębienia metoda sie sprawdza.

  • Aleksandra pisze:

    Witam. Polecam pójść przed podróżą do laryngologa przedmuchać trąbke słuchową (nie wiem jak poprawnie nazywa się taki zabieg). Ale kilka lat temu po koszmarnym locie udałam się do lekarza i naprawdę mi pomógł. Było to 10 lat temu i chyba znów się wybiorę bo zaczynam czuć ponownie dolegliwości podczas lądowania.

  • Kasia pisze:

    Mam dokładnie ten sam problem. Nie umiałam nikomu opisać jak się czułam podczas lotu, ale Twoje zdania dokładnie to wyrażają. Leciałam tylko dwa razy, i każdy lot przeżyłam strasznie. Płakałam, jęczałam, modliłam się, abyśmy jak najszybciej wylądowali. Po powrocie uszy zatkane miałam przez ponad tydzień – udałam się do lekarza, byłam na antybiotyku. Poradził mi właśnie, abym następnym razem żuła gumę przez cały czas. Za kilka dni kolejny lot, strach jest, ale mam nadzieję, że Wasze rady jakoś mi pomogą! 🙂

  • Łuki pisze:

    najlepiej przespać cały lot!!! 🙂 bardzo to polecam 🙂 🙂 😉

    • Monika Trętowska pisze:

      Bardzo bym chciała, ale nie mogę usnąć! 🙂

    • Renata pisze:

      Witam,ja brałam aspirynę ,zulam gume i nic mi nie pomaga bardzo silny bol glowy a znow lece we wrześniu 2017,musze cos wziazc dlatego szukam jakiś porad,Pozdrawiam

      • jol pisze:

        naprawdę polecam kuracje woda utleniona. u mnie zniknął problem zatok i wiecznego kataru dzięki niej. a co za tym idzie, bezbolesne loty samolotem 😉

  • Życie jest piękne i wartościowe, gdy każdego dnia odkrywasz nowy świat

  • toxy pisze:

    Witam, podzielę się i ja swoimi doświadczeniami:). „Trochę” latam, tak od 15 lat średnio kilka razy w miesiącu na krótkiej trasie europejskiej. I nadal szukam odpowiedzi na podobne pytania jak Wy :). Pierwsza sprawa to podział ogólny – w postach miesza się to okrutnie. Czyli odróżnienie bólu spowodowanego chorobą, infekcją, silną alergią, od problemów błędnikowych. Pierwsza sprawa jest jasna i klarowna — nawet najmniejsze przeziębienie,nawet takie już zwalczone, jakieś lekkie zatkanie zatok z jakiegokolwiek powodu powoduje podczas lotu ból czy to opisywane kłócie. I na to rada jest tylko i wyłącznie jedna – trzeba mieć „czyste” zatoki, kanaliki, nos. Nie ma innej rady i liczy się tu każda sprawdzona metoda. Powód jest prosty – samolot się wznosi to ciśnienie tak czy siak maleje (jest jakaś standardowa wartość na którą spadnie, ale nie pamiętam jej dokładnie) i wtedy większość chorych odczuwa przypływ optymizmu ;). To zrozumiałe – ciśnienie spada więc wydzielina jest lekko wyciągana na zewnątrz, nie zatyka,nie napiera. A potem samolot zaczyna schodzić i zaczyna się prawdziwa jazda – bo ciśnienie zaczyna rosnąć i wciskać co tylko jest w każdy możliwy kanalik zatokowy czy kanał uszny. I to jest ten ból, a na dodatek często po takim przeżyciu wydzielina dostaje się głęboko w zatoki albo do ucha i stąd późniejsze leczenie albo słabsze „kilka dni” po locie. Jak ktoś trafi w najgorszym stadium przeziębienia to ma naprawdę ostrą jazdę. I tak trzeba podsumować większość opisywanych bolesnych przeżyć w samolocie – każdy jest inny, więc nie ma jednej przyczyny, są ludzie z alergią na klimatyzację, pyłki, są zatokowcy u których z jakiegoś powodu dochodzi do zaognienia stanu zapalnego, są przeziębieni i smarkający. Moja rada jest jedna – trzeba walczyć o udrożniony nos i kanał do ucha – to oznacza smarkanie szczególnie przed lotem i w czasie jak samolot jest na wysokości przelotowej. Nos musi być czysty. Do tego farmakologia, taka jaka jest najefektywniejsza – jeden wierzy w sinupret i pochodne, mi w stanach gdy już muszę lecieć pomagają leki rodzaju Cirrusa. Większośc laryngologów także podpowie cirrus, ale każdy jest inny a cirrus na wiele osób ma też niezbyt miłe działanie poboczne (np. na mnie 😉 – czuję się jakbym jechał na dopalaczach). Wiele osób natychmiast wychwyci fakt że podczas zniżania się samolotu paniczne wysmarkiwanie nosa nie tylko może nie przynosić ulgi ale wręcz pogarszać stan i doprowadzić do prawdziwego zawalenia zatok po ich najdrobniejsze kanaliki. Podczas lotu tak czy siak dojdzie do przytykania ucha – jedyna moja metoda, która działa, to „zaciskanie nosa i odtykanie kanału usznego powietrzem z płuc” – często podawane powyżej jako recepta na „zatykanie uszu”. Trzeba trochę poćwiczyć i później samo już idzie, i da się nawet sterować stronami głowy oraz siłą parcia.
    To jest to pierwsza grupa – tutaj wiadomo przynajmniej z czym się walczy. Druga grupa i widze po postach że także często spotykana to jakiś rodzaj problemów błędnikowych. Chodzi o taki stan jak mają niektóre dzieci na karuzelach czy w autobusach – nie wiadomo czemu zaczynają „pływać”, mieć jakieś lekkie zawroty, problemy z koncentracją, czasem zaczyna boleć głowa, pojawiają się jakieś lekkie objawy migrenowe, etc. Papierowe torebki w oparciach siedzeń nie są tam bez powodu :). I niestety często te objawy trwają kilka dni po locie – często są uważane za przypadłości życiowe typu „muszę wypić kolejną kawę bo ledwo ciągnę” albo „chyba ciśnienie wariuje tak źle się czuję” itp :). Niestety nie mam na to żadnej recepty – a od czasu do czasu trafi mnie taka dolegliwość. Jedyne co zauważyłem to to że tego typu komplikacje są powiązane z krótkimi lotami i małymi szybkimi samolotami (taki mały bombardier na trasie 1kkm po prostu leci ostro w górę i po dotarciu do wysokości przelotowej, zwykle bardzo wysokiej, natychmiast zaczyna lecieć w dół – KOSZMAR dla błędnika), z mocnymi turbulencjami podczas lotu, oraz z miejscem w samolocie o czym czasem wspominano powyżej (niektórym pomaga siedzenie przy korytarzu, niektórzy muszą widzieć świat przez okno, niektórym pomaga latanie w przedniej części a niektórym w tylniej zależnie od położenia silników, położenie głowy na kolanach). Im większy samolot tym problemy są delikatniejsze, albo w ogóle niezauważalne. Nie będę się tu wymądrzał 🙂 – mi pomaga tylko późniejszy sen, a czasem niezbyt obciążający jogging, ale bywa różnie. Jeżeli lecę rano i potem cały dzień siedzę w pracy – to niestety kolorowo nie jest. Są też specjalne ćwiczenia na „kalibrację” błędnika, ale ich sens dotyczy raczej poważnych zaburzeń błędnika i są to ćwiczenia długoterminowe – jak komuś coś takiego dolega to radzę poszperać za ćwiczeniami na bppv. Jedynym środkiem farmakologicznym jaki mi przychodzi do głowy to zwykłe tabletki na chorobę lokomocyjną, ale nie mogę powiedzieć czy są skuteczne.
    Pozdrawiam cierpiących i zachęcam ich do szukania własnych rozwiązań – na błędnik tylko to pomaga, a inni może trochę też na tym skorzystają….

  • Piotr pisze:

    WItam.
    Piotr z tej strony. Znalazłem tą stronę kiedy miałem wybrać się w podróż z Londynu do Cork bo po pierwszej podróży do UK głowa mało mi nie eksplodowała, miałem potężny ból uszu, były totalnie zatkane, ledwo słyszałem a co ciekawe taki stan miałem przez 2 dni,. Ze względu na moje dolegliwości związane z zatokami musiałem znaleźć sposób na problemy o których wszyscy tu piszemy, spisałem więc to co znalazłem tutaj i na innych stronach zapisałem sobie w telefonie żeby mieć „pod ręką” jak już będę w samolocie w międzyczasie jeszcze udałem się do „apteki” dokładnie to był Boots po jeden ze środków znalezionych na innej stronie, chodziło dokładnie o Disophrol, niestety nie było ale pan usłyszawszy że chodzi mi o zatoki podał mi coś co sie nazywa: Decongestant w tabletkach. W tym momencie kiedy to piszę jestem w Cork już kilka godzin po lądowaniu, nie wiem który ze sposobów dokładnie miał na to wpływ bo poza wspomnianymi tabletkami żułem jeszcze gumę w samolocie, przełykałem ślinę kiedy czułem że mi się uszy zatykają nawet delikatnie, dwa albo trzy razy próbowałem metody „Valsalvy”, no i przez część lotu słuchałem muzyki w słuchawkach, w każdym razie nic, zero, totalny brak jakichkolwiek objawów ani zatkanych uszu, ani bolących, nic kompletnie mi nie jest, dtatego też chciałem się z wami tym podzielić, być może uda mi się komuś ulżyć. Pozdrawiam.

    • Monika Trętowska pisze:

      Piotrze, dzięki za napisanie na gorąco. Wasze rady są niezwykle cenne. Ja niedawno leciałam znowu na długiej, międzykontynentalnej trasie i pomogło mi długie ziewanie (ale tak naprawdę, nie udając) oraz zatkanie nosa i ust, starając się potem wypuścić powietrze. Odblokowało się i doleciałam prawie bez zatkanych uszu.

  • jozeann pisze:

    nie czytalam wszystkich komentarzy wiec moze to juz bylo. tez meczylam sie z okropnym bolem w prawym uchu podczas ladowania i wiecie co pomoglo? wieczor przed wylot nalalam do obu uszu troche wody utlenionej. wystarczylo nalac i odczekac chwile. nastepnego dnia podczas lotu po raz pierwszy nic mnie nie bolalo 🙂 niektorzy moga poczuc roznice dopiero po kilku takich „zalaniach ucha” ale powinno pomoc 🙂

    • Irka pisze:

      w ten sposób zniszczysz sobie uszy. woda utleniona jest zbyt silnym specyfikiem żeby go sobie wlewać do ucha. odradzam ten sposób.

  • efta pisze:

    Ja, można powiedzieć że sporo latam. Zawsze są jakieś sensacje typu przytkane delikatnie uszy na co pomagało zwykle przelykanie śliny. Jednak ostatnim razem gdy lecialam podczas lądowania tak strasznie zaczęły boleć mnie uszy, myślałam że oszaleje. Prawie nic nie slyszalam. Jakby ktoś mi wbijamy pręty w uszy. Aż boję się lecieć spowrotem już za parę dni. Co jest inaczej i co mogło spowodować taka reakcję gdzie nigdy wcześniej nie miałam takich sensacji? Doszłam do wniosku że to musi mieć związek z moim teraźniejszym przeziebieniem. Katar, delikatny kaszel. Nie widzę innego wytłumaczenia. Wyladowalam 24 godziny temu a uszy to się zatykaja to odtykaja. Masakra jakaś .

  • Anna pisze:

    Ja właśnie jutro lece i juz mnie stres łapie bo mam takie bóle jak opisujecie i mało tego mam aparat ort na zębach wiec guma nic mi nie daje bo zaraz zęby bolą, myśle o drinku moze jakos rozkurczowo dziala bo zanim doprosze sie kubków z gorącymi wacikami to ból mnie zmasakruje, trzymajcie kciuki za mnie

  • Czująca to samo pisze:

    hej! szukałam informacji nt. tych dolegliwości, ale w necie dużo piszą tylko o problemach tego rodzaju podczas chorych zatok i przeziębień. ja zupełnie zdrowa jeśli chodzi o drogi oddechowe, a może nieświadoma choroby, leciałam pierwszy raz na tygodniowe wakacje… lot tylko ok. 3 godzin do Grecji, jak przy starcie podczas wznoszenia coś tam czułam i zatykanie było, tak i w jedną i drugą stronę podczas lądowania przeżyłam ok. 20 minutowy KOOOSZMAAAR… ból i zatykanie uszu nieziemskie…słyszałam, żer mogą się podczas wznoszenia czy lądowania zatykać uszy, ale nigdy nikt mi nie mówił, że czuje się taki ból… a może to nie ból tylko taki rodzaj dyskomfortu, strachu, u mnie prawie przeistoczył się w panikę…czułam tak ogromny niepokój związany z tym, że pękają mi bębenki, że też nie panowałam nad małymi łzami, w dodatku jak po tyg. wracaliśmy, to najbardziej bałam się momentu lądowania i powtórki z ”rozrywki” i oczywiscie powtorka byla. Też nerwowo rozglądałam się dookola ale ludzie spokojni, nikt nie narzekał, a jak jak dziwak.. mąż się dziwił, bo mówił że tylko troche się mu uszy zatykały, ale przełykał ślinę i spoko, nic nie czuł.. i jeszcze jego głupie rady ”przełykaj ślinę”, ja nawet sobie wodę wzięłam i po wypiciu całej buteleczki (lecieliśmy z półtoraroczną córką, więc z napojami wniesionymi na pokład nie było problemu).. córcia też czułą niepokój (jak i inne obecne na pokladzie dzieci) i troche marudna i senna byla przy ladowaniu, i troche poplakiwala..tez widzialam ze palca do uszka wkłada, więc i dla niej nie było to miłe doznanie.. kurcze, ciągle myslalam ze to problem wnoszenia, ze tylko zatykanie uszu, ale przy ladowaniu problem jest zdecydowanie gorszy i ten lęk przed peknieciem bebenka…taki bol swidrujacy uszy..i rowniez mam pozniej pare godzin uszy tak zatkane ze nie slysze nic, albo slysze bardzo stlumiony dźwięk. koszmar koszmar koszmar, juz mowilam mezowi ze chyba przez to uczucie wole sie memlac autokarami..w dodatku lot z malym dzieckiem powrotny i spotkal nas pech, 15 godz opoznienia, ze niby ”awaria”, jeszcze wiekszy lęk przed lotem..brrrrrr..
    Mam jeszcze pyt. Czy to niemi łe okropne uczucie może być spowodowane krzywą przegrodą nosową (tak sobie podejrzewam, bo mam problem nieraz z oddychaniem , jakby \atykaniem dziurek od nosa)..problem nie jest zdiagnozowany..
    pozdrawiam

  • Wesley pisze:

    Witajcie, jak tam mają się wasze główki przy lądowaniu? Co u Ciebie Tresvodka, czy znalazłaś już swój sposób na bolące uszy, głowę?
    Słuchajcie, pragnę się z Wami podzielić w moim przypadku w 100% sprawdzoną metodą na uciążliwe bóle głowy i zatkane uszy przy lądowaniu, na którą wpadłem całkowicie przez przypadek. Otóż, kilka lat temu, kiedy nie przyleciał po nas planowany samolot, biuro podróży z racji długiego oczekiwania na lotnisku, wszystkim swoim klientom wydało bony żywnościowe do barów na lotnisku. Była to na tyle duża kwota, że po najedzeniu się do syta jeszcze zostało nam trochę pieniędzy w bonach do wykorzystania. Nie chciałem żeby przepadły, więc postanowiłem za resztę wykupić kilka kieliszków wódki! Wypiłem wtedy ok.200ml alkoholu, a że nie jestem nałogowym alkoholikiem a w zasadzie piję naprawdę okazjonalnie to byłem w samolocie nawet wesoły 🙂 Ale najlepsze jeszcze było przede mną, bo przy lądowaniu nie wiedziałem co to ból głowy czy zatkane uszy. Czekałem z trwogą kiedy się zacznie i nic! Wylądowałem i nic mnie nie zabolało nawet na sekundę!!! Wcześniej ból głowy, a latałem już wielokrotnie był zawsze nie do zniesienia. Bolało mnie czoło, oko, pod okiem i skroń, za co winą obarczam moje chore od dziecka zatoki. Czułem jak rozrywało mi głowę odkąd samolot rozpoczynał zniżanie i tak cierpiałem do samego wylądowania a czasem jeszcze dłużej. Do tego zatykające się uszy. Kiedyś po powrocie z Madery w Warszawie powiedziałem coś do żony przy taśmie z bagażami a ona do mnie nie krzycz, przecież słyszę cię dobrze. Problem w tym, że to ja nie słyszałem, więc krzyczałem zamiast mówić.
    Od tamtej pory zawsze przed lotem wypijam już na samym lotnisku, po odprawie bagażowej a tuż przed odprawą osobistą ok.200ml wódki, a ostatnio nawet na rezerwę zabrałem 100ml oryginalnie zapakowanego alkoholu do bagażu podręcznego (bo tyle wolno). I wiecie co, jeszcze nigdy od tego czasu nic mnie nie bolało, a kilka razy już leciałem. Dowiedziałem się że alkohol rozszerza naczynia krwionośne i pewnie dlatego zwiększa się ich przepustowość i nic się nie zatyka, więc i nic nie boli. Ot moja w 100% sprawdzona metoda na potężne bóle głowy przy lądowaniu. Szkoda, że nikt wcześniej o tym nigdzie nie napisał, tylko jakieś bzdury o łykaniu śliny, czy ssaniu cukierków itp mity w internecie.
    Sprawdźcie proszę, to naprawdę działa!!!!!!! A jak już ktoś to przetestuję niech się podzieli, czy jemu również pomogło.
    Pozdrawiam serdecznie i oby nigdy już nikt nie musiał cierpieć przy lądowaniu. Pa,pa 🙂

  • Gosia pisze:

    Mam dokładnie to samo. Jest to okropne. Po ostatniej podróży cierpiałam przez 3 dni. Zatkane uszy, niesamowity ból głowy 🙁 Z każdym kolejnym lotem próbuję to opanować. Najbardziej pomaga ziewanie, ale takie na maxa . Dziwnie pewnie to wygląda, no ale jakoś musze sobie radzić

  • Marczella pisze:

    godzinę przed lotem należy zażyć tabletki cirrus które zawierają pseudoefedrynę obkurczającą obrzęki i śluzówkę która cierpi na stan zapalny oraz substancje przeciwalergiczną wspomagajaco, przy infekcji można do tego w tym samym czasie zażyć tabletkę ibuprofenu, pomoże zmniejszyć stan zapalny. Jedyne ale, na cirrus muszą uważać osoby z nadciśnieniem tętniczym, chorobami serca, może pobudzać.

  • Magda pisze:

    Ja tylko raz przeżyłam koszmarne lądowanie jak miałam katar. Potem przez miesiąc nie słyszałam na jedno ucho – laryngolog mi powiedział, że mam wszystko w środku opuchnięte i że muszę uważać żeby następnym razem nie uszkodzić sobie czegoś trwale. Od tej pory w każdą podróż biorę Sudafed w tabletkach i jeśli tylko jestem odrobinę przeziębiona biorę go godzinę przed rozpoczęciem lądowania – normalnie ratuje mi życie. Cirrus ma dla mnie za dużą dawkę pseudofedryny – dostaję po nim palpitacji serca – nieźle się przestraszyłam jak wzięłam go pierwszy raz.

    • Monia pisze:

      Magda przedwczoraj przezylam tako cisnieniowy koszmar po raz pierwszy. Lecialam z infekcja zatok i uszu. Po locie cierpialam jeszcze bardziej i w aptece polecili mi wlasnie sudafet. Po 30 min bylam jak nowo narodzona. Wczoraj wracalam. Po sudafecie uszy nadal zatkane ale juz bez bolu. Zdecydowanie pomoglo. Mimo ze jeszcze odczuwam ogluszajace skutki tej podrozy sudafet bedzie mi towarzyszyl jeslo bede zmuszona leciec z przeziebieniem. Pozdr

  • moniawwl pisze:

    Z tymi kroplami to prawda, tylko zakrapla sie 5-6 kropli do nosa, nie do ucha.

  • Jest 1 sposób który na zawsze pomoże wam nauczyć kontrolować ciśnienie w uszach.
    Kilka lat temu byłęm na nurkowaniu z rodzinką i tam dokladnie pokazali jak regulować ciśnienie w uszach zawsze działa bo musi . Zatykamy nos i dmuchamy w uszy mocno wymaga to umiejętności więc prosze poczytać jak się to robi dokładnie. Przy regulowaniu ciśnienia nawet to slyszymy ….
    (jak zatkasz nas nie pompuj w buzie tylko skoncentruj sie na uszach jakbyś je chcial/a wypompować tak jakbyś chciała wyćisnąć coś z uszów poprostu zatkaj nos i mocno pompuj w nos nie w buzie wtedy powietrze powinno dotrzeć tam gdzie trzeba)

    I zanim stwierdzisz że nie działa wiedz że musisz sie tego nauczyć jak raz zrobisz będziesz umieć zawsze no i bd można zejść w wodzie na każda głębokość co 1m-1,5 regulujac cisnienie w uszach oczywiście działa każdy nurek powie ci to samo , moja żona ma z tym problem bo zawsze pompuje buzie a to nie o to chodzi ale nad tym pracujemy:)

  • Małgo pisze:

    Cześć. Ten wątek tutaj był przeze mnie wiele razy odwiedzany, ponieważ też mocno cierpiałam przy lądowaniu, ostatnie dwa przeloty były koszmarem, aż stewardesy przynosiły mi te kubki z ciepłą wodą, ale nic to nie dało. Zbierając wszelkie informacje zewsząd wynalazłam najlepszego laryngologa w mieście i poszłam na wizytę. Prawdą jest to, że boli nas to wszystko, czym mamy zapchane kanały i do lotu wszystko musi być osuszone i wyczyszczone i nic nie zalegać w tych zatokach – ten ostatni bolesny lot był spowodowany lekkim przeziębieniem. Lekarz zbadał uszy, żadnego przedmuchiwania czy płukania nie robił, powiedział, że zaczniemy od farmakologicznego sposobu, bo jeśli by to nie pomogło, co bardzo rzadko się zdarza, to wtedy należałoby laserem dziurkę zrobić w błonie bębenkowej, ale to naprawdę ostateczna ostateczność i na pewno pomoże mi ten zestaw, który wszystkim pomaga jak dotąd. Nie wierzyłam, ale zakupiłam wszystko i stosowałam 3 dni przed lotem. Rytuał był taki: najpierw aerozol do nosa AFRIN 2x dziennie po dwie dawki, przy wieczornej dawce po pięciu minutach aerozol PRONASAL (można i przy obu dawkach), po czym po chwili zatkać nos i dmuchać „w uszy” (metoda płetwonurków – to podstawa!), 2x dziennie CIRRUS duo i 3x dziennie IBUPROFEN-Pabi (miałam zapisane nawet po 3x2tabletki, ale brałam po jednej).
    Po Cirrus owszem, jak i po Sudafed czy Gripex – pseudoefedryna daje wrażenie bycia na dopalaczu, nie chce się jeść, po około 2 godz łapie jakby na sen a później w ogóle ciężko usnąć (lepiej brać z samego rana jedną i przed 15tą drugą, bo później nocka zarwana), warto poczytać w necie o tym, jak działa, ale ja pomimo nadwrażliwości na leki i niegdysiejszych zawrotach głowy przetrwałam bardzo dobrze, więc jak ktoś coś wyżej wspominał o zawrotach po Cirrus, to bardzo wątpię i jestem skłonna zaprzeczyć i bardziej skłonić się ku tym problemom z błędnikiem u kogoś. Ale to każdy musi wiedzieć sam, jak tam co na kogo działa.
    Acha, alkohol przy Cirrus odpada, bo Cirrus serio wysusza i odwadnia i alkohol odwadnia, więc kiedy raz w taki dzień rytuału wieczorem wypiłam piwo, to rano miałam omdlenia, bo się odwodniłam, tak więc lepiej uważać i ogólnie w te dni trzeba bardzo dużo pić.
    Tych aerozoli nie można też za długo używać, właśnie tak 3 dni max, ewentualnie, kiedy miałam przelot z powrotem zaraz, to dzień przerwy bez tych leków, ponieważ one podrażniają śluzówkę, tak więc wątpiłam w ich działanie, bo mi się lało z nosa przez te dni i tak 😉
    W samolocie na te dwie godz przed lądowaniem też dobrze jeszcze raz powtórzyć z tymi aerozolami, podczas lotu co jakiś czas sobie tą metodą płetwonurków przedmuchiwać te uszy.
    No i najważniejsze – pełna lęku czekałam na lądowanie ale wszystko podziałało! W końcu mogłam podziwiać widoki spokojnie patrząc przez okno a nie jęczeć z bólu, mój towarzysz podróży cały czas mnie obserwował, czekając w napięciu, a tu nic 😉 Zatykały się uszy jak każdemu trochę, ale przedmuchiwanie zaraz i za chwilę się odtykały. Do tego i tak żułam sobie tą gumę czy przełykałam ślinę, wiadomo, ale wtedy wcześniej nic kompletnie nie pomagało i ból okropny. Tak więc naprawdę polecam ten zestaw i dobrych lekarzy życzę, bo może jakieś inne leki któryś tam poleci, no ja akurat dostałam takie. Pozdrawiam 🙂

  • jol pisze:

    słuchajcie mi pomogła WODA UTLENIONA! nie tylko pomogła bezboleśnie wrócić do kraju z wakacji ale wyleczyla moje zatoki i wieczne problemy z katarem. potrzebujecie 5ml soli fizjologicznej(1ampulka) i 4 krople wody utlenionej. kładziecie się na łóżku głowa powinna wystawać poza krawędź łóżka i maksymalnie być odchylona do tylu. wtedy zakraplaczem wlewacie połowę roztworu do jednej dziurki drugie pół do drugiej. leżycie w tej pozycji minimum 10 min. jest to dość nieprzyjemne ale działa! woda utleniona przyczyści wszystkie zatkane kanaliki. zauważycie od razu poprawę. przed lotem powtorzylam ta czynność 3 razy. ladowalam bez bólu! w domu wykonywałam ten zabieg przez następny tydzień. wyleczylam sobie chore zatoki. i pomyśleć że przez dwa poprzednie lata dostawałam od lekarzy same antybiotyki spraye do nosa i wlewy a zaden z nich nie zaproponował użycia głupiej wody utlenionej którą kupiłam za 1 euro w wakacyjnej aptece.

  • Karol pisze:

    0.5 godziny przed lądowaniem biorę 2 tabletki Ibuprom zatoki, gdy samolot zaczyna schodzić do lądowania, albo pare minut wczesniej. Ma ten sam składnik co cirrus i dodatkowo jest przeciw bólowy. Nie ma jednak tego składnika który działa na serce. U mnie działa, chociaż ostatnio leciałem przeziebiony i głowa bolała, to nie tak jak bez tabletek.

  • piotr pisze:

    posoby wyrównywania ciśnienia
    Wbrew pozorom istnieje kilka technik wyrównywania ciśnienia i kilka zasad o których warto pamiętać. Przedmuchiwanie można już zacząć na powierzchni, tuż przed zanurzeniem. Dmuchając lekko tworzymy poduszkę powietrzną za błoną bębenkową, która chroni ją przed urazem. Pozwala nam to również sprawdzić udrożnienie trąbki Eustachiusza.

    Podczas zanurzania należy cały czas wyrównywać ciśnienie, niezależnie od tego czy czujemy ucisk w uszach, czy jeszcze nie. Gdy odczuwamy ból jesteśmy już za głęboko i nie mamy wyrównanego ciśnienia. Wtedy musimy wynurzyć się aż do momentu, gdy bólu nie czujemy i ponownie próbować wyrównywać ciśnienie.

    Do najprostszych technik wyrównywania ciśnienia należą te same czynności, które wykonujemy podczas startu czy lądowania samolotu, czyli przełykanie śliny, ziewanie, poruszanie szczęką czy głową. Pod wodą jednak, gdy zmiany ciśnienia są znacznie większe, techniki te działają tylko u osób, które mają bardzo drożną trąbkę Eustachiusza i właściwie nie potrzebują wykonywać żadnych innych zabiegów. Tych szczęśliwców jest jednak niewielu. W pozostałych przypadkach można wybrać jedną z innych metod. Ważne jest, aby początkujący nurek zdawał sobie sprawę z tego jak ważne jest wyrównywanie ciśnienia i że należy stosować odpowiednie techniki, aby nie zrobić sobie krzywdy na całe życie.

    Manewr Valsalvy
    Jest to podstawowa i najbardziej intuicyjna metoda wyrównywania ciśnienia. Nabieramy w płuca powietrza, zaciskamy palcami płatki nosa i staramy się je wydmuchać. Policzki pozostają przy tym ściśnięte, aby nie napełniły się wydmuchiwanym powietrzem. Czyli wydmuchujemy powietrze przez „uszy”. Antonio Valsava, był pierwszym który opisał tą technikę, już w XVIII wieku.

    Manewr Frenzel’a
    W tej metodzie staramy się zamknąć struny głosowe, tak jak w momencie gdy podnosimy bardzo ciężki przedmiot. Podobnie jak poprzednio zaciskamy palcami płatki nosa, a język układamy tak jak do wymówienia litery K, czyli przyciskamy tylną część do podniebienia, co powoduje podniesienie się „jabłka Adama” podczas próby wydmuchiwania powietrza. Metoda ta jest przeważnie znacznie skuteczniejsza od poprzedniej. Została ona wymyślona przez Hermana Frenzel’a, pilota Luftwaffe, podczas II Wojny Światowej. Piloci samolotów wojskowych, którzy wykonują manewr tzw. „nurkowania” narażeni są na zmiany ciśnienia, podobnie jak nurkowie.

    Manewr Toynbee’a
    Dosyć trudna technika, która polega na przełykaniu śliny przy równoczesnym zaciskaniu palcami nosa. Mięśnie w gardle uruchomione poprzez przełykanie powodują otwarcie się trąbki Eustachiusza i wyrównanie ciśnień. Nie polecana przy szybkim zanurzeniu, ponieważ margines błędu jest tu niewielki.

    Manewr Lowry’a
    Jest to połączenie wszystkich technik, polegające na jednoczesnym zaciskaniu płatków nosowych, przełykaniu śliny i „przedmuchiwaniu”. Trudny do opanowania, ale poprawnie wykonany jest bardzo skuteczny.

  • Jarek pisze:

    Cześć to i ja dorzucę swoje 3 grosze do wątku, bo też już mam jakieś doświadczenie.

    Ja również przeżyłem na sobie większość z opisywanych tu przez ludzi dolegliwości (łącznie z wbijaniem prętów w uszy :() a latałem na różnych trasach.
    Potwierdzam, że te metody wyrównania ciśnienia opisane przez Piotra pomagają zwłaszcza na zatkane uszy, sam stosuje 2 pierwsze (Valsalvy i Frenzel’a). Ale to pomaga tylko wyrównać ciśnienie i odetkać uszy jak jesteśmy zdrowi (zatykanie i odtykanie ucha może występować nawet do kilku dni po lądowaniu ja tak mam i zawsze przechodzi).

    Co gdy chorujemy (katar przeziębienie), tak jak wyżej pisały osoby pomagają leki i o dziwo alkohol 😉
    W moim przypadku na katar i zatkane zatoki (gdzie ból był nie do zniesienia) pomógł spray polecony przez mojego laryngologa (ciężko było znaleźć dobrego w moim mieście, ale się udało), OTRIVIN (tabletek Cirrus nie sprawdzałem, bo już nie było potrzeby), trzeba zgodnie z instrukcja psiknąć do nosa 2-3 dawki na dziurkę około 30 minut przed startowaniem i lądowaniem, środek zawiera Ksylometazolina, która świetnie udrażnia drogi oddechowe i kanaliki zatokowe (to przez nie są te bóle pod oczami w czaszce oraz kłucie). Ważna sprawa nie można go stosować dłużej niż 7 dni z rzędu gdyż jest to lek sterydowy (tak mnie poinformował lekarz). Od tamtej pory mam pełną kontrolę nad bólem przy lądowaniu i mocno zatkanych uszach :). Alkoholu nie stosuję, bo nie przepadam za wódką, ale 2 razy przyznaję, że pomógł.

    Potwierdzam też obserwacje jednej z osób tu piszących, iż im większy i nowszy samolot tym dolegliwości są mniej odczuwalne. W małych samolotach na krótkich trasach zdecydowanie bardziej męczą mnie lądowania.

    To tyle z mojej strony pozdrawiam wszystkich latając i życzę każdemu znalezienia swojej skutecznej metody Jarek.

  • Angie pisze:

    Ja niestety mam tak przez cały lot. Przy starcie i przy lądowaniu najgorzej, ale przeżywam koszmar piszesz cały lot, a mieszkam w UK, więc często latam i nienawidzę tego. Wolę jechać autem 2 dni, niż lecieć samolotem przez dwie i pół (a potem jestem 'głucha’ przez 2 dni…
    Próbowałam już wszystkiego (no z wyjątkiem tej głowy pomiędzy kolanami) jednak najlepsze sposoby moim zdaniem to wyjdzie żucie gumy, lub ssanie cukierka i ziewanie, ale czasem ciężko ziewnąć na zawołanie. Tak czy siak to pomaga tak, że uszy się odtykają (co samo w sobie jest bolące), a po chwili znów się zatkają i znów ten sam ból. Przez dwie i pół godziny lotu do Polski co minutę zatykają i odtykają mi się uszy.
    Gdy leciałam do Grecji (około 4 godz.) To uszy bolały mnie tylko przy starcie i przy lądowaniu… nie wiem dlaczego tak się stało, ale zdecydowanie był to mój najprzyjeniejszy lot w życiu…
    Marzę o tym, że któregoś pięknego dnia powstanie na to jakiś lek…

  • Foxy pisze:

    Witam:)
    Ja próbowałam wszystkiego co wyżej wymienione, z wyjątkiem alkoholu (następnym razem spróbuje bo już kiedyś słyszałam że pomaga) i głowy między kolanami (Jestem za wysoka:D). Żaden Otrivin spreye i tabletki nigdy mi nie pomogły. Żucie gumy i ziewanie mnie rozsmiesza. Nawet kubki niewiele dają. Czasem dmuchanie w zatkany nos pomaga ale nie na tyle żeby nie bolało. Aż pewnego razu na wakacjach w Turcji się przeziebilam. W aptece kupiłam Strepsils mentolowy. Kiedy wracaliśmy miałam końcówkę kataru i byłam pewna że to będzie koszmar ale podczas całego lądowania ssalam tego strepsilsa. Jedną tabletkę za druga. I NIC! NIC NIE CZUŁAM! Szok! Po wylądowaniu szczypal mnie tylko język XD Uszy miałam lekko przytkane ale nie tak jak zawsze i nic mnie pierwszy raz nie bolało. W kwietniu czeka mnie lot do Emiratow. Tym razem wezmę zapas cukierków ale CZARNYCH HALLSOW. I strzele se drinka albo coś a co;)

Leave a Reply

Close Menu