Do Iquique wybieralam sie juz 3 razy, ale zawsze w ostatniej chwili cos krzyzowalo mi plany. W koncu sie udalo! Tuz po powrocie z 'wakacji’ w Polsce polecielismy tam z Claudio na trzydniowy kongres nauczycieli angielskiego. Brzmi powaznie, prawda?:) Claudio byl jednym z organizatorow, niniejszym byla to moja pierwsza oficjalna podroz jako Pani Żona. To dopiero brzmi powaznie! 😉 Pomimo ograniczen pelnionej funkcji (hehe) udalo mi sie zobaczyc co nieco, choc pozostal mi duzy niedosyt i zdecydowanie do Iquique jeszcze wroce. To tylko 2 godziny samolotem z Santiago, na daleka polnoc.
Kilka powodow, dla ktorych w Iquique moze byc fajnie i Wam:
- Ma oryginalne polozenie geograficzne. Miasto wcisniete jest w waski pasek miedzy oceanem a wydmami, za ktorymi rozciaga sie pustynia. Do tego w Iquique wlasciwie caly rok jest cieplo, temperatura nie spada ponizej 15 stopni, woda w zimie ma 18.
- Sama plaza (dluuuga Playa Cavancha) bardzo pozytywnie mnie zaskoczyla. Duze fale, bialy piasek, palmy, ladna promenada, sciezka joggingowa, nadmorskie boiska do pilki noznej, a tuz tuz obok budynki i apartamentowce – w mig przypomniala mi sie Copacabana.
- To jedno z najlepszych miejsc w Chile, o ile nie najlepsze, na lot spadochronem. W pogodne dni niebo nad Iquique pelne jest kolorowych smialkow, ktorzy skaczac z wydmy przelatuja nad oceanem, by wyladowac na plazy (mozna tez wyladowac na wydmie). Wyglada to na naprawde piekna przygode i jestem zdecydowana wrocic do Iquique, by tego sprobowac. Z tego co pamietam lot trwa ok. 30 minut za co placi sie 35.000 pesos (220zl). Ponizej video, jakie znalazlam na youtubie:
- W miescie dziala ZOFRI (Zona Franca de Iquique), czyli strefa wolnoclowa.
Szczesliwi beda wiec Ci, ktorzy chca sporo taniej kupic perfumy, alkohol, komputery, komorki czy inne sprzety elektroniczne. Tak naprawde mozna tam znalezc niemazle wszystko, ale – uwaga-nie zawsze jest az tak znaczaco taniej. Chyba ze kupuje sie hurtowo, ale my poruszlalismy sie po czesci dla 'normalnych ludzi’, ktorzy kupuja po sztuce:) Trzeba byc jednak czujnym, bo nieraz sprzedawcy wykorzystujac slawe ZOFRI, wciskaja stoleczniakom przyslowiowy kit, czyli sprzedaja po cenie takiej samej jak w Santiago, zapewniajac, ze 'to i tak taniej niz w stolicy!’. Lepiej sprawdzac wczesniej ceny albo chociaz wygooglowac szybko przed zakupem. Niemniej jednak w ZOFRI mozna spedzic polowe dnia i tak tez zrobilismy, bo ja szukalam sobie komputera, a Claudio komorki. Znalezlismy tez najwieksza butelke Belwedera jaka widzialam:) Kosztowala 100 000 pesos (630 zl)
- Az 3 razy odwiedzilismy restauracje 'El negro José’. Szczerze polecam, maja wspaniala wolowine w ziolach i smaczny bar salatkowy z zupami. Nie jest najtaniej, ale warto… To tez zdaje sie jedyne miejsce w miescie, gdzie podaja pastel de choclo wlasnej roboty. Wstyd sie przyznac, ale poniewaz pojechalismy do Iquique silna, uniwersytecka druzyna, lubiaca zjesc i wypic, przez 3 dni objedlismy sie jak swinki, wszyscy bez wyjatku.
- Trudno mi ocenic zycie nocne miasta, bo nasza piecioosobowa druzyna wynajela dom niedaleko plazy, wiec zycie nocne toczylo sie wlasciwie tam (i w 'El José negro’ az nas wyganial, zeby zamknac ;). W Iquique bylismy zreszta tylko 2 noce. Z soboty na niedziele po rozgrzewce w domu ruszylam jednak w miasto, bo… spotkalam kumpla zza swiatow:) Damián, Kolumbijczyk, ktorego poznalam w salsotece w hiszpanskiej Salamance, mieszka teraz w Iquique, bo dostal sie na roczny projekt badawczy. Swiat jest maly! Damián swietnie tanczy, nie moglismy wiec nie isc na salse:) Nie wiem czy pub 'Mango’ to najlepsze miejsce w miesce, ale zdaje sie, ze slynne i stoi na samej plazy. Moze stad obecnosc transwestytow i typow wygladajacych, jakby mieli cos na sumieniu. Tak czy siak, bawilsmy sie przednio:)
- Z Iquique organizowane sa toury po okolicach. Ja nie mialam tym razem czasu, ale moze w przyszlosci sie wybiore (albo ktos z was). Mozna odwiedzic Humberstone i Santa Laura, pobliskie , wymarłe miasteczka górnicze, gdzie wydobywano saletre. Dzis obiekty wygladaja troche jak z Dzikiego Zachodu i wpisane sa na liste zabytkow zagrozonych UNESCO. Inna opcja jest Pica, plantacje owocow tropikalnych i specjalnego typu limonki, uzywanej do narodowego, chilijskiego drinka pisco sour. Jeszcze innym wyborem moze byc Pisaqua, niewielka osada, ktora rowniez pamieta zlote czasy wydobywania saletry. Kryje w sobie niestety wiele bolu, bo lokalizacja uzywana byla jako oboz koncentracyjny zarowno w czasie dyktadury Pinocheta (dla komunistow), jak i rzadow Carlosa Ibáñeza del Campo (dla homoseksualistow). Zmieniajac nastroj – polecano mi rowniez gorace zrodla gdzies w okolicy 2 godzin od Iquique.
That’s all, folks. Nie mam za wiele zdjec, Claudio nosil ze soba kamere, bo trzeba bylo udokumentowac kongres. Chilijska Copacabane mam wiec tylko w pamieci. Ostatniego dnia, po sniadaniu a przed wylotem wyskoczylismy na plaze przed domem (te brunatniejsza), bo wyszlo piekne slonce. Tak nas pozegnalo Iquique, choc wole myslec, ze tak nas zaprosilo do powrotu:)