Skip to main content

Chile to kraj duchów. Piszę to z pełną świadomością i wcale nie po to, żeby Was przestraszyć (choć zobaczymy). Nie uważam się ani za osobę zbyt przesądną, ani też za wielkiego racjonalistę, który koniecznie musi dotknąć, żeby uwierzyć. Powiedziałabym, że jestem wypadkową zdrowego rozsądku i świadomości, że na świecie i we wszechświecie dzieją się rzeczy, o których nie wiemy nic albo bardzo mało i nie jesteśmy w stanie pojąć tego naszym umysłem. Ot choćby czarna dziura, sny prorocze czy… duchy. Ja w pewnego rodzaju energię i zdarzenia paranormalne wierzę, choć sama nigdy ducha nie widziałam. Będąc w Chile myślę jednak, że to kwestia czasu.

Sama nie wiem jak to się zaczęło, ale nagle zdałam sobie sprawę, że jednym z naszych ulubionych zajęć późnym wieczorem z C. jest oglądanie filmów i dokumentów o zdarzeniach paranormalnych. YouTube pełen jest tych podrabianych, ale są też materiały i artykuły, które dają do myślenia. Temat pozostawał jednak tym z serii „intrygujące, ale niewiele mogę dodać, doświadczeń brak”, aż  którejś nocy C. powiedział jakby nigdy nic, że po jego domu rodzinnym systematycznie przechadza się duch. Odkąd pamięta. „Był zresztą niedawno”, dodał tonem zupełnie naturalnym. Rzeczywiście, zaczęło mi się przypominać jak przez mgłę. Jak się poznaliśmy napomknął o jakimś nawiedzonym cmentarzu w Santiago i że on też widział ducha (ba!) u siebie w domu. Może to wino, może tysiąc innych poruszanych tematów, a może rosnące pierwsze zauroczenie – nie zakodowałam sobie tej informacji jako głównej. Tym sposobem nieświadoma niczego odwiedzałam (i odwiedzam) jego dom rodzinny każdego miesiąca. „Nie pamiętasz w ostatnią niedzielę jak wszyscy nagle zamilkli podczas obiadu i spojrzeli na Ciebie?”, zapytał. Pamiętałam. Myślałam, że pewnie nie zrozumiałam jakiegoś chilijskiego żartu (to były początki moich zmagań lingwistycznych) albo może siorbnęłam za głośno 🙂 Poza tym, po kilku sekundach wszyscy wrócili do talerzy. Okazało się, że duch nie tyle się pokazał, co zapukał w swój charakterystyczny sposób, po czym zwykle następuje jakaś seria wydarzeń. Tym razem jednak tylko zapukał, więc jedli spokojnie dalej. Ja, nieświadoma, też.

Zaczęłam oczywiście zadawać C. swój milion pytań i z niedowierzaniem stwierdziłam, że mam do czynienia z osobą, która nadaje się jako gość do niejednego dokumentu o tematyce nadprzyrodzonej. Otóż… (zróbcie sobie popcorn albo zaparzcie melisę, w zależności od odporności nerwów) …

Duch pojawia się i znika odkąd rodzina C. wprowadziła się do tego domu, czyli ponad 30 lat. Każdy w rodzinie go widział, każdy ma z nim jakieś przejścia i każdy trząsł w którymś momencie portkami,  choć w jakiś sposób się do tej jego obecności przyzwyczaili. Zdarzają się rzeczy typowe: gaśnie światło, powietrze nagle robi się zimne, szklanka na stole przesuwa się sama, żyrandol nagle kołysze jak przy trzęsieniu ziemi. Czasem w dzień duch przechadza się po domu. Wygląda to podobno jak postać unosząca się nad podłoga w oparach dymu papierosowego. Czasem kogoś dotknie, położy komuś rękę na ramieniu, czasem wchodzi do kuchni jak mama C. gotuje obiad i kładzie jej na plecach lodowate palce. Siostra C. miała kiedyś przyjemność widzieć jego uśmiechnięta od ucha do ucha twarz, którą wcisnął w okno i patrzył jak brała prysznic… To już wydaje się dużo, ale rzeczy, o których słuchałam z wielkimi oczami i zapewne rozdziawioną buzią, dzieją się w nocy.

C., najmłodszy w rodzinie, jest ulubieńcem ducha. Większość rzeczy zdarza się w jego pokoju. Wspomina jak za czasów, kiedy mieszkał jeszcze z rodzicami duch przychodził i otwierał jego szafki, przekartkowywał książki, podnosił ubrania. Czasem siadał na jego łóżku i mu się przyglądał (!!!), czasem stukał delikatnie w ramię czy nogi. C. mówi, że często nie widział go, ale czuł i widział wszystko co robi, ciężkość jego ręki, wgłębienie na łóżku  w miejscu, gdzie siedzi, otwierające się drzwiczki, otwierające się książki… Najgorzej wspomina jednak jak zobaczył pierwszy raz jego twarz. Obudził się w nocy z wrażeniem, że ktoś go obserwuje. W otwartych drzwiach do pokoju zobaczył GO, stojącego nieruchomo i patrzącego. C. zmroziło i zamroziło, mówi, że nie mógł się ruszyć ani nic powiedzieć (właśnie nagle ze ściany spadł mi plakat, o mało nie dostałam zawału :P). Światła przejeżdżających samochodów za oknem, co jakiś czas rzucały na niego smugę światła. C. dokładnie pamięta: brodaty facet, w kapeluszu i w ponczo. Tak samo widziała go siostra pod prysznicem, tak samo inni członkowie rodziny. C. mówi, że wszystko to co się słyszy o paraliżu i panice to prawda. Nie można wydobyć z siebie głosu, dopóki nie odejdzie. Nigdy nie zrobił C. krzywdy, ale zafundował sporą dawkę strachu.

Jak żyć w takim domu też się pytacie? Chyba dają radę, bo duch nie jest agresywny i pojawia się raz na jakiś czas. Poza małymi wyjątkami nigdy nie zrobił niczego krzywdzącego. Raz uderzył brata C., i jakoś nieciekawie go przycisnął którejś nocy, ale to podobno nieliczne przypadki. Lubi za to robić żarty. Wspomniałam o przesuwaniu szklanek i przenoszeniu rzeczy. Lubi też zamykać ludzi w łazience, zwłaszcza koleżanki C. Po tym jak zablokował drzwi (które nie mają zamka) i zaczął w nie mocno stukać,  nigdy więcej owe koleżanki nie wróciły już do tego domu. Mam zresztą podejrzenie, że duch nie bardzo lubi obecności kobiet w okolicach C. (co mi chyba najbardziej pulsuje w głowie). Tezę tę motywuję m.in. następująca historia…  Kiedy C. studiował w Anglii, jego siostra miała operacje. Jako że jego łóżko jest najwygodniejsze w domu, położyła się w jego pokoju. Duch przyszedł w nocy, zaczął ją stukać w nogę, aż się obudziła, a potem trząść łóżkiem, aż nie wstała (obolała i pooperacyjna) i nie poszła do siebie. Dlatego też coś mi mówi, że mam dużą szansę nie zostać jego ulubienicą.

Rozumiecie teraz moja straconą pozycję? Z drugiej strony, pojawiam się w tym domu już od 2 lat, dość regularnie, i jestem prawie pewna, że nieraz mnie już widział. Z jakiegoś powodu jednak jeszcze nie miałam z nim styczności… Nocowałam tam póki co 3 razy. I te 3 razy nie miałam wyjścia. Raz byłam po wielu  %, więc usnęłam szybko i bezboleśnie. Drugi raz prawie nie spałam, bo za oknem na patio całą noc szalały 2 psy rodzinne (tej wersji się trzymam), do tego na dobranoc bardzo mądrze obejrzeliśmy z C. hiszpański horror w tematyce duchów. Trzeci raz, w środku nocy mieliśmy samolot to Buenos Aires, a że z domu rodzinnego C. jest  bliżej na lotnisko spaliśmy tam. Zmrużyłam jedno oko na 2 godziny. Drugim okiem obserwowałam cienie na ścianie przed moim nosem. Dałam radę!

Czy wiedzą kto to? I tak i nie. Ja, dowiedziawszy się, miałam ochotę sprawę zbadać dogłębnie i pieczołowicie, nawet jeśli musiałabym spędzić miesiąc w bibliotece i jakiś historycznych papierach, przepytać ludzi. Rodzina C. woli zostawić ducha w spokoju. Niech sobie chodzi i szuka tego czego szuka, aż znajdzie. Moje mini śledztwo wykazało, że duch przechadza się nie tylko po domu rodziców C., ale też po kilku innych na tej samej ulicy. Podobno w tej okolicy były kiedyś „jakieś pola”, na których toczyły się „jakieś walki”, i zginęło „trochę chłopów, jak mówią. Wydaje się więc, że to jeden z nich, który błąka się po swojej starej ziemi. Czego szuka? Tu musiałabym opowiedzieć Wam jeszcze jedną historię, i to chyba najbardziej „creepy”, ale chyba Was oszczędzę. Powiem tylko, że duch też kilka razy przemówił. Pytał się między innymi: „gdzie to jest?”, a pies od zawsze jakoś szczególnie drapie podłogę w jednym pokoju… Więc tak, duch czegoś szuka…

 

Napisawszy to wszystko zastanawiam się, jak ja do cholery tam jeszcze chodzę i to z własnej woli. Przyznaję, że po poznaniu kilku historii nie mogłam o tym nie myśleć i miałam chwile wahania, kiedy podczas niedzielnego obiadu odchodziłam od stołu i szłam sama do łazienki. Kiedy mama C. prosiła mnie o przyniesienie czegoś z jego pokoju, myśli miałam niespokojne, ale szłam… a może biegłam. Pewnie biegłam, zwłaszcza spowrotem. Sama nie wiem. Nadal czasem zapala mi się czerwona lampka, choć wiem to wszystko już od ponad roku. (I jutro tam idę, cholera). Ale z drugiej strony coś mi mówi, że jakby coś miało być nie tak, to już by mi dawno dał znać, żebym się więcej w tym domu nie pojawiała. Nie wiem skąd bierze się we mnie ta odwaga czy też głupota, bo teraz jak to czytam to myślę, że jestem niepoczytalna, żeby iść tam jutro na obiad.

No dobrze dobrze, to jeden duch, a ja Wam wypaliłam na początku o całym kraju. Okazuje się bowiem, że przypadek C. nie jest odosobniony. Temat zaczął wypływać przy piwnych spotkaniach i zorientowałam się, że nigdy w życiu nie miałam tylu znajomych, którzy mają bądź mieli doświadczenia paranormalne, włączając w to swojego, osobistego ducha. Historie sprzedają mi też moi uczniowie, opowiadając o duchach w biurach, kiedy zostają po godzinach, co się dzieje w domu dziadków albo co w kopalni, gdzie pracuje wujek itd. Zaczęłam się więc wgłębiać w te chilijską nową właściwość, i wyszło na to, że to temat o którym dość często usłyszeć można nawet w wiadomościach. Na dowód wrzucam link do newsa o człowieku, którego duch, pół godziny po tym jak zginął, patrzył na jego/swoje ciało. Na środku ulicy:

Dla nie-hiszpańskojęzycznych dopowiem, że druga część newsa mówi o innej historii, kiedy to kobieta wzięła na stopa jakiegoś przystojniaka. Umówili się nawet na randkę, a jak próbowała się z nim skontaktować okazało się, że nie żyje od kilku lat.

Programy o duchach i zdarzeniach paranormalnych są zresztą częstym gościem wśród wieczornych ramówek w chilijskiej tv. W Santiago mamy kilka nawiedzonych domów, supermarketów (!) i innych miejsc, na czele z Plaza de Armas, głównym placem miasta (3 przecznice ode mnie). To zresztą jeden z głównych punktów wycieczek śladem duchów organizowanych w stolicy. Tak! Mają tu specjalne toury! Oj, Santiago kryje legendy, jak choćby La Rubia de Kennedy (Blondynka z Alei Kennedy). Komu się nie chce otwierać linka, streszczam, że chodzi o piękną blondynkę w białej sukience, która łapie stopa zawsze w tej samej okolicy, na Alei Kennedy, prosi zawsze o ten same kierunek, a potem nagle znika z tylnego siedzenia. I takie tam inne historie… każdy region kraju ma swoje. Pasjonatom tematu polecam pogooglowac i pojutubować, zwracając uwagę ile materiału ma swój oryginał w Chile. A ja kiedyś siądę i opiszę wam moje paranormalne Santiago.

Sama nie wiem jak zakończyć taki post. Podejrzewam, że pukniecie mnie w czoło. Nie dość, że trzęsienia, to teraz duchy. Brakuje UFO, nie? (O UFO też będzie post…hihi) Pozostaje mi chyba mieć nadzieję, że tak jak omijają mnie szerokim łukiem wszelkie napotkane do tej pory Cyganki, tak będą mnie nadal omijać inne „energie”.

Dobranoc!

PS: Zachecam do ewentualnego komentowania na blogu zamiast na Facebooku, choc kazdy feedback mnie cieszy:)

Monika Trętowska

Author Monika Trętowska

More posts by Monika Trętowska

Join the discussion 15 komentarzy

  • Dorotta pisze:

    I że niby ja mam tam przyjechać, hę ?!! Przecież wszelkie cyganki, wróżki itp. to do mnie pierwsze plus moja bujna wyobraźnia!!! Się boje troszkę 😉

  • tresvodka pisze:

    Kochana, masz prawie 20 godzin lotu, zeby sie psychicznie przygotowac:))

    • Dorotta pisze:

      no tak, ja bym jeszcze dodała kilka miesięcy oczekiwania 🙂 więc oprócz psychicznych przygotowań to może zdążę się zaopatrzyć w jakieś przeciwduchowe gadżety 😉 swoją drogą to coraz ciekawszy ten kraj …

  • Margot pisze:

    No prosze, jakie ciekawe! Chetnie bym sie przeszla do domu C i sprobowala ducha namierzyc 🙂 Bardzo dobrze mi sie czytalo!
    Ale ja wcale nie musialam leciec do Chile po takie atrakcje. Wystarczylo, ze ktoregos razu przespalam sie w domu mojej kolezanki w Sandomierzu i mialam swoja przygode. Nie widzialam, ale slyszalam i to dwa razy. Chocby mi wszyscy zwolennicy „szkielka i oka” tlumaczyli, ze to byl kaloryfer (jeden tak probowal), to ja wiem, ze nie byl, bo byl srodek lata, a poza tym zadnej rury nad moim uchem nie bylo. Kiedys Ci moze to opowiem przy piwku wieczorowa pora 🙂

  • tresvodka pisze:

    Gosia, oby nie w nocy przy latarce 😉 Jak tylko zawitasz znow do Chile, rezerwuje jeden wieczor i kilka piw:)

    A propos historii osobistych, Monika S. nam wspolnie znana skomentowala na FB tak:
    'Ja mialam spotkania z duchami od pierwszego tygodnia spedzonego w Chile… zdecydowanie natezenie zjawiska w tym kraju jest wysokie.. i faktycznie nikogo to nie dziwi… w Buenos jest podobnie.. to normalne miec ducha w domu, jak niewidzialny czlonek rodziny hehe, pozdrawiam!’

    a dzien pozniej tak:
    'Wez Monika nie uwierzysz ale po tym wczorajszym temacie duchow wczoraj objawil mi sie duch w moim domu w buenos, pierwszy raz… nie spalam cala noc… mowie do C.: mamy towarzystwo… a on na to: no wiem, nie chcialem ci wczesniej mowic zeby cie nie denerwowac… po tym jak tak naturalnie skomentowalam twoj post chyba postanowil sie ujawnic.. ufff…’

    Wyglada na to, ze zmotywowalam ducha :))
    Buziaki

  • dopiero dziś mogła przeczytać … ale to jakoś mnie nie zniechęca , taka ciekawostka z moim sceptycyzmem pewnie by 10 duchów musiało za mną biegać . PS jak spotkasz tego ducha to mu podziękuj za odpędzanie dziewczyn od C. dzięki niemu masz go dla siebie 😉

  • wherisjuli pisze:

    Przeczytałam! I boję się o Ciebie trochę przez tą wczorajszą Cygankę…

  • Tak trochę w temacie – jedna z wycieczek, które mnie w Santiago ominęły i bardzo tego żałuję to nocna wycieczka po cmentarzy – ale byłam zawiedziona…

  • emiwdrodze pisze:

    W Indonezji też niemal każdy ma „swojego” domowego ducha i kiwają głowami ze zrozumieniem, jak dzielisz się kolejną historią tego typu. Kilka miesięcy temu, kiedy szukaliśmy domu na wynajem to przy oglądaniu jednego poradzili mi, żeby najpierw wynająć egzorcystę, jeśli się na niego zdecyduję, bo czują tam złą energię. W obecnym domu regularnie pojawiały się odciski ręki w tym samym miejscu na jednym z okien, czyściłam je codziennie i kolejnego dnia były nowe. Aczkolwiek tu podejrzewam trochę udział mojego A., chyba chciał mnie wystraszyć, choć się do tego nie chciał przyznać 😉 W innym miejscu, w którym kiedyś mieszkałam, ponoć wcześniej małe dzieci budziły się rano w innych ubrankach niż te, w których położono je spać.

Leave a Reply

Close Menu