Byc w Ekwadorze i nie stanac na rowniku to jak byc w Paryzu i nie wjechac na wieze Eiffela. Niby sie bylo (zapewne wiecie, ze ecuador po hiszpansku znaczy rownik), ale brakowaloby tej turystycznej wisienki.
Oficjalny srodek swiata znajduje sie 20 km na polnoc od Quito. Czesc z Was zna pewnie pocztowkowe zdjecia z trzydziestometrowym, piramidalnym monumentem, zwienczonym pieciotonowa kula. Budowla stoi tam sobie od 1982 roku w miejscu domniemanej linii rownika. Tak ja wymierzyl w 1736 roku Charles – Marie de la Condamine i choc GPS mowi, ze pomylil sie o 240 metrow, monument La Mitad del Mundo pozostaje atrakcja turystyczna. Odwiedzic zreszta mozna 'obydwa srodki’.
Po 2 dniach w Quito postanawiamy zaliczyc ten podrozniczny obowiazek. Idziemy na miejski autobus, ktory zawiezie nas na terminal Ofelia. W okienku na przystanku placimy po 25 centow, czekamy grzecznie w kolejce do autobusu (tak tak, sa kolejki do wsiadania) i wciskamy sie pod okno, jest bardzo tloczno. Przez 40 minut gapie sie za szybe na zmiane z gapieniem sie na ludzi i stwierdzam, ze Ekwador jest pelen dzieci! Wiekszosc dziewczyn ma na rekach niemowle. Czesto maja juz nawet dwoje albo troje dzieci, a na oko wygladaja mlodziej niz ja. Co wiecej, nikt im wlasciwie nie ustepuje miejsca, wiec musi byc to traktowane jak cos zupelnie normalnego i niewartego uznania za ‘ciezka, lokomocyjna sytuacje’. Dzieci sa bardzo spokojne, wlasciwie nie placza. Ze zdziwieniem stwierdzam tez, ze kilkuletnie szkraby podrozuja czesto same, zwinnie przeciskajac sie w (przed)szkolnych mundurkach przez zatloczony autobus do miejsca, gdzie moga sie czegos przytrzymac. (Po powrocie sprawdzilam – przyrost naturalny Ewadoru wynosi 1,47, co plasuje go na 74. miejscu na swiecie. Dla porownania Polska jest na 169. miejscu z -0,05)
Docieramy do terminalu Ofelia. Stamtad wielkim, niebieskim autobusem z ‘La Mitad del Mundo’ na przedniej szybie’ ruszamy za miasto. Placimy tylko po 50 centow, jestesmy mile zaskoczeni! Po okolo 30 minutach wjezdzamy do malej wioski i mijamy rondo z ktorego widac juz slynny monument. Czas wysiadac. Macham na pozegnanie dziecku, ktore zaczepialo mnie i glaskalo po wlosach cala droge. (Wiecie, ze po tej czesci swiata jestem rubia, czyli blondynka? Oszaleli, nie uznaja koloru kasztanowego:) Idziemy jakies 200 metrow i jestesmy na miejscu. Ladna alejka z palmami prowadzi do celu. Po drodze mijamy lamy, ktore kompletnie ignoruja turystow i robia po prostu swoje, czyli jedza trawe i krzaki, odwrocone tylem do widowni. Pstrykamy kilka fot, lamom i budowli, i w kilka minut spacerem okrazamy monument. Niniejszym odbylam najszybsza podroz dookola swiata w moim zyciu:)
W srodku piramidy znajduje sie Muzem Etnograficzne, kosztuje (o ile dobrze pamietam) 6 dolarow, co nas nieco zniecheca, wiec postanawiamy odwiedzic darmowa ekspozycje insektow i motyli regionu w budynku tuz obok. Wszystkie te wielkie zuki, skorpiony, tarantule i piekne motyle zobaczymy niedlugo na zywo w Amazonii. Poki co badam co mnie czeka. Tuz obok jest tez male miasteczko rekodziela, rzucamy okiem, ale nie kupujemy nic, ceny sa raczej turystyczne. W poblizu jest tez GPS-owy srodek swiata, na ktorym woda kreci sie w roznych kierunach, a jajko nie wie w ktora strone sie przewrocic, wiec stoi. Tak mowia. My jajka nie mamy, wiec nie potwierdzam Wam tego osobiscie;) Mijamy tez tutejsze restauracje, ale postanawiamy zjesc croissanty, ktore mamy w plecaku, rozsiadajac sie po wschodniej stronie swiata, na tyle malo popularnej wsrod turystow, ze jestesmy sami:) Mamy 1/4 swiata dla siebie. Swieci piekne slonce i…
… i to wlasciwie tyle w La Mitad del Mundo. Wracamy do Quito. Ot, frajda ze stania jednoczesnie na dwoch polkulach. Typowe foto z linia przebiegajaca pod nogami. Okrazenie swiata w kilka minut. Ladne gory w tle. Lekcja fizyki. Podroz na 3 godziny. Za 75 centow zdecydowanie sie oplaca:) A teraz zgadnijcie ile za taka wyprawe zycza sobie agencje turystyczne… Jakies 60 dolarow…
Join the discussion 2 komentarze