Czytać przewodniki czy iść na żywioł? Bukować wszystko wcześniej czy słuchać intuicji? Co ze sobą zabrać? Jechać bez hiszpańskiego? Jak się przygotować? Czy się bać? Na te pytania często zdarza mi się odpowiadać czy to w mailach, czy w rozmowach prywatnych czy w wywiadach. Poniżej mała kompilacja bardzo subiektywnych rad, bo na blogu jeszcze o tym nie było. Może akurat ktoś z was wybiera się po raz pierwszy w te rejony i ma takie wątpliwości 🙂
1. Zerknąć, gdzie się jedzie
Warto poczytać trochę o każdym kraju, do którego się wybieramy. Choć brzmi to może jak oczywista rada, znam przypadek osoby, która mieszkając kilka miesięcy w Chile nie wiedziała, że to kraj sejsmiczny. Dowiedziała się empirycznie, w lutym 2010 roku podczas trzęsienia ziemi 8,9 w skali Richtera i przeżyła oczywiście szok. Wciąż zdarzają się przypadki Europejczyków kroczących z aparatem na wierzchu po brazylijskich favelach czy turystów marznących w -10º w krótkich spodenkach, bo myśleli, ze w Ameryce Południowej jest zawsze ciepło.
Są to oczywiście skrajne przypadki, ale chodzi mi o to, że choć niektórzy wola podróżować ‘na żywioł’ i bez ograniczeń, dobrze mieć jednak pewną, podstawową wiedzę. Mam również na myśli wymogi kraju w sprawie szczepień czy wiz, albo podstawowe ostrzeżenia typu: czego lepiej nie robić, gdzie nie jest zbyt bezpiecznie iść samemu czy do jakiej taksówki nie wsiadać. Moim zdaniem dobrze znać te ostrzeżenia, a dopiero potem zdecydować czy będziemy ich przestrzegać czy je zignorujemy.
2. Otworzyć się na nowe
Radzę zostawić swój europejski sposób myślenia w domu. Wkraczamy na inny kontynent, w inne realia, w inny rytm i w inne priorytety mieszkańców. Podróżując po Ameryce Łacińskiej nie narzucajmy jej naszych oczekiwań i przyzwyczajeń. Otwórzmy się i dajmy sobie pokazać inną codzienność. Może nam się nie spodoba, a może się czegoś nauczymy, odkryjemy ciekawy mechanizm, odnajdziemy się w czymś zupełnie nam nieznanym. O to chyba chodzi w podróżowaniu i poznawaniu świata.
Turyści często denerwują się na wolniejszy serwis, stary i mniej wygodny autobus czy na brak powszechnie znanego języka angielskiego. Tymczasem ja zamiast szukać spełnienia moich oczekiwań staram się uszanować i zrozumieć kulturę, do której wkraczam. Zwłaszcza, jeśli wkraczam tylko na chwilę. To jest zresztą dla mnie uniwersalna rada, dotycząca wszelkich podróży. Nie poszerzymy horyzontów wciąż patrząc tylko na ten, który znamy.
3. Nauczyć się podstawowych zwrotów po hiszpańsku
Można próbować przyjechać tu tylko z angielskim, nie ma rzeczy niemożliwych:) Jednak wyruszając do Ameryki Łacińskiej dobrze znać choć podstawy języka hiszpańskiego, zwłaszcza jeśli zamierzamy zwiedzać kontynent na własną rękę. Nie radziłabym nastawiać się na angielski, zwłaszcza w miejscach mniej turystycznych, a nawet na dworcach czy w hotelach.
Choć coraz więcej Latynosów posługuje się językiem angielskim, to wciąż znikomy procent. Warto pamiętać, że niemalże cały kontynent mówi po hiszpańsku i przez długi czas znajomość innego języka nie była tu po prostu potrzebna. Babcia sprzedająca owoce na rynku czy właściciel hostelu w małej miejscowości, nigdy w życiu nie musieli uczyć się obcego języka i już się pewnie nie nauczą. Hiszpański więc ułatwi nam nie tylko poruszanie się po kontynencie, ale i poznanie tutejszych ludzi i ich zwyczajów. Otworzy więcej drzwi.
Z drugiej strony, Latynosi na pewno będą się wysilać, żebyście się zrozumieli i rzucać wszystkie słowa po angielsku jakie im świtają w głowie 🙂 Szybciej pójdzie wam choć z podstawowym hiszpańskim.
Więcej o tym pisałam tutaj: http://tresvodka.com/2014/11/12/faq-czy-mozna-przyjechac-tu-bez-hiszpanskiego/, a tutaj znajdziecie mini kurs hiszpańskiego w wydaniu chilijskim: http://tresvodka.com/2011/06/27/ja-tarzan-ty-jane/
4. Mądrze się spakować
Czyli spakować należy… jak najmniej. Paszport, pieniądze bądź kartę, książeczkę szczepień, aparat, kilka ubrań i dobre, sprawdzone buty. Jeśli bierzemy jakieś specjalne leki zaopatrzmy się w odpowiedni zapas. Resztę można kupić w drodze, naprawdę. Tym sposobem nanosimy się mniej, a kupując lokalne produkty czy ubrania sprawimy sobie przy okazji pamiątkę z podroży. Pokus do zakupów będzie zresztą dużo! Niech za przykład służy wam Julia z whereisjuli.com, która udała się w podróż dookoła świata z plecakiem, który nie ważył więcej niż 10 kg.
O tym jak zarządzać pieniędzmi w podróży, kartach kredytowych i kontach bankowych wyczerpującą pisali Los Wiaheros na swoim blogu: http://www.loswiaheros.pl/o-pieniadzach-w-podrozy/722-zarzadzanie-pieniedzmi-w-podrozy
5. Mieć bazowy plan, ale łapać chwile
Lepiej podróżować „mądrze”, czy spontanicznie? Według mnie najlepiej połączyć jedno i drugie, a proporcje zależą od danego człowieka, jego przyzwyczajeń, upodobań i tego, po co podróżuje. Ktoś, kto lubi porządek i nawet w codziennym życiu traci grunt, kiedy coś idzie nie tak, jak sobie zaplanował, nie będzie czuł się dobrze pozostawiony samemu sobie w miejscu, którego nie zna. Nie powinien jechać sam do Amazonii, nie będzie się pewnie czuł w chaotycznej Boliwii, spontaniczna zmiana planów raczej go sfrustruje niż ucieszy.
Z drugiej strony ktoś, kto lubi spontaniczne życie i przygodowe wakacje, będzie się dusił na wycieczce autokarowej z 40 osobami. On nie tylko wybierze się na własną rękę do wspomnianej Boliwii, ale i zjedzie na rowerze słynną Drogę Śmierci, ryzykując życie. Warto więc zadać sobie pytanie, po co nam te podróże, ile mamy do stracenia i ile chcemy zaryzykować. W obydwu przypadkach warto mieć oczy dookoła głowy, być gotowym wyjść ze swojej strefy komfortu. Po to w końcu podróżujemy, żeby było inaczej niż w domu.
Dla mnie podróż to odkrywanie nieznanego i wolność. Nie wierzę, że można ją przewidzieć od A do Z jeszcze przed wyjazdem. A jeśli można, to brakuje mi w tym wszystkim wyzwania, otwarcia się na to, co przynosi każdy dzień. Lubię, jak miejsce mnie zaskakuje, lubię dać się ponieść chwili, oczarować i otworzyć na ludzi. Słucham intuicji, nie zapominając o zdrowym rozsądku.
6. Nie bać się, ale…
Jak Ty się nie boisz tak jeździć po nieznanych krajach? Pytają mnie czasem. Nie wiem, czy jest na to recepta. Albo masz w sobie tego niespokojnego ducha albo nie. Można oczywiście przygotować się wcześniej, żeby zniwelować strach przed nieznanym: poczytać o miejscach, do których się wybieramy, dowiedzieć się, gdzie nie jest bezpiecznie chodzić, czego raczej nie jeść, zabukować noclegi z wyprzedzeniem, pospisywać adresy, numery i kontakty.
Można pozabezpieczać się na tysiące opcji, nie da się jednak przygotować na wszystko i to jest też piękno podroży. Każdy dzień cię zaskakuje i każdego dnia musisz podejmować decyzje ad hoc, słuchając intuicji. Intuicja to jest chyba zresztą dobre słowo w przypadkach tych zbiegów okoliczności, które zdarzają się podczas podróży i aż kusi by je łapać. Poznajesz ludzi, którzy cię gdzieś zapraszają? Taksówka nie wygląda na bezpieczną? Bilet jest podejrzanie tani? Miałeś inny plan, ale właśnie dowiedziałeś się o magicznym miejscu w przeciwnym kierunku? We wszystkich tych przypadkach, co zrobić podpowie intuicja połączona ze zdrowym rozsądkiem. Chyba nie ma innej opcji.
W zeszłym roku wybrałam się sama do Kolumbii. To była jedna z najmniej zaplanowanych ‘co – gdzie – kiedy’ wypraw w moim życiu, świadomy eksperyment podróżowania szlakiem zbiegów okoliczności i intuicji. Często pytano mnie, czy się nie boję. Nie bałam, ale byłam podwójnie ostrożna. Strach w podroży nie jest naszym przyjacielem. Człowiek, który wygląda na przestraszonego i zagubionego, jest niezłym celem zarówno kieszonkowców i złodziei, jak i po prostu pecha. Wierzę, że zła energia przyciąga złą energię, i na odwrót. Jeśli wybieramy się w dalekie podróże, trzeba mieć chyba jednak wiarę w to, że będzie dobrze i lubić ludzi. Zamiast strachu polecam po prostu rozwagę.
Inne rady znajdziecie w dziale Ameryka Łacińska | Rady dla podróżujących: http://tresvodka.com/category/podrozniczy-poradnik/
Post zawiera spore fragmenty wywiadu ze mną, który ukazał się w natemat.pl w 2013 roku. Maja Święcicka pytała mnie m.in. o dobre rady dla początkujących podróżników, którzy marzą o Ameryce Łacińskiej. http://natemat.pl/78759,ludzie-marzna-tu-w-krotkich-spodenkach-bo-mysla-ze-tu-zawsze-jest-cieplo-polka-opowiada-o-zyciu-w-ameryce-poludniowej
Jeśli masz dodatkowe pytania albo chcesz podzielić się własnymi radami i doświadczeniami, zapraszam do komentowania 🙂
Jako byla mieszkanka Ameryki Lacinskiej dodam, ze nie tylko warto nauczyc sie zwrotow po hiszpansku ale jezyka specjalistycznego dla kraju do ktorego sie jedzie. Na przyklad w momencie w ktorym powiesz pare zwrotow lub slow po „kolumbijsku” w Kolumbii zupelnie inaczej zostanie sie potraktowanym 😉
To prawda! Choć z doświadczenia wiem, że Polacy jak już się tu wybierają to odwiedzają kilka krajów na raz 🙂 Na początek więc wystarczy kilka zwrotów ogólnych, a smaczki poszczególnych krajów mogą być ekstra dodatkiem 🙂
Ps. A gdzie mieszkałaś z ciekawości spytam? 🙂
Stosujemy się do większości tych rad, chociaż przyznam, że zwrotów po hiszpańsku przed wyjazdem do Bra/Argentyny przyswoiliśmy bardzo niewiele. W sumie to i tak powtarzałam głównie te dwa zdania:
Soy alergica con naranjas!
Dos cervezas (lub druga wersja: cafe con leche), por favor!
I dało radę! 😀
Jak dało radę to najważniejsze :)) Kiedy wracacie do Latynosów drogie Haliki?
Na razie Azja na radarze, ale jak się trafi tani lot, to kto wie? 🙂
Chciałabym Twoje tereny zbadać!
Ja przed wyjazdem do Ameryki zbierałem się przez jakieś pół roku, żeby wziąć się za naukę języka i… w końcu się nie wziąłem. Na szczęście na miejscu nie było wyboru, a język prosty wiec szybko jakieś podstawy złapałem 🙂
Prawda, Polacy dość szybko łapią hiszpański:)
Myślę, że wiele z tych porad można zastosować jadąc do każdego kraju (no, może 'hiszpański’ tylko podmienić na jakiś inny język) 🙂 Bardzo mądry post i warto przede wszystkim pamiętać o punkcie drugim – bo jak nie potrafimy otworzyć się na nowe, to po co właściwie podróżujemy? 🙂
No właśnie!:) A wciąż natykam się na narzekających turystów, denerwujących się innym rytmem i innymi zasadami. No i tych, którzy zamarzają w Santiago, bo nie wzięli nawet swetra 🙂
Ja widziałam takich co zamarzają w Gdańsku! 😀 Bo jak wyjeżdżali z Warszawy to było 18 stopni, a nagle w Gdańsku było tylko 9, a odczuwalne mniej bo wiało strasznie! 😀 I nie, nie chodzi tu o mnie! 😀
Haha wierzę 🙂 W Santiago różnica temperatur może wynieść nawet dwadzieścia kilka stopni. Zdarza się w dzień 25, w nocy blisko zera. Brrr a oni w japonkach i szortach 🙂
Wiele z tych rad tak naprawdę pasuje do podróży w ogóle, nie tylko po Ameryce Łacińskiej. Nawiasem mówiąc, ta w całości jeszcze przede mną…
Witam! Bardzo ciekawe rady tu znalazłam. Koleżanka jedzie w styczniu 2016 r. do Chile i chciałam jej w prezencie na marcowe urodziny kupić jakiś przewodnik po ww. kraju lub album ,ale nic nie mogę znaleźć .W Empiku szukałam – nie ma, w zaprzyjaźnionej księgarni tez przeszukiwali strony hurtowni i tylko znaleźli po ang. ale ona nie zna , a nie będę złośliwa i jej tego nie kupie. Czy mógł Pan coś doradzić? Czy Polacy nie jeżdżą do Chile ,że nie ma tego typu publikacji na rynku?
A ja po przyjezdzie do Boliwii mowilam tylko po wlosku i dziwilam sie, ze nikt mnie nie rozumial:) teraz mowie tylko po hiszpansku i wciaz mam klopoty:)
Witam,
W marcu 2016 spędziłem 5 dni w Santiago de Chile. Pobyt biznesowy, podczas którego towarzyszyła mi Monika, jako tłumacz i przewodnik. Jako tłumacz biznesowy Monika sprawdza się doskonale, tłumaczy w kontekście danego sektora czy branży, podczas spotkań z kontrahentami wykazała się dużym zaangażowaniem, wielokrotnie przewidując kolejne kwestie do przetłumaczenia. Na każdym kolejnym spotkaniu Monika poszerzała swoją wiedzę na temat poruszanych zagadnień, wzbogacając tym samym dyskusję.
Znajomość specyfiki tego miasta i ich mieszkańców, otwartość na ludzi oraz odwaga sprawia że Monika jest nie tylko bardzo dobrym przewodnikiem ale również „opiekunem” z podejściem – „tak po ludzku…” co według mojej oceny jest cechą rzadko spotykaną u ludzi, pracujących w ten sposób.
Współpracę z Moniką polecam wszystkim którzy podczas swojego pobytu w Chile chcą współpracować z profesjonalnym tłumaczem, zobaczyć ciekawe miejsca, dobrze i smacznie zjeść, nie dać się naciągnąć nieuczciwym sprzedawcom czy taksówkarzom, a przede wszystkim czuć się bezpiecznie…
Pozdrawiam,
Piotr
Właśnie a jak to jest z trzęsieniami ziemi w Chile? Czy są jakieś systemy ostrzegania? Jak sobie mieszkańcy z tym radzą?
Ziemia monitorowana jest niesutannie, bo trzęsie się własciwie codziennie (większość ludzi tego nie czuje), ale nie ma systemu ostrzegania typu „jutro” czy „za dwa tygodnie” będzie trzęsienie ziemi. Może przyjść właściwie w każdej chwili. Czasami pojawiają się jakieś głosy, że niebawem może nadejść jednk, ale mało precyzyjne i nie zawsze się sprawdzają. Chilijczycy radzą sobie z tym na medal. Od małego wiedzą co robić i jak się przygotować. Infrastruktura kraju też jest odporna. To trochę tak jak my przygotowujemy się na zimę -25 (co się Chilijczykom nie mieści w głowie) 🙂