Przedstawiam Państwu dziś Gepe, mojego ulubionego póki co artystę z ziemi chilijskiej. Poznałam go, mieszkając jeszcze w Polsce, wraz z piosenką „Los Barcos”, która do dziś jest moim numerem jeden w jego repertuarze:
Zeszły tydzień minał pod haslem „GEPE-ing”, bo widziałam go na żywo aż 2 razy. Dopiero co wydał nową płytę (w sumie dla potomności zostawił juz 3). W ramach promocji grał więc mini koncert w jednym ze sklepów muzycznych w Santiago. W praktyce przyszło jakies 15 osób, co zrobiło z wydarzenia właściwie prywatny mini recital. Grał nam jakies 40 minut:)
Nie byłabym sobą, gdybym nie wdała się po koncercie w dyskusję;) Sami z menadżerem byli zresztą ciekawi skąd jestem. Po spotkaniu została mi płyta z dedykacją i zaproszenie na kolejny koncert, już pelnowymiarowy. Mamy też po tym dniu kolejny in-joke z C., bo Gepe spytał się w pewnym momencie: „Polaca…. hmm y venis de Polakia?” (Polka…. hmmm czyli przyjechałaś z Polakii?) 🙂 No więc od teraz jestem z Polakii 🙂
Gepe wygląda trochę niepozornie, wręcz nieco fajtłapowato, ale muzycznie ma odwagę łączyć style, bawić się konwencjami, sięgać po mniej znane instrumenty. Ma też przyjemny głos, choć nie jest to wybitny talent wokalny. Za to to człowiek orkiestra – gra na gitarze, klawiszach i bębnach, i to na jednym koncercie. Śpiewa, komponuje, pisze teksty, aranżuje. To właśnie lubię w artystach. Pamiętam też jak odkrywałam jego tekty (ucząc się przy okazji chilijskich idiomów i wyrażeń), uświadamiając sobie jak to w skoczną dla ucha piosenkę wplótł gorzki tekst. Na koncertach Gepe zaprasza na scenę wielu innych niszowych muzyków. Z ochotą zobaczę go na żywo jeszcze raz.
W grupie moich ulubionych utworów znalazłyby się jeszcze minimum te 2:
i mój ulubiony z nowej plyty „Audiovisión”:
ale póki co promuje album tym:
Drugi koncert był we wtorek, w ramach otwarcia w Santiago nowego centrum kulturalnego im. Gabrieli Mistral (GAM). Bilety kupiłam z mojej pierwszej wypłaty chilijskiej:) Od 2 tygodni daje lekcje angielskiego. (Kanadyjskie dolary z agencji turystycznej wciąż leżą i czekają na dobry kurs:) A wracając do koncertu – nie zawiódł. Było jak być powinno! Otóż, Gepe zmieniał aranżacje, a utwory grane na żywo brzmiały mocniej, dzięki dużo bardziej wykorzystywanej na koncercie perkusji. Dzieła dopełniała wiolonczela w tle, a chwilami też i puzon. Mocne 4 gwiazdki na 5 w moim prywatnym rankingu.
I dlatego GEPEinguje cały tydzień:)