Skip to main content

Upal uderza tuz po tym jak otworza sie drzwi samolotu. Przez krotki odcinek na terminal ubrania zdarza juz przylgnac do skory, a glowa zrobic sie ciezka. Pojechalismy w niezbyt przyjaznym pogodowo terminie: 40º, okrutna wilgotnosc powietrza i ryzyko tropikalnych deszczy i huraganow. Deszcze okazaly sie jednak byc naszymi przyjaciolmi. Choc nagle, krotkie i silne, przyjemnie chlodzily po kilku dniach upalow. Huraganow szczesliwie nie doswiadczylam. Dzien przylotu byl ostatnim, kiedy mialam na sobie jeansy, potem juz tylko bikini i jakas sukienka, ewentualnie szorty i top. Swiecilam niniejszym swoimi bialymi nogami i ogolnie wszystkim bialym, ale nie bylo wyjscia. Bloker +50, cos na glowe i litry wody dziennie. Tak przezylam Kube.

IMG_6640

Pierwsze i ostatnie dni spedzilysmy z Christel w Hawanie. Nasza casa particular byla w starej czesci miasta – Havana Vieja. (Casa particular – czyli pokoj wynajmowany w domach Kubanczykow, czasem cale pietro, czasem czesc domu. Legalnie lub nielegalnie. Nieraz w cene wliczone jest tez sniadanie i/albo kolacja. Ale to co najcenniejsze to wielogodzinne rozmowy z wlascicielami. Kubanczycy to gadatliwy narod i calkiem ochoczo opowiadajacy o Fidelu, realiach i niespelnionych marzeniach.) Ta czesc miasta nalezy raczej do obskurnych i niezbyt bezpiecznych, ale to tu czuje sie klimat Hawany. Stare kolonialne budowle, zniszczone domy z praniem wywieszonym gdziekolwiek sie da, otwarte na osciez okna, Kubanki calymi dniami bujajace sie w fotelu na progu, dzieci biegajace po ulicach tylko w gatkach, w koncu zapach starego, zmeczonego miasta. Wszystko to co widzialam 'na filmach’ okazalo sie prawda. Mozna miec wrazenie, ze wlasnie to lenistwo i wieczne bujanstwo w fotelu sprawia, ze wszystkie Kubanki to potezne kobiety, bo przeciez to biedny kraj i niewiele jedza. Swoja droga, przez cala podroz zastanawial nas ten fenomen: Kubanki do ok. 25 lat to piekne, smukle dziewczyny. Potem cos sie dzieje i zaczynaja drastycznie tyc. Wszystkie. Po malym sledztwie w temacie doszlysmy do wniosku, ze to sprawa tluszczu, na jakim wszystko tu smaza. My nie przytylysmy, oj nie. Z powodu upalu i cen (Kuba okazala sie krajem drogim!) jadlysmy tylko 2 razy dziennie, obfite sniadanie i pozna kolacje. Przypadla mi bardzo do gustu langusta, w Cienfuegos jadlam poki co najlepsze krewetki mojego zycia (Kubanka nie chciala mi jednak zdradzic jak je przyrzadzila). Ale najbardziej zachwycil mnie ichniejszy ryz. Gotuja go z czerwona fasola w specjalnej zalewie. Tu przepis zdobylam, choc nie zapisalam. Podstawy pamietam, wiec wyprobuje i wtedy sie podziele.

Inna okolozywieniowa kwestia to brak sklepow. W Havana Vieja trudno jest znalezc zwykly spozywczak, zeby kupic chlep, ser, owoce czy 'cos na kanapke’. Kiedy podpytywalysmy znajomych Kubanczykow, mowili, ze lepiej oni nam kupia, a my oddamy im pieniadze, bo trzeba wiedziec gdzie isc, i nie jest tam zbyt bezpiecznie. Na wlasna reke udalo mi sie znalezc 2 sklepy, w stylu PRL – w ofercie jedynie alkohol, makaron, olej, przecier pomidorowy i ciastka. Pozostawalo nam wiec zajadac sie jajecznica i salatka owocowa serwowana na sniadanie (mango!!!!), a potem czekac do kolacji.. Przy tym upale nie byl to jednak problem.

Zgodnie z oczekiwaniami Hawana okazala sie miastem roztanczonym. W wiekszosci barow uslyszycie salse grana na zywo, raz udalo mi sie trafic na koncert muzykow, ktorzy grali niegdys z Buena Vista Social Club ( choc trudno na Kubie natrafic na kogos kto nie twierdzi, ze z nimi gral). Siedmioletnie dziewczynki kreca profesjonalnie biodrem tak, jak ja krecic nigdy nie bede po 20 latach kursow i nauki. To ma sie jednak we krwi. Jesli w poblizu nie gra nic, mozna byc pewnym, ze za chwile zjawi sie Kubanczyk z gitara, ktory przygrywaniem do drinka czy kolacji zarabia co dzien na zycie. Najczesciej slyszalam chyba ´Chan Chan´ w milionie wersji, szczegolnie wielbiona w Hawanie zdaje sie byc tez Celia Cruz. Milo bylo podspiewywac pod nosem slyszane melodie, i widziec zdziwione twarze Kubanczykow: skad ta niebieskooka biala – pewnie Brytyjka – zna nie tylko refren, ale i zwrotke. Najslyniejsze jest oczywiscie wykonanie Compay Segundo/Buena Vista Social Club, ale podrzucam zbiorowe i bardziej energetyczne:

Jest w tym dusznym, brudnym i leniwym miescie cos fascynujacego. Czas jakby stanal w miejscu, a jesli nie stanal to plynie bardzo leniwie, jak i leniwie bujaja sie w swych fotelach kubanskie kobiety. Przepiekna, choc zniszczona, architektura, nadaje miastu charakter i przypomina o trudnej historii. Nie moglam oderwac wzroku od starych amerykanskich wozow, ktore jezdza po ulicach. Co chwila widzialam tez nasze poczciwie Fiaty 126p. Jako taksowki slusza im pojazdy zbudowane z kawalka roweru (dla kierowcy) i kawalka siedzenia z baldachimem (dla pasazera). Generalnie cokolwiek jeszcze da rade jechac, nie nadaje sie na smieci. W pozniejszej czesci wyprawy okazalo sie, ze na kubanskch drogach najrzadziej mija sie samochody. Czesciej konie, psy, wspomniane ryksze, pieszych i rowerzystow. Raz wymijaly nas nawet konie puszczone wolno.

Pierwszego dnia czulysmy sie nieco obco i jeszcze nieswojo, zajelo nam kilka godzin wczucie sie w klimat i wtopienie w rytm splalonego sloncem miasta. Wtopic w tlum nie udalo nam sie nigdy, z racji moich europejskich rysow. (Christel wyglada troche jak Hiszpanka). Nastepnego dnia znalysmy juz troche lepiej realia i uodpornilysmy sie na niektore kubanskie zachowania (o nich z pewnoscia wspomne nizej). Przez caly pobyt nie zostalysmy z Christel ani napadniete, ani obrabowane. Nie mialysmy tez szczegolnie niebezpieczbych stytuacji, a moze nie bylysmy ich swiadome. Generalnie zachowujac podstawowe srodki ostroznosci x kubanskie 10 zdolalysmy poruszac sie po miescie (glownie pieszo) bez strachu o zycie. Zaznalysmy natomiast tysiecy sytuacji, w ktorych traktowano nas jak bialoskore porftfele wypelnione po brzegi, i to sa te kubanskie zachowania, na ktore musialysmy sie uodpornic i wyczulic. Wedlug wierzen i legend (czytaj stereotypu) Kubanczycy sa weseli, przyjazni, otwarci i bezinteresowi. Taka dusza na ramienu. Pala te swoje cygara, tancza salse i ciesza sie z tego co maja. Po 2 tygodniach na Kubie zaprzeczam i stwierdzam, ze owszem sa mili i pomocni, ale tylko dlatego, ze oczekuja za to zaplaty. Rozumiem biede, ktora popycha do szukania pieniedzy wszelkimi sposobami, rozumiem, ze widzac biala twarz mysla 'bogatszy ode mnie’, ale juz po tygodniu mialysmy serdecznie dosc kilkunastu sytuacji dziennie, kiedy trzeba bylo komus 'cos dac’ w zamian za naciagana pomoc: za pokazanie drogi, o ktora wcale nie pytalysmy, za wskazanie baru w danej dzienicy, w ktorym to trzeba by bylo postawic wskazujacemu drinka, za przygrywanie do kolacji, choc kilka razy mowilo sie i pokazywalo 'nie dziekuje!’, za rozmowe, w ktorej Kubaczyk poopowiadal o realiach kraju, choc zdawalo sie, ze po prostu rozmawiamy.. itd itp.

Jednego dnia dlugo dyskutowalysmy z sympatyczna kelnerka w jednym z barow. Potwierdzila wszystkie nasze przypuszczenia co do sposobow naciagania, tych, ktorych juz zaznalysmy i tych, ktore byly jeszcze przed nami. Otoz, niektorzy Kubanczycy maja wrecz umowy z niektorymi barami. Wszystkich napotkanych turystow kieruja wlasnie do TEGO miejsca, wzamian maja tam drinka za free. Jesli nie kupi im go naciagniety turysta, postawi im go wlasciciel baru. Siedzac w jednym pubie 3h zobaczylysmy caly proces dzialania trzyosobowej grupy, kilkukrotnie. Inny pomysl – mlodzi Kubanczycy zaczepiaja na ulicach turystki, zabieraja ich na salse, bawia sie, tancza, pija, czasem jedza, a na koniec nocy oznajmiaja, ze nie maja piedziedzy, wiec dziewczyna zostaje z problemem i rachunkiem. Przyklady mozna mnozyc. To jest zdaje sie powod dlaczego w najbardziej turystycznych miejscach policja pilnuje, zeby tubylcy nie rozmawiali z turystami. Kubanczycy mowili, ze to sposob na brak przeplywu informacji – oni nam naopowiadaja jak na wyspie jest zle, a my im nakladziemy do glowy marzen o wolnosci, podrozach i dalekim swiecie. Ta wersja jest jednak watpliwa, bo caly swiat doskonale wie jak jest na Kubie, a oni -pomimo ogolnego zakazu uzywania internetu – wiedza jak jest na swiecie. Tak czy siak, policja wynurzala sie nagle, kiedy podchodzil do nas Kubanczyk, wtedy znikal, klnac pod nosem.

Do calej powyzszej gamy zachowan dodac trzeba zaczepki napalonych, nie bojmy sie tego slowa, Kubanczykow. Przyznac trzeba, ze przystojne to bestie, z doskonalymi cialami i duzymi checiami. Wielu z nich Europejkach szuka szansy na dobra zabawe, darmowa kolacje albo na malzenstwo i lepsze zycie (wtedy moga wyjechac z Kuby). Zmierzam jednak do sposobu w jaki statystyczny Kubanczyk mijany na ulicy okazuje samicy zaintersowanie. Samicy, bo Kubanczyk na kobiete cmoka badz wydaje dzwiek przypominajacy przywolywanie psa do nogi. Pomimo staran zrozumienia obcej kultury, razem z Christel jako kobiety dosc niezalezne i wyzwolone, czulysmy sie zirytowane i ponizane. Dzwiek taki dobiegal nas na kazdej ulicy, w ktora skrecilysmy. A chodzilysmy duzo. Sytuacja doprowadzila do automatycznego zdecydowanego mowienia NIE DZIEKUJE do kogokolwiek, kto do nas podchodzil. Christel tak sie uprzedzila, ze przez pierwsze dni w Meksyku (gdzie pojechalysmy po Kubie) nie mogla sie wyzbyc tej automatycznej NIE reakcji. (Choc Meksykanie sa zupelnie inni). Dla sprawiedliwosci dodam jednak, ze spotkalysmy na Kubie i sympatyczne osoby. Np. wlascicielka naszej pierwszej casy pomogla nam nawet w znalezieniu kolejnych w innych czesciach Kuby (choc tu tez dzialal biznes- ona podrzuca klientow tam, a tamta casa podrzuca tamtejszych tu), zalatwila tansza taksowke na lotnisko itd. Jednego dnia zwiedzalysmy inne dzielnice Hawany z synem znajomych rodzicow Christel (powodzenia w rozwiklaniu:), spedzil z nami caly deszczowy dzien, zafundowalysmy mu ino sok, nie oczekiwal wiecej. Takie osoby mozna jednak policzyc na palcach. Generalne wrazenie, doswiadczenia i rozmowy z mieszkajacymi na wyspie cudzoziemcami zburzyly stereotyp przyjaznego Kubanczyka. Uznaje to za czesc kultury Kuby i wynik krajowych problemow…
IMG_6733
Suma sumarum, Hawana okazala sie byc miejscem specyficznym, ale magicznym. W glowie mam obrazki ze spacerow przy Maleconie (nadmorska promenada), uliczki starej Hawany z glownymi placami, leniwe Kubanki w fotelach, sklepiki z obrazami i wszechobecna salse. Juz w Hawanie zobaczylam tez oznaki nadal trwajacego kultu Fidela (jego portrety w salonach, zdjecia w komorkach, obrazy do kupienia). Zwiedzilam tez bardzo stronnicze Muzeum Rewolucji. O tym wiecej w dalszych czesciach opowiesci, i o najbardziej kolorowej ulicy, jaka widzialam w zyciu i wynalazku Leonarda Da Vinci.
Monika Trętowska

Author Monika Trętowska

More posts by Monika Trętowska

Leave a Reply

Close Menu