Upal uderza tuz po tym jak otworza sie drzwi samolotu. Przez krotki odcinek na terminal ubrania zdarza juz przylgnac do skory, a glowa zrobic sie ciezka. Pojechalismy w niezbyt przyjaznym pogodowo terminie: 40º, okrutna wilgotnosc powietrza i ryzyko tropikalnych deszczy i huraganow. Deszcze okazaly sie jednak byc naszymi przyjaciolmi. Choc nagle, krotkie i silne, przyjemnie chlodzily po kilku dniach upalow. Huraganow szczesliwie nie doswiadczylam. Dzien przylotu byl ostatnim, kiedy mialam na sobie jeansy, potem juz tylko bikini i jakas sukienka, ewentualnie szorty i top. Swiecilam niniejszym swoimi bialymi nogami i ogolnie wszystkim bialym, ale nie bylo wyjscia. Bloker +50, cos na glowe i litry wody dziennie. Tak przezylam Kube.
Pierwsze i ostatnie dni spedzilysmy z Christel w Hawanie. Nasza casa particular byla w starej czesci miasta – Havana Vieja. (Casa particular – czyli pokoj wynajmowany w domach Kubanczykow, czasem cale pietro, czasem czesc domu. Legalnie lub nielegalnie. Nieraz w cene wliczone jest tez sniadanie i/albo kolacja. Ale to co najcenniejsze to wielogodzinne rozmowy z wlascicielami. Kubanczycy to gadatliwy narod i calkiem ochoczo opowiadajacy o Fidelu, realiach i niespelnionych marzeniach.) Ta czesc miasta nalezy raczej do obskurnych i niezbyt bezpiecznych, ale to tu czuje sie klimat Hawany. Stare kolonialne budowle, zniszczone domy z praniem wywieszonym gdziekolwiek sie da, otwarte na osciez okna, Kubanki calymi dniami bujajace sie w fotelu na progu, dzieci biegajace po ulicach tylko w gatkach, w koncu zapach starego, zmeczonego miasta. Wszystko to co widzialam 'na filmach’ okazalo sie prawda. Mozna miec wrazenie, ze wlasnie to lenistwo i wieczne bujanstwo w fotelu sprawia, ze wszystkie Kubanki to potezne kobiety, bo przeciez to biedny kraj i niewiele jedza. Swoja droga, przez cala podroz zastanawial nas ten fenomen: Kubanki do ok. 25 lat to piekne, smukle dziewczyny. Potem cos sie dzieje i zaczynaja drastycznie tyc. Wszystkie. Po malym sledztwie w temacie doszlysmy do wniosku, ze to sprawa tluszczu, na jakim wszystko tu smaza. My nie przytylysmy, oj nie. Z powodu upalu i cen (Kuba okazala sie krajem drogim!) jadlysmy tylko 2 razy dziennie, obfite sniadanie i pozna kolacje. Przypadla mi bardzo do gustu langusta, w Cienfuegos jadlam poki co najlepsze krewetki mojego zycia (Kubanka nie chciala mi jednak zdradzic jak je przyrzadzila). Ale najbardziej zachwycil mnie ichniejszy ryz. Gotuja go z czerwona fasola w specjalnej zalewie. Tu przepis zdobylam, choc nie zapisalam. Podstawy pamietam, wiec wyprobuje i wtedy sie podziele.
Inna okolozywieniowa kwestia to brak sklepow. W Havana Vieja trudno jest znalezc zwykly spozywczak, zeby kupic chlep, ser, owoce czy 'cos na kanapke’. Kiedy podpytywalysmy znajomych Kubanczykow, mowili, ze lepiej oni nam kupia, a my oddamy im pieniadze, bo trzeba wiedziec gdzie isc, i nie jest tam zbyt bezpiecznie. Na wlasna reke udalo mi sie znalezc 2 sklepy, w stylu PRL – w ofercie jedynie alkohol, makaron, olej, przecier pomidorowy i ciastka. Pozostawalo nam wiec zajadac sie jajecznica i salatka owocowa serwowana na sniadanie (mango!!!!), a potem czekac do kolacji.. Przy tym upale nie byl to jednak problem.
Pierwszego dnia czulysmy sie nieco obco i jeszcze nieswojo, zajelo nam kilka godzin wczucie sie w klimat i wtopienie w rytm splalonego sloncem miasta. Wtopic w tlum nie udalo nam sie nigdy, z racji moich europejskich rysow. (Christel wyglada troche jak Hiszpanka). Nastepnego dnia znalysmy juz troche lepiej realia i uodpornilysmy sie na niektore kubanskie zachowania (o nich z pewnoscia wspomne nizej). Przez caly pobyt nie zostalysmy z Christel ani napadniete, ani obrabowane. Nie mialysmy tez szczegolnie niebezpieczbych stytuacji, a moze nie bylysmy ich swiadome. Generalnie zachowujac podstawowe srodki ostroznosci x kubanskie 10 zdolalysmy poruszac sie po miescie (glownie pieszo) bez strachu o zycie. Zaznalysmy natomiast tysiecy sytuacji, w ktorych traktowano nas jak bialoskore porftfele wypelnione po brzegi, i to sa te kubanskie zachowania, na ktore musialysmy sie uodpornic i wyczulic. Wedlug wierzen i legend (czytaj stereotypu) Kubanczycy sa weseli, przyjazni, otwarci i bezinteresowi. Taka dusza na ramienu. Pala te swoje cygara, tancza salse i ciesza sie z tego co maja. Po 2 tygodniach na Kubie zaprzeczam i stwierdzam, ze owszem sa mili i pomocni, ale tylko dlatego, ze oczekuja za to zaplaty. Rozumiem biede, ktora popycha do szukania pieniedzy wszelkimi sposobami, rozumiem, ze widzac biala twarz mysla 'bogatszy ode mnie’, ale juz po tygodniu mialysmy serdecznie dosc kilkunastu sytuacji dziennie, kiedy trzeba bylo komus 'cos dac’ w zamian za naciagana pomoc: za pokazanie drogi, o ktora wcale nie pytalysmy, za wskazanie baru w danej dzienicy, w ktorym to trzeba by bylo postawic wskazujacemu drinka, za przygrywanie do kolacji, choc kilka razy mowilo sie i pokazywalo 'nie dziekuje!’, za rozmowe, w ktorej Kubaczyk poopowiadal o realiach kraju, choc zdawalo sie, ze po prostu rozmawiamy.. itd itp.
Jednego dnia dlugo dyskutowalysmy z sympatyczna kelnerka w jednym z barow. Potwierdzila wszystkie nasze przypuszczenia co do sposobow naciagania, tych, ktorych juz zaznalysmy i tych, ktore byly jeszcze przed nami. Otoz, niektorzy Kubanczycy maja wrecz umowy z niektorymi barami. Wszystkich napotkanych turystow kieruja wlasnie do TEGO miejsca, wzamian maja tam drinka za free. Jesli nie kupi im go naciagniety turysta, postawi im go wlasciciel baru. Siedzac w jednym pubie 3h zobaczylysmy caly proces dzialania trzyosobowej grupy, kilkukrotnie. Inny pomysl – mlodzi Kubanczycy zaczepiaja na ulicach turystki, zabieraja ich na salse, bawia sie, tancza, pija, czasem jedza, a na koniec nocy oznajmiaja, ze nie maja piedziedzy, wiec dziewczyna zostaje z problemem i rachunkiem. Przyklady mozna mnozyc. To jest zdaje sie powod dlaczego w najbardziej turystycznych miejscach policja pilnuje, zeby tubylcy nie rozmawiali z turystami. Kubanczycy mowili, ze to sposob na brak przeplywu informacji – oni nam naopowiadaja jak na wyspie jest zle, a my im nakladziemy do glowy marzen o wolnosci, podrozach i dalekim swiecie. Ta wersja jest jednak watpliwa, bo caly swiat doskonale wie jak jest na Kubie, a oni -pomimo ogolnego zakazu uzywania internetu – wiedza jak jest na swiecie. Tak czy siak, policja wynurzala sie nagle, kiedy podchodzil do nas Kubanczyk, wtedy znikal, klnac pod nosem.