Kreatywny i odważny – tak mówi się o Luciano Kulczewskim, chilijskim architekcie o polskich korzeniach. Jego oryginalne, eklektyczne budynki z początku XX wieku zdobią chilijską stolicę niczym dzieła Gaudiego Barcelonę. W jednym z najbardziej znanych budynków zaprojektowanych przez Kulczewskiego, mieści się dziś siedziba Colegio de Arquitectos de Chile. Właśnie tam o twórczości Luciano, jego polskich korzeniach i niespełnionym marzeniu podróży do Polski rozmawiałam z chilijskimi i polskimi architektami: Marią Magdaleną Barros Castelblanco, Katarzyną Sierszeńską i Krzysztofem Dąbrowskim. Fot. Mariusz Michalak.
Od lewej: Krzysztof, Katarzyna, Magdalena, Monika
Monika: Badając nieco historię Kulczewskiego znalazłam ciekawą wypowiedź Luciano, która moim zdaniem dobrze pokazuje jego charakter. W jednym z wywiadów, zapytany o to, co znaczy dla niego architektura, powiedział: „Była i jest dopełnieniem mojego szczęścia w życiu. Bo z całą skromnością mogę powiedzieć, że całe życie byłem szczęśliwy”. A kiedy, w tym samym wywiadzie, zapytano go o to, który ze swoich projektów lubi najbardziej, odparł: „Ten na wzgórzu San Cristóbal i Quinta Meiggs. Jest jedna rzecz, która jest ważna dla architekta, a mianowicie to, by jego budowle pomagały ludziom dobrze i szczęśliwie żyć. To największy sukces”. Odniosłam więc wrażenie, że Luciano był niezwykle pogodną osobą, która lubiła życie i poświęcił się architekturze, bo chciał sprawić by i innym przyjemnie się żyło.
Kasia: To ciekawe, to co mówisz o szczęściu. Bycie architektem to misja. Dużo pracujesz, jesteś zmęczony, ale nie idziesz spać dopóty dopóki nie skończysz. Każdy projekt jest niczym twoje dziecko, rodzi się w bólach, ale ostatecznie daje Ci ogrom satysfakcji. Wyobrażam sobie, że podobnie było z dziełami Kulczewskiego. To co budował było bardzo innowacyjne w ówczesnej epoce i w ogóle w architekturze, dlatego też nazywają go Gaudim Chile. Ale myślę, że Luciano był też szczęściarzem, jeśli chodzi o swoich klientów, bo nie każdy może w danym momencie być innowacyjny i realizować takie rzeczy, jak wypinające języki twarze spoglądające ze ściany, o których już wspomnieliśmy. Za tym wszystkim stoi ktoś, kto za to płaci. To temat czysto ekonomiczny. Dzisiaj na przykład niezwykle tnie się koszty. On jednak żył w czasach kiedy architektura uzawana była również za sztukę, miał szczęście posiadać dobrych klientów, co pozwoliło mu rozwinąć swój wyjątkowy styl. Gdyby nie oni byłoby to bardzo trudne.
Magdalena: Patrząc na jego dzieła, myślę, że Luciano był idealistą, że szedł aż do końca, aż zrealizował to co chciał. Miałam okazję słyszeć niektóre prezentacje profesora Fernando Riquelme, autora jedynej do tej pory monografii Kulczewskiego. Riquelme opowiadał, że kiedy Luciano odwiedzał plac budowy i znajował coś, co mu się nie podobało, albo nie było w zgodzie z jego planem od razu to zmieniał. Wprowadzał też modyfikacje, nie przejmując się za bardzo kosztami. Jednak to co zwraca moją uwagę to jego mniej słynne budowle, te zwyklejsze jak Población Madrid, albo konstrukcje małej skali o ciągłej fasadzie. We wszystkich tych przypadkach i tak dołożył charakterystyczne dla siebie detale, na przykład ludyczne. Moim zdaniem w przypadku Kulczewskiego mówimy również o elemencie tożsamości, o tym by każda osoba odnalazła się w miejscu, w którym mieszka. Nawet w przypadku osiedli, które mają określoną harmonię, nieco bardziej ograniczoną, ty, jako architekt, i tak możesz dodać jakieś elementy, które sprawią, że mieszkańcy poczują się w nich wyjątkowo. To jedna z zalet Kulczewskiego, o której mówi się wśród architektów.
Jest jeszcze jeden ważny cytat, który podkreśliłam czytając wypowiedzi Kulczewskiego „Architektura jest dużo bardziej niż nauką, fundamentalną rzeczą ludzkiego życia: daje dach nad głową, spaja rodzinę, tworzy miejsce, gdzie rozwija się ludzkie życie: radości, smutki, żale, daje temu wszystkiemu schronienie w jednym miejscu. Poza tym, jest sztuką. W ten sposób łączy te dwa wzniosłe czynniki.”
Magdalena: Tak, ja również lubię ten cytat, bo pokazuje jak szerokie spojrzenie na architekturę posiadał.
Krzysztof: Luciano nie tylko miał szczęście i talent, bo był geniuszem swoich czasów, ale wiedział również jak rozwinąć i wyrazić ową wizję szczęścia w swoich dziełach. Nie tylko w projektach własnego domu i pracowni, ale i w innych zawarł tę radość życia i udało mu się w ten sposób zostać ważną częścią życia wielu rodzin. Bezsprzecznie zawarł ją tutaj, gdzie teraz jesteśmy, w budynku Colegio de Arquitectos, który wcześniej był przecież dwoma rodzinnymi domami.
Magdalena: Dla mnie w przypadku Kulczewskiego najważniejszy jest czynnik społeczny jego dzieł i wrażliwość społeczna, jaką emanował. Przypomina mi się jego wypowiedź na międzynarodowym kongresie w Buenos Aires w 1938 roku, gdzie dyskutowano o problemach ówczesnej epoki związanych z rynkiem mieszkaniowym. Luciano powiedział tam coś wciąż bardzo aktualnego, że zamiast myśleć o korzyści ekonomicznej należy myśleć o korzyściach dla ludzi. Jestem estetką i uwielbiam piękne rzeczy, co zresztą zbliżyło mnie do Kulczewskiego, dlatego dla mnie właśnie to jest głównym powodem jego wielkości.
Krzysztof: To niesamowite, że prawie 80 lat później, my, dzisiejsi architekci, kroczymy ścieżką, którą Luciano wytyczył w tamtym wystąpieniu i wypełniamy punk po punkcie to co powiedział w Buenos Aires.
Wygląda na to, że poza walorami estetycznymi zmienił też architekturę Chile pod względem innowacji technologicznych. Czy to prawda, że dzięki Luciano pojawiły się w Chile windy i centralne ogrzewanie?
Krzysztof: Z tego co pamiętam, pierwszą windą w Chile była winda linowa w Valparaiso, ale myślę, że masz rację, jeśli chodzi o windy działające pionowo, takie jak w budynku przy ulicy Merced 84. Na pewno był jednym z pierwszych architektów, który rozpropagował ideę wind w Santiago. Poza tym, Luciano regularnie czytał wiele amerykańskich magazynów o architekturze, skąd czerpał inspirację. Na pewno był jednym z najbardziej innowacyjnych architektów w Chile tamtych czasów.
Jaki jest wasz ulubiony projekt czy budynek Kulczewskiego i dlaczego?
Kasia: Moim zdaniem Kulczewski był bardzo związany z naturą, która niezwykle go inspirowała. Na pewno interesował się biologią, fauną i florą. To pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy myśląc o jego stylu. W naturze jest wszystko. Tak jak tutaj, w sali Colegio de Arquitectos gdzie właśnie jesteśmy, ściana przed nami mogłaby być prosta i gładka, ale nie jest, ma ogromny łuk i widnieją na niej elementy zaczerpnięte ze świata roślin. Myślę, że to właśnie ten budynek jest moim faworytem.
Krzysztof: Mi najbardziej podoba się jego dom rodzinny w dzielnicy Lastarria. To absolutnie genialny budynek, świetnie zaprojektowany, do tego położony w tak trudnym do konstrukcji miejscu, że tylko najlepsi architekci mogli osiągnąć takie maksimum ekspresji, estetyki i emocji. Wkład Luciano we współczesną architekturę był ogromny, tworzył dzieła zupełnie niezwykłe w skali Ameryki Południowej w tamtym czasie. Był pierwszym nowoczesnym architektem Chile.
Magdalena: Ja też bardzo lubię jego dom – pracownię. To bardzo eklektyczny budynek, ma zarówno elementy kolonialne jak i średniowieczne, pomieszane nieco ze stylem kolonialnym. Ale moją uwagę zawsze zwracał budynek nazywany „Gargulcem”. Moim zdaniem ma w sobie wyjątkowe piękno dzięki detalom zawartym w fasadzie, szczególnie tej od strony ulicy Merced. Ten projekt ma w sobie wspaniałe bogactwo kompozycji.
Dom i warsztat Luciano Kulczewskiego. (źródło: santiagocapital.cl)
Ten budynek Kulczewskiego, „Gargulec”, przy ulicy Merced 84 został niedawno zamieniony w hotel. Architektoniczne zmiany, jakich dokonali w projekcie nowi właściciele wywołały polemikę. Nie wszystkim spodobało się to, że budynek nie ma już niektórych atrakcyjnych detali, zmieniono m.in. elementy okien i drzwi. Poza tym, kilka innych budynków Kulczewskiego w Santiago zrównano z ziemią. Chcę więc zapytać, jak dzisiaj chroni się jego dziedzictwo?
Magdalena: Mamy dzisiaj dwie linie ochrony. Jedna na poziomie municypalnym, która obejmuje nieruchomości mieszczące się w strefie ochrony konserwatorskiej i historycznej zabudowy. Z jednej strony więc jest pod ochroną Consejo de Monumentos Nacionales (chilijski odpowiednik Rady Ochrony Zabytków – przyp. aut.) jako zabytek mieszczący się w ich kategoriach. Niektóre budynki Kulczewskiego znajdują się też w tzw. „zonas tipicas“, strefach typowej zabudowy, tak jak na przykład budynek Piscina Escolar. W przypadku Merced 84 myślę, że nastąpiła za duża wolność przez brak odpowiedniej osłony prawnej. Ale tutaj mówimy też o pewnym braku wrażliwości. Budynek nie koniecznie musi być oficjalnie uznany za zabytkowy i mieć szereg ograniczeń, żeby w nowym projekcie uszanować jego walory historyczne. Szacunek dla nich to część pracy architektów.
Styl Kulczewskiego jest niezwykle eklektyczny, ma elementy Neogotyku, Art Déco, Art Nouveau, elementy klasyczne. Jeśli mielibyście opisać go jednym słowem czy zdaniem, jakie by ono było?
Magdalena: Kreacja.
Kasia: Architektura organiczna.
Krzysztof: Ludzki, bo był wielkim człowiekiem.
Monika: Luciano był synem inżyniera o polskich korzeniach, urodzonego w Afryce, która była w tym czasie terytorium francuskim. Nieco to zagmatwane.
Krzysztof: Kiedy byłem w Polsce szukałem miejsca, gdzie urodził się dziadek Luciano, Antonio (w oficjalnych dokumentach figuruje francuska forma imienia, Antoine). Znalazłem też kilka dokumentów w internecie, ale nie mogłem ostatecznie potwierdzić czy syn Antonio, a więc ojciec Luciano, urodził się w Algierii i czy miał okazję wrócić do Polski. Nie wiedzą też tego dzieci Luciano. To co wiemy to fakt, że ojciec Luciano przybył do Chile w 1870 roku, gdzie zaproszony został jako francuski inżynier przez organizację związaną z przemysłem górniczym. Luciano urodził się w 1896 roku. Nadal nie wiemy czy ojciec Luciano mówił po polsku, ale możemy stworzyć hipotezę, że znał kilka polskich wyrażeń, bo we Francji spotykał się z polskimi emigrantami. Nie wiemy dokładnie jak jego losy potoczyły się w Chile. Prawdę mówiąc, dzieci Luciano też nie pamietają za wiele z tak dalekiej historii. Potwierdzają jednak, że Luciano chciał pojechać do Polski i odwiedzić kraj swoich przodków. Niestety, przez zawirowania związane z wojną i trudną sytuacją Europy w tamtym czasie, nie udało mu się zrealizować tego planu. O związku Luciano z Polską znaczy też fakt, że część jego prochów jego dzieci pochowały na cmentarzu w Paryżu obok grobu Szopena. Taka była wola Luciano. Chciał być połączonym z krajem przodków.
Magdalena: Zadawałam sobie to samo pytanie o korzenie Kulczewskiego, przeglądając niektóre dokumenty i akta. Na przykład w dokumencie potwierdzającym zapisanie się Luciano do Instituto Nacional w Chile, jako pełnomocnicy figurują jego rodzice, a jego tata wpisaną ma francuską narodowość. W innym dokumencie natomiast widnieje, że ojciec Luciano urodził się w Algierii, bo był wtedy w szeregach Francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Czy ojciec Luciano znał Polaków i miał związek z Polską nie wiem, ale mogę zapewnić, że jego dziadek Antoine tak, bo znalazałam na to ciekawy dowód. Rodzina Luciano, a dokładnie jego syn, Jaime Kulczewski, przekazał swego czasu darowiznę rzeczy, dokumentów i książek, które należały do architekta. W owych zbiorach znalazł się również dokument dotyczący nabycia przez ich dziadka obywatelstwa chilijskiego, w którym zresztą jego nazwisko napisane jest przez „y” – Kulczewsky. W rubryce, która mówi o narodowości ojca Luciano widnieje „Polak”. I jest to legalny, oficjalny dokument! Według mnie jest to niezbity dowód na to, że ojciec Luciano niezaprzeczalnie miał związek z Polską, bo nie można przecież wpisać sobie kraju ot tak, bez powodu. Chciałam zbadać temat nieco bardziej i któregoś dnia zapytałam córkę Luciano, Mireyę, o to, czy jej ojciec mówił kiedyś o Polsce. Odparła od razu z entuzjazmem: „Tak! Oczywiście! On bardzo chciał pojechać do Polski, ale przez wojnę w Europie niestety nie mógł”.
Magdaleno, wiem, że przeglądałaś inne ciekawe dokumenty związane z rodziną Luciano, a mianowicie maile, które napisał najbliższy wnuk Kulczewskiego, Jaime Larraín Kulczewski. Wspomina w nich o swoim dziadku. Jest też mowa o Polsce?
Magdalena: To maile, które Jaime napisał między 2011 a 2013 rokiem do Juana Carlosa Silvy, będącego w tym czasie dyrektorem organizacji kulturalnej „Lastarria Mistral”, autora projektu „Kulczewski 360” i wielu innych z nim związanych. W owych mailach jest fragment, w którym Jaime pisze: „i oczywiście, jak każdy szanujący się potomek Polaka, dziadek uwielbiał Szopena”. Tak więc istnieje tutaj owa mikstura korzeni i krajów, związana z ówczesną sytuacją Europy.
Kasia: No właśnie, musimy pamiętać, że w czasie kiedy urodził się Luciano, w 1896 roku, Polska nie istniała na mapie świata. Niemożliwym było więc wpisanie w legalnym dokumencie Polski jako miejsca urodzenia czy posiadanej narodowości. Myślę, że cała ta zagadka co do narodowści Luciano Kulczewskiego może być po prostu skutkiem zamieszania geopolitycznego w ówczesnej Europie.
Magdo, wróćmy jeszcze na chwilę do maili pisanych przez wnuka Luciano. Czy jest w nich coś jeszcze a propos życia rodzinnego Luciano? Może Jaime wspominał jakim był dziadkiem czy ojcem?
Magdalena: Pamiętam kilka ciekawych fragmentów i refleksji, dotyczących życia rodzinnego. Jaimego wspomina tam na przykład spacery z dziadkiem i wspólne podróże na wieś. Wspomina też momenty, kiedy odwiedzał go w jego mieszkaniu. Jaime pisze, że Luciano miał małą, zabawkową kolejkę, którą lubił wyciągać i rozkładać na podłodze. Bawili się nią wielokrotnie. Z punktu widzenia architekta, skłonność do żartu i zabawy Luciano jest bardzo znacząca, bo widać ją również w jego architekturze. Na przykład na stacji kolejki linowej, którą zbudował u podnóża wzgórza San Cristóbal pojawiają się twarze, które pokazują język, mówiąc niejako „Och, jakie to wszystko ciężkie”. Luciano lubił więc gry i zabawy. W mailach Jaime wspomina także, że jego dziadek był łasuchem, uwielbiał chilijskie słodycze. Są też inne ciekawe wspomnienia, związane z tym, jak Luciano postrzegał Santiago i jak chciał przekazać wnukowi sposób obserwowania miasta, pewną wrażliwość. Mówił, że ludzie patrzą tylko na horyzont, przed siebie, a należy patrzeć do góry, odkrywać gzymsy i dachy, mieć oczy szeroko otwarte.
Krzysztof: Poznałem Jaime Kulczewskiego w Madrycie. Pojechałem tam specjalnie dla niego i było to poruszające spotkanie, zarówno dla mnie, jak i dla niego, bo przybyłem z Chile. Jaime był mężczyzną odnoszącym sukcesy w świecie filmu i dokumentu telewizyjnego. Zmarł niedawno, trzy lata temu. Zaprosił mnie do swojego domu i pośród wielu tematów rozmawialiśmy też o charakterze Luciano. Jaime powiedział mi, że jego dziadek był zafascynowany historią, bardzo dużo czytał. Bez wątpienia więc znał również historię Polski i na pewno Powstania Listopadowego z 1830 roku, kiedy to dziadek Luciano nie tylko stracił swój majątek, ale musiał też opuścić Polskę, wyjechać do Francji, a potem do Afryki, bo właśnie tam często trafiali Polacy w tamtych czasach. Bez pomocy i oszczędności, jakie mieli wielcy polscy twórcy jak choćby poeci Adam Mickiewicz czy Juliusz Słowacki, Polacy zwykle lądowali w Marsylii albo w szeregach Legii Cudzoziemskiej. Jestem więc pewny, że Luciano znał tę część historii świata i tę część życiorysu swojego dziadka. Dlatego też nie przestawał, krok po kroku, odkrywać swoich polskich korzeni.
Magdalena: Dla mnie decydujące w tym wszystkim jest to, że kiedy chciał wyjechać w „podróż do swoich korzeni” chciał pojechać do Polski.
Czy Jaime, wnuk Luciano, odwiedził kiedyś Polskę? Albo ktokolwiek z chilijskiej rodziny Kulczewskiego?
Magdalena: Tak, Jaime był tam dwa razy. Córka Luciano, Mireya, też. Pojechała do Polski ze swoją córką. Jestem zatem pewna, że jego rodzinę interesowała i interesuje owa polska część historii rodziny Luciano.
Foto dzięki uprzejmości La Arquitectura de L. K. (Fernando Riquelme)
Fasada Colegio de Arquitevtos de Chile (foto dzięki uprzejmości Archivo Arquitectura Chilena FAU UCH)
Zapytałam was wcześniej o jedno słowo określające wyjątkowy styl Kulczewskiego. Mi na myśl przychodzi kreatywność. Kreatwywność, której w mojej opinii brakuje dzisiejszemu Santiago. Nie ma dla niej miejsca w stolicy?
Kasia: Myślę, że jest, bo każdy projekt jest wyzwaniem. Tak jak w przypadku domu Kulczewskiego i tak trudnego terenu, na którym go zbudowano, również dzisiaj praca architektów opiera się na serii wyliczeń matematycznych, którym musimy stawić czoła każdego dnia. Kreatwyność więc zwycięża, bo musisz zastosować pewne sztuczki, żeby całość wyglądała ładnie, żeby była funkcjonalna i żeby spełniała wszelkie normy.
Magdalena: W Santiago istnieje indywidualizm, mój projekt staje na tym terenie i tych metrach kwadratowych i nie obchodzi mnie już co powstaje za miedzą. Nie ma tego szerszego, jednoczącego spojrzenia, które opiera się na rozpoznaniu okolicy, gdzie stanie mój projekt i zrobienia czegoś, wzbogacającego to miejsce. Tak jak robił to Kulczewski.
“Mieszkamy w najbrzydszym mieście świata i jedynymi winnimi są architekci” – powiedział kiedyś sam Kulczewski. Zmieniłby opinię widząc dzisiejsze Santiago?
Magdalena: Generalnie Chilijczycy są dość klasyczni, nie lubią zwracać na siebie uwagi, nie lubią jaskrawych kolorów, nawet jeśli chodzi o ubranie. Myślę, że to temat na poziomie narodowym. (śmiech)
Kasia: Myślę, że nie ma jednej architektury, jest ich kilka i zmieniają się w zależności od dzielnicy. Jest wiele miejsc w dzielnicy Vitacura, Las Condes czy Providencia, gdzie człowiek czuje miejskość, która traci się w innych miejscach stolicy. To jak postrzegamy architekturę Santiago różni się więc w zależności o jakiej dzielnicy mówimy. Na przykład rytm życia w centrum jest szybki, w biegu, więc nie idziesz tam raczej na spacer. Rytm życia w dzielnicy Vitacura jest już inny, bardziej miejski, choć nieco jak na peryferiach. Różnica między tutejszym stylem dzielnic jest też tematem związanym z ekonomią. Tak jak w Chinach, gdzie jest mnóśtwo małych budynków z mieszkaniami o niezwykle ograniczonym metrażu, dzieje się tak po prostu przez koszty. Pracuję obecnie z jedną z dużych firm nieruchomości i właściwie każdego dnia walczę o wybranie ładniejszej albo bardziej funkcjonalnej rzeczy, ale zawsze spotykam się z argumentem związanym z kosztami i ceną metra kwadratowego. To nas niestety definiuje i jest to ważny czynnik. Nie wiem czy kreatywność w tym wszystkim jednak przegrywa, bo my, architekci, zawsze jednak walczymy o ostateczny efekt ładnej fasady i ładnego projektu.
Magdalena: Z cytatu, który przytoczyłaś, Moniko, rozumiem, że przez ostatnie lata życia Luciano był rozczarowany tym, co działo się z architekturą Santiago. Dla niego niezwykle ważne było docenienie i wykorzystanie geograficznego położenia Santiago, a wszystko to co zaczęło się budować w tamtym czasie odrzucało ten czynnik. Dzisiaj temat kosztów jest realną wytyczną nie tylko w achitekturze, ale również w sprawach socjalnych czy kulturalnych i nie tylko w Chile, ale w wielu innych miejscach świata. Niemniej jednak w Chile ważność aspektu finansowego góruje nad pozostałymi i brak tutaj balansu. Chciałabym, żeby się pojawił.
Budynek „Gargulec” przy ulicy Merced 84 (źródło: max-a.cl)
W którą stronę skręca obecnie chilijska architektura?
Kasia: Rynek przesycił się małymi mieszkankami, które mają tylko salon i jedną sypialnię. W takim zresztą mieszkam ja. Rośnie zapotrzebowanie na większe metraże. Właśnie teraz projektuję budynek w dzielnicy Ñuñoa, gdzie mieszkania mają, wyciągając średnią, około 100 metrów kwadratowych, tak więc można zmieścić tam coś więcej niż łóżko. Widzę tę zmianę jako dobrą tendencję. Poza tym prestiżową architektoniczną nagrodę Pritzker zdobył Chilijczyk, więc komentuje się obecnie chilijską architekturę. Szczególnie domy na wybrzeżach kraju zbierają bardzo dobre recenzje, są rozpoznawalne i doceniane w świecie architektury. Tak więc Santiago może i jest szare, ale generalnie chilijska architektura skręca w dobrą stronę.
Magdalena: Wygląda na to, że jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, jak powinniśmy żyć i mieszkać. Ostatecznie nie są to tylko miejsca czysto użytkowe i do spania, ale człowiek musi w nich żyć i muszą spełniać pewne warunki.
Co powiedziałby Kulczewski o dzisiejszym Santiago? Znalazłby tutaj dla siebie miejsce?
Magdalena: Z jednej strony myślę, że byłby bardzo zadowolony jak bardzo docenia się znaczenie tego, co stworzył na wzgórzu San Cristóbal. Miał do tego projektu szczególny sentyment, jako że był i jest miejscem rodzinnym. To ponowne zwrócenie się ku naturze i temu, co istniało wcześniej w Santiago mogłoby być dla niego ciekawe i pozytywne. Po stronie negatywnej stoi jednak to indywidualne spojrzenie architektów, o którym wspominaliśmy i niewielka solidarność w tym, by zachować pewną harmonię. Myślę, że Kulczewski bardzo by żałował, że zniszczono kilka cennych budowli. W jednym z maili jego wnuka, Jaime mówi, że Luciano nie mógł zrozumieć jak dopuszczono do zniszczenia budynku Isntituto Nacional, gdzie studiował. Poza tym, że był kolonialny, miał też duże znaczenie w mieście. Jaime pisał, że bardzo to Luciano zmartwiło.
Krzysztof: Myślę, że Luciano pojawiłby się na moment, a potem jak najszybciej wrócił do siebie!
Gdzie? Do Francji czy Polski? (śmiech)
Krzysztof: Mogłaby to by być Polska, oczywiście! (śmiech) Nie chciałbym na koniec naszej rozmowy wprowadzić smutnego tonu, ale w ostatnich latach swojego życia Luciano był chory. Miał pewien typ raka i niestety myślę, że jego choroba spowodowana była tym, że widział upadające Santiago. Santiago z chaosem, ze smogiem, który w tym czasie był prawdopodobnie dwa razy większy niż teraz, z hałasem, z autami, które stały się królami miasta. Tworzymy i podążamy ścieżką destrukcji wartości ludzkiej, którą powinno mieć miasto. Martwimy się jak pomieścić miliony aut, a nie miliony ludzi. Tak na prawdę nie obchodzi nas dziedzictwo, które było dla niego takie ważne. Był mistrzem w grze przeróżnych styli, i mistrzem w każdym z tych styli. A to co możemy teraz obserwować w Santiago to kierunek zatracenia bogactwa stylistycznego. Wciąż znikają budynki dziedzictwa kulturowego.
Magdalena: Zamyśliłam się nad tym co powiedziałaś, o ponownym narodzeniu się Luciano tu i teraz. Biorąc pod uwagę jak bardzo rozwijał się w swoich dziełach i co nimi reprezentował, ponadto to co mówił i co pisał, myślę, że poszukałby nowej formy i byłby bardzo żądny przywrócenia miastu charakteru.
Kasia: Myślę, że potraktowałby to jako wyzwanie. Istnieją obecnie ciekawe inicjatywy, od Dnia Dziedzictwa Narodowego po aplikacje na telefony typu “Bauhaus w Santiago”, bardzo specjalistyczne jak na aplikacje w komórce. Jest więcej rowerzystów, więcej ścieżek rowerowych, ludzie coraz więcej czasu spędzają w parkach, wychodzą na świeże powietrze. Myślę, że uszczęśliwiłoby to Kulczewskiego, skoro jego ulubionym projektem był ten na wzgórzu San Cristóbal. Jeśli był tak optymistyczny, nie zamartwiłaby się, ale znalazłby swoją niszę i potraktowałby ją jako nowe wyzwanie.
***
Luciano Kulczewski García – chilijski architekt o polskich korzeniach, urodzony w 1896 roku w Temuco w Chile. Syn fransukiego inżyniera i wnuk polskiego inżyniera budowonictwa, członka Francuskiej Legii Cudzoziemskiej, biorącej udział w kampanii w Algerii w 1831 r. Uczył się w chilijskim Instituto Nacional, by potem studiować na Wydziale Architektury Universidad de Chile. Jego budynki charakteryzują się eklektycznym stylem, w którym odnazleźć można elementy Neogotyku, Baroku, Art Nouveau i Art Déco, jak również ślady Modernizmu. Znany jest z oryginalnych projektów i charakterystycznych wykończeń i detali. Do dziś jego dzieła są niezwykle cenione, większość jego budynków uznaje się za dziedzictwo kulturowe Chile. Kulczewski zmarł w Santiago w 1972 r. Zgodnie z jego wolą część jego prochów złożonych została na cmentarzu Père-Lachaise w Paryżu, a część na wzgórzu San Cristóbal w Santiago.
O Luciano rozmawiali:
KATARZYNA SIERSZEŃSKA– polska architekt, mieszka w Santiago. Ukonczyła Wydział Architektury w Polsce i Niemczech, w Chile dodatkowo ukończyła studia dyplomowe z budownictwa ekologicznego na Universidad de Chile. Pracowała w wielu krajach na całym świecie, między innymi w Chinach i Niemczech, co dało jej szerokie spojrzenie na tendencje w architekturze śródziemnomorskiej, centroeuropejskiej, azjatyckiej i amerykańskiej. Prywatnie jest osobą otwartą i ciekawą świata, delektującą się od czasu do czasu dobrym winem i książką.
MARÍA MAGDALENA BARROS CASTELBLANCO – chilijska architekt Universidad de Chile, członkini Komitetu Dziedzictwa zrzeszonego przy Colegio de Arquitectos de Chile. Jej zainteresowanie dziełami Kulczewskiego zaczęło się od fascynacji budynkiem zwanym „Gargulec“. Obecnie stoi na czele projektu Fondart, grupy specjalistów pracujących nad tym, by budynek Piscina Escolar zaprojektowany przez Kulczewskiego uznany był za pomnik narodowy. W projekcie uczestniczy też Krzysztof Dąbrowski.
KRZYSZTOF DĄBROWSKI – polski architekt, mieszka w Santiago i uczy architektury na Universidad UCINF. Rozpoczął studia architektowniczne na Politechnice Warszawskiej i skończył je na Univerity of Illinois. Przez prawie ćwierć wieku z powodzeniem prowadził studio architektoniczne w Chicago w USA. W 2008 r. w Santiago założył Instituto Varsovienne, gdzie w wolnych chwilach pracuje nad uznaniem dla dziedzictwa Luciano Kulczewskiego i stworzeniem Muzeum Ignacego Domeyki. Obecnie pracuje też z Magdaleną Barros nad uznaniem za pomnik narodowy budynku Piscina Escolar Kulczewskiego.
Wywiad w nieco krótszej wersji ukazał się w Biuletynie Ambasady RP w Chile (XI 2016).
Bardzo ciekawy wywiad 🙂 Fajnie było poznać i dowiedzieć się czegoś o osobie, której wcześniej się nie znało 🙂
Dziękuję! Super było odkryć takie polskie ślady na końcu świata, zwłaszcza, że Kulczewski jest tak ceniony tutaj.
Aż tak wielką miłością do architektury nie pałam, ale miło poczytać o zdolnym człowieku polskiego pochodzenia :-))
Bardzo podoba mi się forma postu jako rozmowa, wywiad ze specjalistami – bardzo fajnie ogarnięte!
Chętnie widziałabym więcej zdjęć, ale ja to wzrokowiec typowy, więc może się nie liczy ;-))
Dzięki, Paulino 🙂 Chciałam dodać więcej zdjęć, ale wywiad jest tak długi, że tym razem postanowiłam ostatecznie ograniczyć się do tych powyższych. Wzrokowcy, wybaczcie 🙂
Dzięki za potężną dawkę architektonicznych inspiracji 🙂 Świetny wywiad!
Dziękuję! 🙂
Widać, że architektura to rzecz dla ludzi, którzy rzeczywiście są w tym zakochani (jak np. właśnie Kulczewski). ja np. póki co jestem w klasie architektonicznej /matematyka-historia/, ale raczej nie planuję tego kierunku – bo wiem, że u mnie ze sztuką średnio + to nie jest to, co bym chciał robić na 100000% 😉
Ciekawy profil klasy, ale wiem, że to jeszcze o niczym nie świadczy, bo ja skończyłam mat-fiz, a zostałam dziennikarzem 🙂
Brawo za wyszukanie polskiego akcentu na dalekim krańcu świata! Przedstawiłąś kawał dobrej historii, do której mało kto by się dokopał. 🙂
Dziękuję! Rzeczywiście, trochę z tym było pracy, ale czułam, że warto 🙂