Skip to main content

mindokoszulkaJesli bedziecie w Quito wybierzcie sie do Mindo. To tylko 2 godziny drogi autobusem i 2,5 dolara za bilet w dwie strony, a miejsce zdecydowanie warte jest wizyty. Rezerwat Bosque Protector Mindo Nambillo lezy w pieknej dolinie pelnej wodospadow, zamieszkiwanej przez setki gatunkow ptakow, motyli i orchidei. To miejsce idealne na trekking, jazde konna, rower, rafting czy canopy. Tym co nas do Mindo przyciagnelo byly jednak motyle, a dokladniej tamtejsze mariposarium, zalozone, prowadzone i finansowane przez prywatnego milosnika. Na ten dzien przygotowalam sie juz podczas pakowania plecka w Santiago. Zerknijcie na moja koszulke na zdjeciach:)

Najwczesniejszy autobus do Mindo (z terminalu Ofelia), odjezdza o 8:30. Jesli nie ma opoznien ok. 10:30 jest sie juz w miasteczku, ktore jest jakby brama wejsciowa do parku. Warto od razy kupic bilet powrotny i tu uwaga – ostatni autobus do Quito odjezdza o 15:00. Nie ma wiec na park za wiele czasu, i jesli chce sie skorzystac z wiecej niz jedenej atrakcji miejsca trzeba zostac na noc. Mysle, ze to nie przypadkowy haczyk. Zakladam, ze ludzie w miasteczku Mindo zyja glownie, a moze nawet tylko, z tego co zostawia tu turysci, wiec dlaczego nie zmusic ich do zostania kilkunastu godzin dluzej?

IMG_2331Tuz obok terminala autobusow jest kilka knajp z jedzeniem, restauracji, hoteli i agencji (miescina jest niewielka). Mozna wynajac przewodnika, mozna wykupic jakas przygode sportowo-ekstremalna typu canopy czy rafting, mozna wynajac rower itd. W jednej z agencji, w ktorej pytalismy o ceny tego typu przyjemnosci (glownie po to, zeby dostac mape okolicy i wybadac co mozna tu zrobic) od razu powiedziano nam, ze nie damy rady odwiedzic niczego wiecej, jesli upieramy sie isc do mariposarium i wrocic jeszcze tego samego dnia do Quito. Musicie zostac na noc, mowili. No coz, uparlismy sie na to mariposarium i postanowilismy isc piechota (wynajem roweru kosztowal 8 dolarow!). Trasa nie byla dluga, zajela nam 20-30 minut, z postojami na robienie zdjec. Za 3 dolary mozna byc podwiezionym pod same drzwi lokalna taksowka, ale my wolelismy przejsc sie i rozejrzec. Mysle, ze warto – w okolo rosna piekne orchidee, lataja kolorowe motyle, tylko przez ten czas widzielismy ich kilkanascie. Jedyne co nas niepokoilo to gorace, duszne i wilgotne powietrze, jak przed burza.

Mariposarium nie jest za duze, ale o tym, ze warto zaplacic te 6 dolarow za bilet dowiedzielismy sie juz po przekroczeniu bramy wejsciowej. Wszedzie lataly kolibry! Jakies 20 minut stalismy jak zaczarowani ich kolorami, ksztaltem, elegancja i DSC_2491szybkoscia! Pstryknelismy foty i gdyby nie to, ze czekaly na nas motyle, stalibysmy jeszcze kolejne 20 min.  Przy kupnie biletu do mariposarium dostaje sie w pakiecie przewodnika. Ten na poczatku daje nam maly wyklad o zyciu motyli. Pokazuje kokony, larwy, zdjecia i dane. Mowi, ze te pieknosci zyja tylko poltora miesiaca, o ile wczesniej nic ich nie zje albo nie zatruja sie srodkami przeciw komarom, jakie stosuja ludzie…  Pytalam co sie z nimi potem robi. Otoz potem te najpiekniejsze zatrzymuje sie jako eksponaty do roznych galerii. Skrzydla motyli sprzedaje sie rowniez po to, zeby robic z nich bizuterie: wisiorki, kolczyki.. Zapamietajcie te historie, bo wroci w poscie o Amazonii.

Po mini wykladzie weszlismy do sali wlasciwej mariposarium, czyli kawalka parku otoczonego siatka z kazdej strony, wlacznie z dachem. W tym warunkach, zblizonych do naturalnych, lata sobie 25 gatunkow motyli. Kraza miedzy drzewami, kwiatami, oczkiem wodnym, a ludzmi. Co jakis czas przysiadaja gdzieniegdzie, w tym na glowie, ramieniu czy plecach wizytantow. Pomieszczenie ma moze 40 metroIMG_2391w na 30, nietrudno wiec stac sie obiektem zainteresowania motyla. Zeby jednak wziac go na palec czy potrzymac na dloni trzeba uciec sie do sztuczki. Gdzieniegdzie porozstawiane sa podstawki z rozgniecionymi bananami. Lepka, slodka papka jest zarowno pozywieniem, jak i wabikiem dla motyli. Trzeba wiec zamoczyc choc odrobine palec, a potem podsunac go delikatnie pod czulki. Motyl sam powinien zaczac na niego wchodzic, wtedy trzeba mu troche pomoc zdecydowanym ruchem reki. I voila. Zostanie tam dopoki nie wykonamy gwaltownego ruchu, nie wywietrzeje zapach banana albo dopoki mu sie po prostu nie znudzi. Ma w koncu tylko 1,5 miesiaca zycia, ile mozna siedziec w jednym miejscu 🙂

Powiem Wam, ze widok jest piekny. Wchodzisz i nagle migocza przed toba kolory skrzydel to tu to tam. Zielone, czerwone, fioletowe, zolte, niebieskie… w przeroznych kombinacjach. Moj ulubiony motyl to zdecydowanie Morpho Azul, o niesamowicie intensywnych,  niebieskich skrzydlach. Najpiekniejsze w nim jest to, ze kolor zmienia sie w zaleznosci od kata padania swiatla. Od ciemnego niebieskiego, przez blekit, az po turkus. Z tego co zauwazylam sa to tez najbardziej energiczne motyle, ciezko zlapac je z otwartymi skrzydlami na siedzaco, ale udalo sie:)

DSC_2395

Najpiekniejsze bylo jednak wciaz przed nami. W jednym rogu mariposarium jest specjalna witryna z rozwieszonymi kokonami motyli. Niektore sa zielone, niektore brutatne, inne srebrne albo niewiarygodnie zlotawe. Wygladaja jak duze, perfekcyjne krople zlota. Natura potrafi byc doskonala. Stojac tak i gapiac sie z zachwytem zauwazylismy, ze jeden kokon zaczyna sie otwierac. Mielismy ogromne szczescie zobaIMG_2400czyc na zywo narodziny motyla. Niby nic, a obydwoje zapamietalismy ten moment, jako jeden z najlepszych podczas calej wyprawy. Happy Birthday motylu! Zyczymy Ci pieknego miesiaca zycia! Nagralam nawet film swoja komorka, ale blog nie chce mi tego formatu zaladowac. Zobacze co da sie zrobic… Poki co, pisze dalej.

W mariposarium spedzilismy ponad 2 godziny i nie chcielismy wychodzic (przewodnik zostawia cie po 10 minutach i mozna siedziec do woli). W miedzyczasie jednak zrobilo sie zimno i rozpadalo sie w tropikalnym stylu, a Claudio zorientowal sie, ze nie spakowal tego dnia ze soba niczego przeciwdeszczowego. Czas wiec byl opuscic miejsce, bo w koncu musielismy dojsc do autobusu na 15:00 i kalkulowalismy, ze tym razem zajmie nam to wiecej czasu. Troche krecilismy nosem na mokniecie przez pol godziny, a potem siedzenie w mokrych ubraniach podczas dwugodzinnej drogi do Quito, ale nie bylo wyjscia. Zegnajac sie przy bramie z kolibrami, wyszlismy. I tu los podsunal nam pomocna dlon. Pod mariposarium podjechala taksowka. Podbieglismy jak szaleni, ale kierowca pokazal nam, ze nam nie otworzy. Zdezorientowani schowalismy sie pod drzewo. Wtedy zobaczylam, ze z taxi wysiada trzyosobowa rodzina. Oni weszli, a taksowkarz zgasil silnik i stal. Nie wahalam sie za dlugo i podbieglam pod okno ubic targ. Za 3 dolary sympatyczny jak sie okazalo Pan Taxi zawiozl nas do miasteczka, modlac sie, zeby jego pasazerowie nie wyszli wczesniej niz on zdazy wrocic. Przekonalam go jednak, ze w mariposarium jest tak pieknie, ze nie wyjda wczesniej niz za pol godzinDSC_2402y, a on zamiast stac i sie nudzic moze zarobic cos extra. Juz po 10 minutach bylismy przy terminalu 🙂

Tym sposobem mielismy jeszcze godzine do autobusu, ale nie ma tego zlego – poszlismy cos zjesc. Na przeciwko terminalu jest knajpa, gdzie podaja bardzo przyzwoita pizze. Nie pamietam niestety nazwy, ale juz przy wejsciu widac wielki piec, wiec mozna sie zasugerowac. W Mindo serwuja tez pyszne soki naturalne z kilku egzotycznych owocow: sprobujcie regionalnego o nazwie- asha albo tomarindo.

Wiem, ze Park Mindo skrywa jeszcze wiele pieknych miejsc, ale my tym razem widzielismy tylko tyle. O 15:00, zgodnie z planem, wrocilismy do Quito. Sprzedam Wam od razu mala podpowiedz. Autobus wracajacy z Mindo przejezdza przez La Mitad del Mundo. Co wiecej, przejezdza przez dokladnie to samo rondo, na ktorym trzeba wysiasc, zeby wsiasc do monumentu (widac go juz z ronda). Jesli macie wiec napiety grafik to obydwa miejsca mozna zwiedzic w jeden dzien…

O La Mitad del Mindo pisalam tu: http://tresvodka.com/2013/02/19/ekspresowa-podroz-dookola-swiata-la-mitad-del-mundo/

Monika Trętowska

Author Monika Trętowska

More posts by Monika Trętowska

Leave a Reply

Close Menu