Skip to main content

Jutro polska reprezentacja w piłce nożnej zmierzy się z drużyną narodową Chile. Komu będę kibicować postanowiła spytać redakcja Onet.pl. Przy okazji zapytali mnie też jakie są wady i zalety mieszkania w Santiago, o chilijskie dziennikarstwo, trzęsienia ziemi i mrożące krew w żyłach legendy miejskie, które opowiadam turystom.

Dlaczego w Chile należy uważać, zachwalając smak mango? Zostawiam wam mały fragment wywiadu, oby na zachętę. Łapcie też link do całego wywiaduMiłej lektury 🙂

Olivia Drost: Jak wygląda praca korespondenta Polskiego Radia w Ameryce Południowej? Czy różni się czymś od zwykłej pracy dziennikarskiej?

Są dni kiedy po porannym przeglądzie prasy wybieram po prostu najciekawsze wydarzenie, które może zainteresować Polaków i nagrywam o nim materiał lub robię wejście na żywo. Ale często są to zdarzenia, które wyrywają mnie ze snu albo z weekendu pod namiotem, bo właśnie wybuchł wulkan albo było trzęsienie ziemi. Nie mogę sobie planować tygodnia na zasadzie: w czwartek napiszę o tym, w piątek o tym, a w sobotę odpocznę. Zależę od newsa, którego nie da się znać zawczasu.

Co ciekawe, po latach zaobserwowałam, że wszelkie katastrofy zwykle dzieją się w weekend! W weekendy są wybory parlamentarne czy prezydenckie, w weekendy też zwykle umierają ważne osobistości. Pamiętam, że Hugo Chávez zmarł w dniu, kiedy wybierałam tort na moje wesele, bo zobaczyłam tę informację kątem oka w telewizorze w cukierni. Pobiegłam więc do domu pracować, a mój narzeczony sam dokończył zamówienie. Pogrzeb Cháveza odbył się zresztą w dniu mojego ślubu, choć tego dnia pozwoliłam sobie nie pracować. Fidel Castro też zmarł w piątek, kiedy miałam zaplanowany weekend poza miastem w miejscu bez zasięgu.

Praca korespondenta to jednak nie tylko takie newsy. To cały bagaż doświadczeń i obserwacji. Mieszkanie w innym kraju, na innym kontynencie i w innej kulturze, bycie wśród ludzi, tu i teraz. To ogromna kopalnia wiedzy, nieosiągalna zza biurka w redakcji. Dlatego poza korespondowaniem w radiu, piszę też dłuższe formy: artykuły, reportaże, bloga, a obecnie pracuję nad książką o Chile.

Czy poznałaś lokalnych dziennikarzy w Chile? Czym redakcje, dziennikarze różnią się od polskich realiów?

Przyjaźnię się z kilkoma chilijskimi dziennikarzami. Znam ich doświadczenia i czasami, siadając przy lampce wina, rozmawiamy o mediach i dziennikarstwie w naszych krajach. Poza nielicznymi wyjątkami poziom mediów w Chile, zwłaszcza telewizji, pozostawia wiele do życzenia. Za dużo tam plotek, informacji bezużytecznych, celebrytów udających dziennikarzy. Są, oczywiście, i rzetelni dziennikarze, ale najcenniejsze materiały dostają zwykle najgorszy czas w ramówce.

Pamiętam, jak uderzyło mnie po przyjeździe to, że dziennikarze reklamują produkty sponsorów, również w programach publicystycznych, co jest dla mnie śmiercią zaufania do ich obiektywizmu w innych sprawach. W przerwie rozmowy z ważnymi politykami w studiu ten sam dziennikarz reklamował rum, a przy innej okazji… materace.

A jaki jest chilijski hiszpański? Czym się wyróżnia?

Chilijski hiszpański to jazda bez trzymanki. Chilijczycy mówią niezwykle szybko, przez to wszystkie wyrazy, a nawet zdania, zlewają się w jeden niekończący się dźwięk. Chilijczycy uwielbiają skróty, nie wypowiadają niektórych spółgłosek, nałogowo dodają za to słowa zapychacze i używają mnóstwo tzw. „chilenismos”, czyli słów i wyrażeń stosowanych tylko w Chile. W Słowniku Języka Hiszpańskiego jest ich oficjalnie ponad 2200! Chilijski hiszpański jest bardzo kreatywny i pełen zabawnych porównań, by opisać dane uczucie czy sytuację, jak np. moje ulubione „más abrigado que el hijo único“ (bardziej opatulony niż jedynak) czy pokazujący ogromną fantazję „más estresado que la monja con atraso“ (bardziej zdenerwowany niż zakonnica ze spóźniającym się okresem). Trzeba uważać, bo niemalże każde słowo ma tutaj podwójne dno, a to drugie na 100 proc. ma zabarwienie erotyczne.

Zaliczyłaś w tym kontekście jakąś wpadkę?

Do dziś pamiętam, jak opowiadałam znajomym, o tym, że uwielbiam mango, że jest to mój ulubiony owoc i mogłabym je jeść codziennie, zwłaszcza to w Chile, bo tutaj jest takie soczyste. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy leżą pod stołem ze śmiechu. Potem ktoś się nade mną zlitował i powiedział, że w Chile „mango” mówi się również na męskie przyrodzenie…

CAŁY WYWIAD TUTAJ

 

Monika Trętowska

Author Monika Trętowska

More posts by Monika Trętowska

Join the discussion 14 komentarzy

Leave a Reply

Close Menu