Skip to main content

Mission complete – w dlugi weekend wyskoczylismy do Argentyny, tym sposobem odnowilam swoja wize turystyczna, mam nowiutkie 90 dni. Misja do tego okazala sie niezwykle atrakcyjna, bo zamiast samolotu wybralismy przejechanie And samochodem.

car2

Celem byla argentynska Mendoza, ale mowiac szczerze najciekawsza czescia wyprawy okazala sie byc droga do i z. Po pierwsze – widoki. Wlasciwie przez caly czas jechalismy z otwartymi oknami, aparaty pstykaly foty, wlos rozwiewal wiatr, glowy chodzily na wszystkie strony. Po drugie – trasa. Waskie, krete drogi pod gore, zakrety 90 stopni – wyprzedzanie ciezarowek w takich warunkach to nie lada wyzwanie, zwlaszcza jak sie jezdzie Oplem Corsa.. 😉 Mariusz, bylbys zachwycony.  Wyszlo wiec taniej i o niebo przyjemniej (o gory przyjemniej),  a sam fakt bycia gdzies na szczycie And miedzy Argentyna i Chile sprawial, ze moje podroznicze serce bilo mocniej.

Prowadzilam na zmiane z Renè, bratem Claudia, mam wiec znacznie mnie fot niz on. Ale troche udalo mi sie pstryknac.

Po 3 godzinach i malym postoju w Los Andes (miescina po drodze) dotarlismy do granicy. Bylo juz po 18.00, powoli zaczelo sie sciemniac i dosc szybko robic zimno. Niestety okazalo sie, ze podobny pomysl na spedzenie dlugiego weekendu mialo wielu Chilijczykow i przyszlo nam czekac na odprawe 4h… Claudo jako milosnik astronomii byl jednak z siodmym niebie. Zobaczcie co mielismy nad glowami:
(foty pstryknal on, moja dlugosc naswietlania byla za slaba)

Za zimno bylo, zeby polozyc sie i gapic w gwiazdy – bylismy na wysokosci jakis 5.000 m n.p.m – ale przy odpowiednim wygieciu sie w samochodzie dalo rade cos widziec 🙂 Po 4 godzinach i odprawie ruszylismy dalej. Ok.1 w nocy dotarlismy do Mendozy.

Zgodnie z tym co slyszalam, miejscowosc okazala sie typowym turystycznym miastem, pelnym placy,  sklepow, restauracji i.. Chilijczykow.  Jest dosc ladne, zielone, ale nie dzieje sie tam wiele, dlatego to popularne miejsce wypadow weekendowych i zakupowych. Ceny rzeczywiscie zachecaly, wiec zakupilismy z Claudio troche alkoholu i kilka ksiazek. Plyty okazaly sie drogie, ale dobrze sie stalo, bo nie moge teraz wydawac majatku. Jak zawsze, ciagnelo mnie tez do spozywczych polek ze specjalami. Oprocz swietnego miesa maja w Argentynie bardzo smaczna czekolade. Zdziwona za to bylam jakoscia pizzy – naprawde swietne ciasto. (Raz jedlismy zreszta w pizzeri o nazwie TRENTO:)) Zakupilam ichniejsza make do pizzy, sprobujemy w domu.
IMG_1166Zdaje sie, ze Argentynczycy maja tez szal na oliwki, mijalam polki z trzydziestoma rodzajami tego co wewnatrz. Ja za oliwkami nie przepadam, ale oprzec nie moglam sie sloikowi miodu z orzechami w suszonych owocach. Tu smutny watek mojej historii – zostala mi juz tylko fotografia… Zabrano mi go na granicy chilijskiej.. (Chile ma bardzo ostre przepisy celne, nie pozwalaja wwozic prawie niczego pochodzenia zwierzecego, roslinnego i tego co zrobione jest z drewna. Dlatego tez to bezpieczny kraj. O tym kiedys wiecej. Niektore produkty akceptuja, ale z moim sie nie udalo). Zanim sloik debral mi celnik zdolalam wywalczyc, zeby dali mi chociaz sprobowac!  Sama nie wiem czy na szczescie czy niestety, bo miod byl rewelacyjny. Zgodzili sie wbrew przepisom, chyba tylko dlatego, ze ich swoja determinacja rozsmieszylam 😛

Moja udana zakupowa inwestycja na przyszlosc byl za to specjalny kufel, w ktorego sciankach jest woda. Wystarczy na chwile wlozyc go do lodowki, a woda zamarznie, idealnie wiec chlodzic bedzie piwo czy soki w trzydziestostopniowe chilijskie lato 🙂 Przy okazji, argentynskie piwo (Quilme) przypadlo mi do gustu.

O samych Argentynczykach niewiele moge powiedziec, poza tym, ze sa dosc przystojni. Mezczyzni dbaja o siebie, czasem az za bardzo. Zdaje sie, ze podobnie jak w Brazylii panuje tu kult ciala. Do tego sa dosc smiali, jesli chodzi o podryw. Wszyscy Argentynczycy, ktorych poznalam w swoim zyciu mieli tez poczucie humoru mocno zabarwione erotyzmem. Z tymi starszymi na czele. Jeszcze jedno moge potwierdzic – Chilijczycy i Argentynczycy nie palaja do siebie miloscia, glownie za sprawa historii. Da sie to odczuc, czasem ignorowano nas w restauracjach (bylam z trojka chilijczykow przypominam), wieki czekalismy, az ktos do nas podejdzie. Do dzis nie wiem czy to po prostu slaby serwis czy zwykle pokazywanie kto jest u kogo.

Mendoze zapamietam tez jako miasto ze starymi samochodami, trolejbusami i dziwna komunikacja swietlna (swiatlo moze byc zolte albo… zolte, bardzo mylace, a semafory ukryte sa niemalze w krzakach), !

Tyle Mendozy, nastepnego dnia widzielismy miejsca ciekawsze. No i czekala nas jeszcze droga powrotna do Chile, wlaczajac strone argentynska And za dnia. O tym jutro..

Monika Trętowska

Author Monika Trętowska

More posts by Monika Trętowska

Leave a Reply

Close Menu