Wracam do mojego cyklu spraw, ktore podnosza mi w Chile cisnienie, choc nie na tyle, zeby chciec sie stad wyniesc:) Robiac liste, zauwazylam, ze kilka punktow dotyczy poruszania sie po Santiago roznymi srodkami trasportu. Postanowilam wiec spiac je jedna klamra i wrzucic razem numer 3, 4 i 5. Niniejszym dostajecie maly przeglad publicznej lokomocji po chilijsku czy tez moze lepiej 'santiagowsku’. Poza tym, ze ceny biletow sa jednymi z najwyzszych na swiecie (sic!), jest jeszcze kilka innych 'niespodzianek’.
3. METRO W SZCZYCIE – dramat
Przesiadka na stacji Baquedano w okolicach 8 rano to jedno z najgorszych doswiadczen mojego chilijskiego zycia. O ile niezbyt czesto jezdze metrem (mieszkamy w centrum i mam rower), to 2 razy w tygodniu nie mam wyjscia i wpakowuje sie, podobnie jak miliony nieszczesnikow, w najwiekszy kociol. Nazywam to krotko: walka o zycie. Ludzie pchaja, dziobia, depcza, krzycza, wciskaja sie do granic mozliwosci i ochrzniaja wzajemnie. Raz bylam nawet przyduszana moja wlasna chusta (zaczepila sie o kurtke kobiety, ktora tlum pchal bezwladnie w przeciwny koniec wagonu niz mnie, wiec petla na mojej szyi sie zaciskala. Zabawne, nie?).
Najgorsze jest to, ze zeby w ogole miec szanse na pojechanie, trzeba przyjac te same zasady. Minimum: pchanie sie. Gorsze rzeczy przezylam, poki co, jedynie w w metrze w Mexico City. Wina lezy podobno w zmianach jakie wprowadzono w systemie autobusow miejskich (zredukowano trasy, podniesiono ceny). Ludzie porzucili autobusy i masowo zaczeli jezdzic metrem, ktore po prostu nie nadaza. O temperaturze w wagonach juz nie wspomne.
Jak sobie radze: Uzbrajam sie w cierpliwosc.. a potem daje sie poniesc tlumowi, ktory mnie sam wpycha do wagonu. Sposob sprawdzony z Mexico City. Torebka przed siebie, szal pod plaszczem, a nie na, unikam tez zakladania delikatnej bizuterii i zbyt cieplego ubrania (sweter wrzucam do torby). Z obserwacji wynika tez, ze warto miec buty, ktore latwo nie spadaja:) Najlepiej jednak, w ogole do metra w godzinach porannych (i okolicach 17.00-19.00) nie wchodzic!
*Jeszcze jedna kwestia: cena. Nie dosc, ze sukcesywnie rosnie (przez ostatnie 2 lata bylo 7 czy 8 podwyzek), nie ma tu czegos takiego jak bilet jednodniowy, tygodniowy badz miesieczny. Trzeba wiec placic za kazdy przejazd. Slono (obecnie od 4,10 do 4,50 zl!). W Santiago uzywa sie specjalnej karty BIP, ktora doladowuje sie w kasach na stacjach metra. Jedyne ulatwienie to to, ze jedno 'bipniecie’ upowaznia do jednego przejazdu metrem i dwoch autobusem autobusem (ale tylko jesli pojedziemy te trzy razy w przeciagu godziny).
4. SYSTEM AUTOBUSOW – enigma
W jednym z pierwszych postow ever opisywalam pierwsze wrazenie z Santiago i jak sie w tym miescie odnajduje. Wspominalam o tym, ze nie ogarniam systemu autobusow i po ponad dwoch latach… niewiele sie zmienilo. Na przystankach brakuje rozkladow, nie ma godzin, nie ma tras… Co znajdziemy to numer autobusu i stacje koncowa. A po drodze co przecina? Strzelaj i zgaduj, albo pytaj.. Dopiero na przedniej szybie autobusu, jak juz podjedzie, zobaczyc mozna 4 czy 5 glownych przystakow. I tyle! Ci, ktorzy urodzili sie w Santiago maja latwiej, choc jak zauwazylam Chilijczycy jezdza 'na pamiec’. Jak niejasny jest system orientuja sie dopiery wtedy, jak musza wytlumaczyc komus ’ z zewnatrz’ jak dojechac do.. Biednemu przybyszowi nie pomoze rada typu 'jedz ok. 15-20 minut autobusem, ktory jedzie w strone Torre Entel, wysiadz przy sklepie z farbami, potem idz jedna przecznice na wschod, skrec na polnoc i wsiac w autobus, ktory jedzie w przeciwna strone, jak miniesz stacje benzynowa wysiadaj.’ Ok, moze ta rada i troche pomoze, ale chyba wiecej zestresuje 🙂
Niektore rejony stolicy znam juz bardzo dobrze, wiec porywam sie na samotna jazde Transsantiago. Nadal jednak uwazam, ze system jest nieprzyjazny. (W tej kwestii Warszawa zdecydowanie wygrywa z Santiago!). Zwlaszcza, ze miasto jest wielkie (mieszka tu 7 milionow ludzi) i bywaja ulice, ktorych nazwy sie powtarzaja.. Bywa tez, ze autobus nie wraca ta sama trasa, ktora przyjechal, zmienia tez trase w nocy. Nadazacie??
Innym minusem jest fakt, ze prozno jest szukac ogolnodostepnych i darmowych map miasta z zaznaczonymi trasami autobusow.. Raz przez 2 lata udalo mi sie dorwac jedna.
Jak sobie radze: Mapcity.com, zanim ruszam sie w rejony mi malo znane. Stosuje tez metode stara jak swiat – pytanie ludzi na miejscu. W Santiago mamy tez kilka linii metra, ktore calkiem dobrze lacza dzielnice, a ze lubie chodzic, to czasem z metra przejde sobie te przystanki, zamiast pchac sie do zatloczonego zwykle autobusu. Bywa zreszta, ze sie w ogole nie zatrzymuje, bo juz nie ma miejsca:)
* Kierowcy autobusow jezdza jak wariaci.
5. JAZDA ROWEREM PO SANTIAGO – z dwojga zlego wybieram trzecie:)
Tu zaczne pozytywnie – miasto ma sporo sciezek rowerowych. Poza nimi jednak rowerzystow sie nie szanuje. Nie wiem jak jest w dzielnicach bogatych i eksluzywnych, zdaje sie, ze nieco lepiej, ale jazda po centrum podnosi cisnienie. W koncu do sciezek tez trzeba jakos dojechac.. Mozna po ulicy, ale jest to pewne ryzyko, jako ze kierowcy w Santiago do najlepszych i najspokojnieszych nie naleza (zlwaszcza kierowcy autobusow). Mozna tez po chodniku – ale wystawiamy sie na tysiace obelg i spojrzen zyczacych nam i naszej matce jak najgorzej. Rzadko kiedy piesi ustepuja miejsca rowerzyscie, przeciwnie, potafia ostentacyjnie zagrodzic przejazd.
Jak sobie radze: Jako ze mieszkam w centrum, musze sobie z tym radzic na co dzien. W rejonach mniej zatloczonych jezdze po ulicy, czasem jednak smigam po chodniku. Wole niemile spojrzenie niz rozbita glowe 🙂 Staram sie jednoczesnie ustepowac miejsca i nie pchac nigdzie na sile, no i duzo usmiechac. Jak wspominalam wczesniej, celem sa glownie parki i sciezki rowerowe. Jezdze tez po starszych dzielnicach, gdzie ruch jest niewielki. Generalnie: ciepliwosc i usmiech!
*Santiago ma rowniez zorganizowane grupy milosnikow rowerow, ktore systematycznie walcza o nowe sciezki i organizuja happeningi i przejazdy przez centrum miasta. Np. w kazdy pierwszy wtorek miesiaca kilka ulic jest zamknietych i mozna smigac bez stresu i legalnie po tych najbardziej ruchliwych:)
Zostaje jeszcze opcja jazdy samochodem po Santiago. Jako kierowca nie mam w tej kwestii wielkiego doswiadczenia, bo nie posiadam w Chile auta. Zdarza mi sie prowadzic, kiedy jedziemy wieksza grupa za miasto i jestem 'drugim szoferem’. Drogi sa zadbane, asfalt gladki a widoki piekne, wiec nie ma narzekam. W miescie za to, trzeba sie uzbroic w cierpliwosc i oczy naookolo glowy. No coz, duza stolica.. Ahh, oczywiscie po 17:00 zaczaja sie korki, wiec jeszcze raz polecam ROWER.
Na koniec chce dodac jeszcze kilka pozytywow. Cykl minusowy wymaga krecenia nosem, ale pozytywy a propos transportu w Santiago tez sa:
- metro ma 5 linii, wlasnie buduja jeszcze 2 (w dwa lata ma byc gotowa..)
- metro jest dobrze oznakowane i logiczne
- metro jest czyste i zadbane, kazda stacja wyglada inaczej, sa kolorowe, maja wystawy, male muzea(!), kina (!) i rzezby
- na stacjach wisza telewizory (cos co by nie przetrwalo mysle dlugo w Polsce)
- telewizory sa tez na niektorych stacjach autobusowych
- jest sporo sciezek rowerowych
Uffff koniec minusow na dzis 😉
___
*Nr 1 z listy: http://tresvodka.com/2012/07/09/skoki-cisnienia-cykl-minusowy/
*Nr 2 z listy:http://tresvodka.com/2012/07/14/skok-cisnienia-2/
no to jeśli w 2013 pojawicie się w Warszawie to proszę się przygotować na 4,40 za bilet jednorazowy a na pocieszenie to jest szansa na jeszcze więcej w 2014 🙁
wow… tu przynajmniej jest 5 linii..
Czuję się jakbym sama napisała ten post. Mam dokłądnie takie same wrażenia z poruszania się po Santiago, zwłaszcza w kwestii autobusów. Uparcie odmawiam jeżdżenia nimi sama i chyba się nigdy nie nauczę tego systemu
Ostatnio trochę pomaga mi GPS w komórce hihi