Ostatnie tygodnie minely pod haslem ´Barbecue, jedzenie albo zycie`. Chile swietowalo 200 lecie niepodleglosci, przypada na 18 wrzesnia, ale ze to kraj latynowski mielismy wolne od czwartku popoludnia do wtorku! To sie nazywa dlugi weekend! Zima nas w koncu pozegnala, panuje ponad 20 stopni, wiec pogoda sprzyja tradycji kilkudniowego grillowania. Wspominalam juz, ze Chilijczycy jedza duzo i dosc ciezko, ale smacznie, wiec jest to generalnie czas grozny dla zoladka. (Tu podaje przydatne slowo: guata, czyli po chilijsku nasz polski miesien piwny, uzyskany rowniez wskutek przejedzenia:) Spotykaja sie cale rodziny, przyjaciele,bilety na weekend wykupione sa dlugo przed terminem, a ceny dwukrotne. Gdy mowilam, ze my mamy wolne tylko 11 listopada mocno sie dziwili, ze jak to tak, a kiedy swietowac?:)
My z C. skorzystalismy z 4 dni wolnego, zeby wyrwac sie z miasta i pojechac nad ocean. Planowalismy skoczyc na dzien, ale w koncu wrocilismy do domu po 3 dobach:) Najpierw pojechalismy do Isla Negra, malego miasteczka rozslawionego przez Pablo Nerude. To tam jest jeden z jego domow, dzis muzem. Trzeba przyznac, ze ten milosnik architektury, win, kobiet i ksiazek mial gust ( i pieniadze). Na plazy przed jego domem mielismy piknik i spokoj, tylko my i zablakany pies.
Potem na szlaku bylo Quisco, bardziej juz turystyczna miejscowosc, gdzie woda ma kolor turkusu.. Zjedlismy rybke, zaliczylismy 3 plaze, a na zachod slonca wdrapalismy sie na skaliste wzgorze, skad widzialam jeden najoryginalniejszych (spojrzcie na niby-spiralny ksztalt slonca).
W nocy przetransportowalismy sie do Valparaiso, juz Wam znanego, zaliczajac jeden z rodzinnych grilli. Zaprosila nas siostra C., ktorej tesciowa ma dom na jednym ze wzgorz. Widac stamtad cala zatoke i cale miasto… Majac taki dom (i taki widok) spedzilabym cale zycie na balkonie..
Rewelacyjne lokum z widokiem za caluska zatoke przydalo sie o polnocy. Czekala nas wtedy kulminacja obchodow dni niepodleglosci – pokaz sztucznych ogni, wystrzeliwanych ze statkow. Na marginesie, Valparaiso slynne jest m.in. z najwiekszego w Ameryce Lacinskiej pokazu sztucznych ogni w Sylwestra. Wybrzeze w promieniu kilkudziesieciu kilometrow rozswietlone jest przez 40 minut. Jesli wszystko pojdzie zgodnie z planem wlasnie tam bede 31grudnia 2010:) Tym razem pokaz byl tylko w Valparaiso i o polowe krocej, ale i tak bylo pieknie:
W poniedzialek zaliczylismy jeszcze rodzinne barbecue u rodzicow C. , na ktorym dowiedzialam sie m.in. o krazacej juz famie o mojej polskiej, mocnej glowie hehe Chilijczycy pija sporo, co ciekawe w domu zawsze znajdzie sie wodka (popularna tu jest Krolewska i cos co sie nazywa vodka.pl, ale ja tego nigdy w Polsce nie widzialam?). Nie wiem czy damie przystalo, ale ja widze pozytywy, bo na moje przyjscie przygotowuja moje ulubione drinki, C. dla omiany glowe ma nieco slaba i zawsze jest wesolo heheh:)
Od tamtego weekendu zaliczylismy jeszcze 3 grille, wlacznie z wczorajszym z przyjaciolmi na wzgorzu San Cristobal. Chilijski wrzesien wiec ma smak pieczonej karkowki i piwa.
Przy okazji tematu barbecue i popijania, podrzucam 2 przepisy na typowe chilijskie przysmaki:
1) ziemniaki z majonezem, podaja je jako dodatek do mies, albo salatke.
Przygotowanie:
ziemniaki ugotowac w mundurkach, potem obrac i pokroic w cwiartki. Jak troche ostygna dodaja majonez i ser zolty (rozplynie sie nieco, jesli beda jeszcze cieple) i pokrojona pietruszke. Wymieszac i voila. Na poczatku nie bylam przekonana, ale teraz mi smakuje.
2) Carbonada, cos a la poncz.
Przygotowanie:
1 litr wina bialego (najlepiej niezbyt wysmakowane, a mowiac wprost z kartonu:), 1 puszka krojonych brzoskwini w puszce. Brzoskiwnie z sokiem wlac do wina, wymieszac, odstawic na troche, az owoce wchlona troche wina, wlac do wysokich szklanek razem z brzoskwiniami, a potem do gardla 🙂
Pija tez wersje z czerwonym winem i truskawkami, i chyba te lubie bardziej.
Smacznego:)