… cali i zdrowi. Troche chudsi, bardziej opaleni, z lekkim portfelem i z podwojona waga plecakow… Bylo pieknie.
Dotarlismy do wszystkich glownych miejsc na naszej liscie do zobaczenia. Przesladowal nas deszcz, ale w strategicznych momentach mielismy piekne slonce. Niczego sobie nie zlamalismy, nie spadlismy z Wayna Picchu, obylo sie nawet bez problemow zoladkowych, slowem – sukces:)
Zamykam oczy i widze Salar de Uyuni, gdzie pomiedzy niebem i woda zaciera sie horyzont, widze panorame z Wayna Picchu, linie Nazca z samolotu, las w Amazonii, motyle w Mindo, laguny w Boliwii, kolory rekodziela i tropikalne, pyszne owoce Ekwadoru. Naladowalam sie.
Jestesmy po 22 godzinach w autobusie, wiec niewiele wiecej teraz napisze. Lepiej zgram z Claudiem zdjecia, razem mamy jakies 8 tysiecy… Jutro selekcja, a potem zaczne odszyfrowywac moje notatki i moge zasiadac do pierwszego posta.
Ah, najlepszego 2013, bo nie mialam okazji blogowo… Odwagi w spelnieniu marzen, nawet jesli wydaja sie szalone:)
Postaram sie zdac relacje z podrozy w miare szybko, ale juz teraz prosze Was o cierpliwosc:)
Przebieram nóżkami na te zapiski z podróży 🙂 cieszę się, żeście cali i zdrowi !! cmok
Doris! Dzieki za prezent! Myslimy o Tobie rano przy porannej herbacie:))) Buzka
I tak właśnie miało być 😉
Bienvenidos en casa 🙂
Gracias:)