Skip to main content

„Chile powinno zdać sobie sprawę, że Polski teatr ma naprawdę dużo do powiedzenia” – mówi Claudia Barattini, chilijska menadżer kultury i była minister kultury w rządzie Michele Bachelet. Niewiele osób wie, ze Barattini mieszkała w Polsce kiedy była nastolatką, studiowała balet w Teatrze Wielkim w Warszawie i od tamtej pory czuje szczególną więź z krajem nad Wisłą. Którą polską sztukę uważa za doskonałą, którego chilijskiego reżysera zabrałaby na festiwal w Polsce i o jej wspomnieniach z czasów studiów opowiedziała mi w wywiadzie opublikowanym w Biuletynie Ambasady RP w Chile. Od dziś tekst znajdziecie również na blogu. foto: Mariusz Michalak

Po zamachu stanu w Chile w 1973 roku Pani rodzina wyemigrowała do Polski z powodów politycznych. Miała Pani 14 lat, kiedy życie wywróciło się do góry nogami. Jak Pani pamięta ten nowy początek?

Moje życie w Polsce było dość szczególne, ponieważ związana byłam ze szkołą tańca Teatru Wielkiego, gdzie studiowałam balet. Jako że moi rodzice nie mieli domu w Warszawie, mieszkałam w internacie szkoły wraz z polskimi dziewczętami, dzięki czemu byłam bardzo zintegrowana z polską rzeczywistością. Spędziłam tam 8 miesięcy, podczas których dość szybko nauczyłam się języka polskiego. Dziś niewiele już pamiętam poza tym, że nadal wiem jak wymawiać te trudne w pisowni wyrazy. Kochałam balet i chciałam studiować właśnie to, więc podjęłam wysiłek i udało się. W Polsce poznałam wielki teatr, balet klasyczny na wysokim poziomie, którego nie miałam okazji oglądać nigdy wcześniej. Jako że mój tata miał włoskie obywatelstwo moi rodzice po 1,5 roku zdecydowali o przeprowadzce do Włoch, zwłaszcza że ojcu zaoferowano tam pracę. Pamiętam, że była to dla mnie bolesna decyzja, bo odczuwałam już wtedy z Polską pewną bliskość, osiągnęłam pewien stopień integracji i więzi. Bez wątpienia pobyt w Polsce był również trudnym doświadczeniem, ale ja chciałam tam zostać i gdyby nie decyzja moich rodziców pewnie bym została.

Dziś śledzi Pani to, co się dzieje w Polsce?

Nie szczegółowo, ale czytam ważniejsze wiadomości. Niedawno byłam też w Polsce, zwiedziłam Kraków i ta podróż bardzo mnie wzruszyła. Chciałabym wrócić tam na dłuższą chwilę. Zawsze za to jestem czujna, jeśli chodzi o szansę zobaczenia polskich produkcji, czy to filmowych czy teatralnych. Wydaje mi się, że polska kultura jest niezwykle żywotna.

polskie akcentry w domu Claudii Barattini

Pamięta Pani pierwszy raz, kiedy zobaczyła Pani polską sztukę teatralną?

Wydaje mi się, że podczas mojego pierwszego pobytu w Polsce, kiedy byłam jeszcze nastolatką, nie widziałam żadnej sztuki jako widz. Może z racji młodego wieku. Natomiast we Włoszech obejrzałam „Umarłą Klasę” Tadeusza Kantora, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Potem miałam okazję poznać kolejne polskie sztuki z racji tego, że mój tata prowadził we Włoszech centrum dokumentacji spektakli, gdzie zgromadził ogrom audiowizualnego materiału. Były tam również sztuki m.in. Jerzego Grotowskiego. Oddziaływanie polskiego teatru miałam więc okazję śledzić bardziej od strony włoskiej niż polskiej, bo właśnie tam spędziłam większą część życia. Zauważyłam, że miał on duży wpływ na włoski teatr. 

Co się wtedy mówiło we Włoszech o polskim teatrze?

Mówiło się o wpływie, jaki wywarł na włoską awangardę lat 70-tych i 80-tych i o prężnie działającym ruchu teatru niezależnego. Pamiętam też, że dużo mówiło się o Grotowskim, który prowadził tam swoją szkołę teatralną. Polski teatr był zawsze bardzo wpływowy, ważny i zauważalny.

Czy polski teatr jest zauważalny w Chile?

Myślę, że Ci, którzy zajmują się teatrem profesjonalnie doskonale znają wielkie nazwiska, które wyznaczyły drogę współczesnemu teatrowi. Nie mam tu wątpliwości. Poza tym teatr Grotowskiego miał swoich wiernych uczniów. Bez wątpienia jednak dziś polski teatr znamy dzięki temu, co pokazuje w Chile festiwal Santiago a Mil (Międzynarodowy Festiwal Teatralny w Santiago – red.), a więc teatr młodszego pokolenia. Twórcom festiwalu udało się kilkakrotnie sprowadzić polskich twórców, chociaż prezentują bardziej sztuki uliczne, a nie salowe.

W dotychczasowych edycjach Santiago a Mil zaprezentowali się też cenieni, polscy reżyserzy jak Krystian Lupa i Krzysztof Warlikowski. Miała Pani okazję zobaczyć ich spektakle?

Widziałam poruszające dzieło „Persona. Marilyn” Lupy na deskach Matucana 100 (centrum kultury w Santiago – red.) W tym samym miejscu w 2011 roku miałam okazję obejrzeć inną, doskonałą polską sztukę, opartą na tekście Sary Kane – „Oczyszczonych” Warlikowskiego. To bardzo bolesna opowieść o uzależnieniu. Pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie, wyszłam wzruszona. Warlikowski to wyjątkowy reżyser. Obydwaj artyści są niezwykle innowacyjni i wypełnili sale po brzegi. Chile powinno zdać sobie sprawę, że Polski teatr ma naprawdę dużo do powiedzenia. “Oczyszczeni” byli doskonali. To jeden z najlepszych spektakli, jakie widziałam w ostatnich latach.

Całkiem niedawno dwoje chilijskich aktorów wzięło udział w warsztatach teatralnych w Bydgoszczy. Chilijski teatr zaprezentował też Międzynarodowy Festiwal Teatralny “Dialog” we Wrocławiu. Czy to początek polsko-chilijskiego dialogu?

Właśnie teraz Carmen (Carmen Romero, Dyrektor Fundacji Santiago a Mil – red.) przebywa na festiwalu we Wrocławiu, w ramach którego zaprezentowały się dwie chilijskie grupy teatralne. Podczas zagranicznych delegacji Carmen zwraca dużą uwagę na polski teatr i żywo się nim interesuje tak więc Santiago A Mil jest bez watpienia oknem dla dalszej wymiany. Podczas mojej niedawnej podróży do Krakowa byłam również na tamtejszym festiwalu teatralnym. Jego dyrektor interesuje się zresztą latynoamerykańskim i chilijskim teatrem i wielokrotnie odwiedzał Chile, był gościem Santiago a Mil. Spotkanie w Krakowie było bardzo miłe i miałam okazje oglądać po 3-4 spektakle dziennie. Mogę więc śmiało powiedzieć, że polski teatr jest wart zachodu i powinniśmy poznać go lepiej. Myślę, że wasz kraj ma niezwykle ważną i żywotną kulturę oraz wspaniałe kino. Myślę, że jest się czym dzielić ze światem i jestem pewna, że z podróży Carmen wyjdzie coś dobrego!

Których chilijskich reżyserów zaprezentowałaby Pani w Polsce?

Bez wątpienia moim ulubionym chilijskim reżyserem jest obecnie Guillermo Calderón, który jeśli się nie mylę, nie był jeszcze nigdy w Polsce. Chile również ma silną tradycję teatralną. Przed dyktaturą mieliśmy prężnie rozwijający się teatr studencki, a publiczne uniwersytety odegrały ogromną rolę w ukształtowaniu chilijskiej sceny. Dzięki temu teatr stał się częścią naszej kultury i wciąż daje nam młodych, zdolnych twórców, wychowanych już jednak w innym kontekście, w czasach kształtowania się demokracji. Dyktatura podzieliła historię Chile, ale owy teatralny grunt wciąż przynosi nam owoce. Chile ma dobrych reżyserów, dobrych dramaturgów, dużo się u nas dzieje. Nie wszystko jest dobre, ale mamy cenionych międzynarodowo twórców, jak ów młody, 40 – letni Calderón.

Jaki jest chilijski teatr? Co może zaoferować światu?

Chilijski teatr jest polityczny, mówi o nas, o naszych traumach historii, traumach dyktatury. Nasz teatr buduje pamięć. To teatr na wysokim poziomie, choć mamy też i komercyjny, wachlarz jest szeroki. To co możemy zaoferować światu to teatr, który bada naszą współczesność, analizuje ludzkie traumy. Mamy też grupy, które potrafią ironizować, prowokować i rozprawiać się z pewnymi wierzeniami, jak robi to np. Compañía de Resentía, która odwiedziła Polskę i została tam dobrze przyjęta. Prowokują nieuniknione wyroki historyczne, wzbudzają polemikę. Chilijski teatr przygląda się temu kim jesteśmy i co nas boli.

Myślę więc, że polski i chilijski teatr wiele łączy.

Historia Polski jest tak trudna. Dowiadywałam się o tym stopniowo, mieszkając w Warszawie i od tamtej pory widzę Polskę jako kraj o bardzo silnej tożsamości, kraj walczący o swoje i bardzo doświadczony przez historię. Chociaż miałam wtedy 14 lat, mój pobyt nad Wisłą miał silny polityczny kontekst, zdawałam sobie z tego sprawę, dlatego też zwracałam uwagę na wiele rzeczy, nie tylko sprawy życia codziennego. Za brutalne uważałam na przykład, że nasi nauczyciele w szkole baletowej mówili do nas po rosyjsku. Mam więc z tego czasu sprzeczne wspomnienia, ale ostatecznie tak bardzo czułam się związana się z Polską, że kilka lat potem, kiedy powstał ruch “Solidarność“, uważnie śledziłam ewolucję sytuacji politycznej w kraju. Miałam przywilej żyć w kraju walczącym o wolność, jeszcze przed upadkiem muru, więc w kraju pełnym dumy i siły.

Jest więc między nami możliwość dialogu na teatralnej scenie?

Oczywiście, widzę możliwość dialogu. Obydwa kraje mają za sobą tak wiele traum. To co daje jednak sztuka, to możliwość stworzenia duszy na nowo.

***

Claudia Barattinichilijska menedżer kultury, była Minister Kultury i prezydent Krajowej Rady Kultury i Sztuki od 11 marca de 2014 do el 11 maja de 2015. Tuż po zamachu stanu w Chile w 1973 wraz z rodziną wyemigrowała z kraju. Najpierw mieszkała w Polsce, gdzie studiowała balet w Teatrze Wielkim w Warszawie, potem we Włoszech, gdzie skończyła Akdemię Tańca w Rzymie i ekonomię w La Sapienza.

Wywiad ukazała się w Biuletynie Ambasady RP w Chile (listopad 2015) .

Inne wywiady przeczytacie w dziale Wywiady Tresvodki, a o chilijskim kinie w dziale Chile – Film i Dokument.
Monika Trętowska

Author Monika Trętowska

More posts by Monika Trętowska

Join the discussion 5 komentarzy

  • Michał pisze:

    Bardzo ciekawa postać. Przyjemnie czytać o ludzkiej pasji 🙂 nigdy nie miałem do czynienia z teatrem Chilijskim, ale kiedyś chętnie go poznam, bo o sztuce i poezji latynoamerykańskiej mam jak najlepsze zdanie.

    • Monika Trętowska pisze:

      Powstają też ostatnio dobre seriale para-dokumentalne osadzone w czasach reżimu i wieloodcinkowe reportaże. Choć odbiegłam nieco od teatru komentarzem to chyba mi się właśnie zrodził pomysł na kolejny wpis 🙂

  • Monika pisze:

    Coś nadzwyczajnego do poczytania😊 ciekawe, że jej rodzice wybrali Polskę 😊 i aż miło.się robi.na sercu że tak docenia polską sztukę i ją promuje u siebie.

    • Monika Trętowska pisze:

      Ona wciąż pamięta jakieś słowa po polsku, choć w rozmowie mówi, że nie. Sprawdziłam ją potem 🙂
      A że rodzice wybrali Polskę… Junta Pinocheta torturował i zabijała wtedy w Chile komunistów, więc komunistyczna w tamtych czasach Polska była dobrym schronieniem.

  • Aleksandra pisze:

    Niesamowite, że Chilijka wie o wiele więcej o polskim teatrze niż przeciętny polski zjadacz chleba

Leave a Reply

Close Menu