Druga część wywiadu z Aleksandrą Piątkowską, ambasador PR w Chile, która kończy właśnie swoją pięcioletnią kadencję. W poprzedniej rozmawiałyśmy o jej osobistych wrażeniach i doświadczeniach, o Chile, Chilijczykach i promowaniu polskiej kultury na końcu świata. Teraz podsumowałyśmy ekonomiczno-gospodarczą współpracę obydwu krajów, wymianę handlową i największe inwestycje. Co polskiego można kupić w Chile, a co chilijskiego w Polsce? Zapytałam też o kolejne obszary do inwestycji, problemy KGHM i o największy sukces kadencji Pani Aleksandry.
MT: Rozmawiałyśmy już sporo o promowaniu polskiej kultury, ale za Pani kadencji polsko-chilijska współpraca ma się dobrze na wielu płaszczyznach. Zróbmy małe podsumowanie. Co Polska eksportuje do Chile? Wiem, ze niektóre produkty mogą zaskoczyć.
AP: Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne na szczęście wszystkie mierniki wskazują, że import i eksport rośnie. W Chile jesteśmy znani z kosmetyków. Za mojego pobytu otworzyły się standy firmy Inglot. Mamy tutaj Ziaję i kilka innych firm kosmetycznych, które sprzedają swoje produkty w niektórych galeriach. Jeśli mówi się, zwłaszcza Paniom, o Inglocie to absoutnie wiedzą o co chodzi i dobrze się im kojarzy. Drugim sztandarowym produktem jest polska wódka, a także polskie piwo, które udało się kilka lat temu wprowadzić na chilijski rynek.
Mój mąż bardzo Pani za to dziękuje. (śmiech)
(śmiech) To nie do końca moja zasługa, ale cieszymy się, że polskie piwo Chilijczykom smakuje. Narazie są tutaj trzy marki, ale mamy nadzieje, że niebawem rynek otworzy się również dla małych polskich browarów. W międzyczasie powoli otwiera sie dla polskiej zdrowej żywności. W dużych supermarketach typu Jumbo czy Unimarc są malutkie standy – malutkie, bo Chilijczycy jeszcze nie odżywiają się za zdrowo – a w nich produkty polskiej marki Kupiec. Mamy w Chile słodycze Solidarności, a od kilku miesięcy na południu kraju w Punta Arenas jest też Wedel. Szczerze mówiąc, liczyłabym na więcej produktów spożywczych. Wiem jednak, że kilka firm jest w trakcie przechodzenia procesów fitosanitarnych, które w Chile są dosyć skomplikowane z racji ostrych norm, jeśli chodzi o import żywności. Ja zawsze miałam cichą nadzieję na kabanosy, ale niestety nie udało mi się (śmiech).
Jesteśmy też obecni na chilijskim rynku górniczym.
Tak, Polska sprowadza wiele materiałów górniczych, czy też okołogórniczych. Nie tyle cały sprzęt, co części do sprzętu do wydobywania miedzi. Conbelts Bytom jest tutaj silną marką. Za moment wejdzie Famur. Trwają prace nad tym, aby w Chile pojawiły się ciągniki Ursusa. Tak więc drugim obszarem współpracy jest sprzęt maszynowy, rolno-górniczy, jeśli mogę go tak roboczo nazwać. Trzeci obszar to IT. Mamy tu firmę Comarch, Modecom i Fibaro, a więc firmy, które oferują produkty z zakresu IT, komputerów, myszek komputerowych, ale również gier i różnego rodzaju sprzętów.
Video z tegorocznych obchodów Dnia Konstytucji (źródło: Embajadores TV)
Gdzie jeszcze widzi Pani możliwości współpracy?
Jest jeszcze wiele obszarów, gdzie moglibyśmy zaistnieć. Promowaliśmy na przykład sprzęt medyczny na targach Expo Hospital w zeszłym roku. Muszę przyznać, że nie zawsze wiemy o każdej rozpoczętej potem współpracy, bo my jako ambasada pomagamy firmom w promocji i nawiązaniu kontaktu, ale potem nie wtrącamy się w negocjacje, bo są to już pewne tajemnice biznesowe. Uważam też, że nasze zielone technologie ochrony środowiska to coś, co w Chile jest konieczne, potrzebne i znajdzie swój rynek zbytu. Organizowaliśmy misje gospodarcze naszych firm na przykład odsalających czy filtrujących wodę. Firmy na świecie filtrują ją osiem razy, polskie piętnaście. Polska ma również rewelacyjne technologie związane z odpadami pogórniczymi. Uważam, że nasze zielone technologie powinnny być obszarem mocnej ekspansji Polski do Chile.
Jakaś współpraca Panią zaskoczyła?
Mam tutaj uroczą adegdotę. Szalenie zakoczyła mnie bowiem informacja, że kilka lat temu Chile kupiło od Polski armatki śnieżne. Byłam w szoku. Chile ma znane ośrodki narciarskie, wszystkie zresztą położone są powyżej 3 tyś. metrów n.p.m. Ta informacja jednak tak bardzo mnie zaskoczyła, że musiałam to sprawdzić. Wsiadłam więc w samochód i pojechaliśmy ekipą ambasady do jednej doliny narciarskiej, jakąś godzinę od Santiago. Na początku nie chciano nas wpuścić, bo padał akurat śnieg, ale kiedy powiedzieliśmy, że jesteśmy Polakami i że tam jest nasza polska armatka śnieżna, pan strażnik spojrzał na mnie i powiedział: „Proszę Pani, ta armatka śnieży jak diabeł!” (śmiech). Ostatecznie mogliśmy wjechać i ją obejrzeć. Okazało się, że polski producent – zupełnie bez pomocy ambsady, bo ta czasem nie jest w ogóle konieczna – sprzedał te armatki do Chile, a potem do Argentyny i kilku innych miejsc.
Przemiłym zaskoczeniem było też to, że eksportujemy do Chile nasze kamizelki kuloodporne. Część chilijskich „carabineros” (połączenie wojska i policji) chodzi więc właśnie w naszych kamizelkach. Tym się zawsze chwalimy.
Wizyta GROM-u w Chile (źródło: Ambasada RP w Chile)
Uporządkujmy więc teraz to, co Polska kupuje od Chile.
Rekordy biją ryby. Szczególnie ryby białe jak znana „merluza austral”, które Polska wykupuje na pniu, jak tylko Chilijczycy wyłowią je z jeziora czy morza. Kupuje też orzechy i migdały. Oczywiście w Polsce popularne jest też chilijskie wino. Polska kupuje również miedź, choć teraz w mniejszej ilości, bo dzięki inwestycji KGHM kraj jest bardziej zabezpieczony surowcowo.
Nie mogę nie zapytać o Pani stanowisko w sprawie KGHM. Kopalnia Sierra Gorda, wielka inwestycja na północy Chile, stawia czoła sporym problemom. Coraz częściej mówi się, że nie jest do końca udana, firma ponosi ogromne straty.
Nie powiedziałabym chyba, że jest nieudana. Myślę, że decyzja która została podjęta kilka lat temu była dobra, bo to tu są złoża miedzi, to tu według wyliczeń naukowców będą przez kolejne 50-60 lat. Jeśli chcemy być graczem globalnym to nie może nas tu nie być. Inwestycja istotnie jest trudna, z wielu przyczyn. Trzeba pamiętać, że przeprowadzana jest w dramatycznie ciężkich warunkach, na pustyni, gdzie w ciagu dnia jest pięćdziesiąt stopni, a w ciągu nocy około zera. Mocne nasłonecznienie, ludzie pracujacy w trudzie i znoju, pylenie, bezpośrednia bliskość miast i miasteczek, co zakłada niezadowolenie mieszkańców. Nie tylko z obecności Sierra Gorda, ale wszystkich kopalni w okolicy, a jest ich około dziesięciu. Inwestycja jest więc w trudnym miejscu geograficznie, klimatycznie i środowiskowo. Musi spełniać też pewne warunki, które stawia jej chilijski rząd. Trzeba zaznaczyć, że jest on otwarty na naszą inwestycję. Ministerstwo Górnictwa to ludzie bardzo jej życzliwi. Wierzą w nią i powtarzają, że dla nich inwestor zagraniczny, który przy okazji daje zatrudnienie Chilijczykom i który stosuje zaawansowane technologie, a więc dba o środowisko naturalne, jest mile widziany. I taką inwestycją jest KGHM. Poza tym KGHM myśli o niej długofalowo. Ostatnio był tutaj z wizytą prezes firmy, Pan Radosław Domagalski – Łabędzki. Podjął decyzję o pozostaniu w Chile i rozwijaniu wydobycia miedzi w Sierra Gorda. Natomiast, istotnie, od momentu otwarcia kopalni w 2014 roku, mamy dramatycznie niskie ceny miedzi, więc inwestycja nie wychodzi na swoje. Ale podobno jest już na takim poziomie, że nie przynosi strat. Ceny miedzi są też cykliczne, za trzy – cztery lata powinny wrócić do normy. Dlatego decyzja pana prezesa to pozostanie na rynku, ale ograniczenie pewnych faz rozwoju.
Aleksandra Piątkowska w Sierra Gorda (źródło: Ambasada RP w Chile)
KGHM boryka się jednak z poważnymi zarzutami dotyczącymi zanieczyszczenia środowiska. Pojawiły się pozwy i protesty mieszkańców okolicznych miejscowości. Widzi Pani chęć współpracy ze strony KGHM w tej kwesti?
Myślę, że do Polski dochodzą tylko częściowe informacje i niestety te złe. Proszę sobie wyobrazić, że technologie, które stosuje KGHM w kopalni Sierra Gorda i koło portu w Antofagaście są na najwyższym światowym poziomie. Nie ma takiego drugiego inwestora w Chile. Prezes Sierra Grdy opowiadał mi, że przychodzą do niego prezesi innych kopalni i mówią: „Nie zawyżajcie tak strasznie tych norm, bo my nie możemy ich spełnić”. Nie zgadzam się więc z informacjami na temat tego, że Sierra Gorda brudzi i zanieczyszcza. Problem pojawia się jednak w kwestii transportu miedzi, bo narazie odbywa się on ciężarówkami, tak jak i transport z innych kopalni w regionie. KGHM nie brudzi więc bardziej niż wszyscy.
Potrzebne są jednak zmiany, bo to, że „wszyscy jednakowo brudzą” nie rozwiązuje problemu.
Warto zaznaczyć, że KGHM i Sierra Gorda byli liderami projektu pomiędzy kopalniami, który zakłada to, że w listopadzie 2018 roku cały transport ze wszystkich kopalni do portu w Antofagaście będzie się odbywał specjalnymi kontenerami. Te mają mieć specjalną blokadę, dzieki której pyły nie będą unosić się w powietrzu i zanieczyszczać. Dementuję więc wszelkie nieścisłości, jeśli chodzi o wyjątkowe brudzenie środowiska. Jest to część składowa tego biznesu, ale Sierra Gorda robi wszystko, żeby tego unikać i spełniać normy, które narzuca im rząd i instytucje ochrony środowiska w Chile.
Wracając do chilijskich produktów na polskim rynku. Za czym będzie Pani teraz tęsknić w Polsce marząc, by Chile zaczęło to eksportować do Polski?
Za dwiema rzeczami. Chilijczycy mają rewelacyjną oliwę z oliwek. Wiele osób nie kojarzy Chile z oliwą, ale jest tutaj mnóstwo producentów, którzy produkują oliwy o różnym nasycenia kwasowości, więc są i te słodsze i ostrzejrze. Widziałam, że butik z chilijską oliwą jest już otwarty w Nowym Jorku, w Polsce jeszcze takiego nie ma, a szkoda. Drugi produkt to „merquen”, przyprawa z wędzonej paryczki. Ostra, ale bardzo smaczna, pasuje szczególnie do mięs i ryb. Uwielbiam słodycze, więc będę tęsknić też za „manjarem”, rodzajem masy kajmakowej, ale nie takiej zwyczajnej, bo w Chile bardzo często posiada dodatki jak migdały, pistacje czy skórkę pomarańczową. Tego zdecydowanie będzie mi brakować. Wino chilijskie na szczęście w Polsce jest.
Co jeszcze znajdzie się w Pani walizce z Chile do Polski?
Zabieram ze sobą chilijską ceramikę. Głównie rzeczy wzorowane na rękodziele indian Aymara. Wywożę też srebrną biżuterię z lapiz lazuli i biżuterię indian Mapuche. Jest wyjątkowa, bo związana ze spirytualizmem. Każda rzecz coś oznacza, ma swoją historię i cel. Większość tej, którą mi na przykład podarowano ma motyw księżyca, bo jestem szefową i kobietą, a w wierzeniach mapuchańskich księżyc jest kobietą. Kobieta jest więc silna i to kobieta rządzi. Dlatego rozumiem te prezenty (śmiech). Wywożę również figurki z miedzi, i produkty z wełny alpak: szale, poncha, narzuty na łóżko. Oj, to będzie szaleństwo.
Edgardo Riveros, wiceminister spraw zagranicznych Chile wręczył Aleksandrze Piątkowskiej medal „Mérito de Chile” (źródło: Ambasada RP w Chile)
Czuje, że to będą conajmniej trzy walizki.
Oj tak! Co więcej, wywożę też wiklinę! Brzmi jak nic specjalnego, bo mamy przezież w Polsce wiklinę, ale muszę Pani opowiedzieć pewną niezwykła historię. Otóż napisał do mnie pewnego dnia burmistrz miasteczka Chimbarongo, która słynie z produktów robionych przez lokalnych artystów z wikliny. Od mebli, przez lampy po rzeźby. Pan burmistrz powiedział, że właśnie wrócił z Nowego Tomyśla, gdzie artysta chilijski zdobył pierwszą nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Wikliniarstwa i że z tej okazji chce mnie zaprosić do Chimbarongo. Zupełnie niesamowita historia. Nigdy bym nie skojarzyła Nowego Tomyśla z Chile i festiwalem wikliniarstwa. A mówię to dlatego, że wywożę stąd przepiękny fotel z wikliny. Jest tak cudny, że nie zważam na koszty.
Pani Aleksandro, teraz skromność na bok. Co uważa Pani za największe osiągnięcie swojej kadencji w Chile? Z czego jest Pani najbardziej dumna?
Ojej, to bardzo trudne pytanie. Tu mnie Pani przyszpiliła, Pani redaktor. Muszę pomyśleć. Nie ma chyba jednego projektu, który bym wskazała jako ten jeden jedyny. Jest ich sporo. Do głowy przychodzi mi, może dlatego, że to wydarzenie sprzed kilku dni, wizyta chilijskiego ministra sportu, Pablo Squella, w Polsce i podpisanie umowy o współpracy, szczególnie w dziedzinie antydopingu. Jak wiemy polski minister Wiktor Bańka został teraz szefem grupy Rady Europejskiej ds. antydopingu i Chilijczycy chcą się od nas uczyć.
Inny projekt to współpraca antarktyczna. Udało nam się ją troszeczkę podciągnąć, a mianowcie podpisać ostatnie porozumienie o współpracy logistycznej i naukowej. Podpisał je wiceminister spraw zagranicznych Chile podczas kwietniowej wizyty w Polsce. Logistyka, bo jedynie Chilijczycy mogą nas dowieść do tamtejszych baz, a więc i naszej stacji Arctowski. Jeśli zaś chodzi i współpracę naukową, to my z kolei mamy rewelacyjną stację i bardzo dobrych naukowców, więc Chlijczycy będą mogli korzystać z naszych badań czy udogodnień.
źródło: www.arctowski.pl
Jest projekt, którego nie udało się Pani zrealizować i bardzo Pani żałuje?
To czego nie udało mi się do końca zrealizować, ale liczę, że mój następca będzie to kontyniował to utworzenie Centrum Archiwum i Dokumentacji Ignacego Domeyko w La Serenie. Projekt jest już bardzo zaawansowany, mamy pieniądze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Polsce i z Muzeum Historii Polski. Jesteśmy na dobrej drodze. Jestem dumna, że za mojego pobytu go zaczęłam, ale niestety jeszcze nie jest skończony.
Dobra rada dla kolejnego ambasadora?
Mieć otwarta głowę i nie przejmować się codziennymi trudnościami. Wierzyć w to, że projekty wyjdą i konsekwetnie je realizować.
A w wolnych chwilach podróżować!
Absolutnie, Chile to przecudny kraj. Poza Torres del Paine i przepiękną Atakama moje serce skradła wyspa Chiloé. Natura, pustka, delfiny, foki. To absolutnie cudowne. Do tego przemili ludzie. Tacy dla, których z jednej strony jesteś kompletnym kosmitą, ale z drugiej strony dają ci wszystko co mają. Owierają domy, kuchnie i serca. Chiloé to jest „ciężki kawałek Chile”, miejsce trudne do życia z powodu odizolowania i wymagającego klimatu. Ale ludzie są tam wyjątkowi, nieco szorstcy, ale bardzo fair i otwarci.
Chile jednym zdaniem? Da się?
Wyjątkowa przygoda mojego życia. Bedę tęsknić za Chile. Moje serce zostaje tutaj.
Aleksandra Piątkowska, obecny Ambasador RP w Chile, jest związana z Ministerstwem Spraw Zagranicznych od 1993 r. W latach 1996 – 1998 pracowała w Misji RP przy ONZ. W latach 2006-2007 pracowała najpierw jako zastępca dyrektora, a następnie jako dyrektor Departamentu Systemu Informacji MSZ W 2008 objęła stanowisko dyrektora Departamentu Promocji/Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ. Autorka wielu publikacji z zakresu polityki bezpieczeństwa, praw człowieka, OBWE i globalizacji, które ukazały się m.in. w „Sprawach Międzynarodowych” i „Roczniku Polskiej Polityki Zagranicznej”. (źródło: Ambasada RP w Chile)
PIERWSZA CZĘŚĆ WYWIADU:
[WYWIAD] Trzeba tu przyjechać z otwartą głową – Aleksandra Piątkowska, ambasador RP w Chile
Ciekawy wywiad, szczególnie zainteresowały mnie polskie produkty dostępne w Chile bo zawsze będąc za granicą natykam się w sklepach na coś polskiego. A od czasu jak w Kenii znalazłam czekolady Wedla, to nawet specjalnie się rozglądam 🙂 Fajnie, że macie Wedla też w Chile!
Na razie tylko Punta Arenas, a to baaaaardzo daleko od Santiago 🙂 Ale trzymamy kciuki za Ptasie Mleczko w stolicy 🙂
A Chile nie robi dobrej czekolady? Jakoś mi się Ameryka Południowa (może nie słusznie) kojarzy z tym dobrem.
Dobra czekolada (i kawa) to Ekwador i Kolumbia, ewentualnie Brazylia. Chile niestety nie wyróżnia się pod tym względem. Co więcej, nie dość że tutejsze słodycze są niesamowicie słodkie to zazwyczaj mają jeszcze „manjar” (masę kajmakową). Too much sugar baby 🙂
Bardzo ciekawy wywiad, czyta się z przyjemnością! Dobra wiadomość jest taka, że Chilijczykom polskie piwo smakuje! 🙂
Gratuluje pomysłu na wpis, pozdrawiam 🙂
Czytałam pierwszą część, to i druga przyszła mi z przyjemnością 🙂 Bardzo ciekawy wywiad i super pomysł na blogowy wpis! Chile to jedno z moich niespełnionych dotąd marzeń… Chciałabym odwiedzić kraje Ameryki Południowej 🙂
Wywiad jak znalazł! Byłam kilka lat związana z dyplomacją, może do tego wrócę… Dlatego dobrze jest poczytać kogoś z branży! I z tego regionu!