Są takie kraje na świecie, gdzie za pocałunek na ulicy możemy trafić do więzienia, prezentem w postaci zegarka śmiertelnie obrazić gospodarza, a popularnym gestem ‘OK’ narazić się conajmniej na nieprzyjemności. Każde społeczeństwo ma swoje zwyczaje, które mogą nam ułatwić bądź utrudnić aklimatyzację i pobyt w danym kraju, zwłaszcza pierwsze tygodnie.
Nie trzeba sięgać głęboko, ot, życie i sprawy codzienne jak zakupy, transport czy jedzenie mogą nas nieco zdezorientować. Ile razy w Polsce zagraniczny gość zdziwił się na prośbę zdjęcia butów po wejściu do domu i siedzenia w samych skarpetkach albo kapciach! Ile razy w Chile zadziwiłam znajomych naszą polską mizerią, dodając śmietanę do ogórków!
Odkąd mieszkam w Santiago z ciekawością śledzę owe chilijskie inności życia codziennego. Momenty, które dezorientują polskiego turystę, zbijają z tropu jego polskie przyzwyczajenia. Na co dzień, na ulicy, w sklepie, w metrze. Choć Polska i Chile są zadziwiająco do siebie podobne, znalazłam kilka takich sytuacji na bazie własnych przygód i obserwacji zagubionych, zagranicznych turystów. Oto moje Top 10. Może przyda się planującym wizytę w kraju wina i Pustyni Atacama.
1. W prawo czy w lewo?
Pytając Chilijczyka o drogę trzeba być przygotowanym na odpowiedź 'idź w gorę’ albo 'idź w dół’. Równie często możemy usłyszeć radę ‘idź w stronę gór’. W wąskim kraju wciśniętym między Andy a Pacyfik rządzi geografia, nasze swojskie 'w prawo’ – 'w lewo’ zastępuje odniesienie do wielkich gór na horyzoncie. O ile jesteśmy na ulicy i łatwo dostrzec szczyty jest to całkiem logiczna i jasna rada, ale będąc w podziemiach metra w mieście ktorego nie znamy, położenie Andów jest dla biednego turysty raczej zagadkowe. Kilkakrotne dopytanie się czy to znaczy prawo czy lewo może przynieść pożądany przez nas skutek. Nie warto się tracić nadziei.
2. Bipnij BIP-em
Skoro o metrze mowa, to i tu czekają na turystę niespodzianki. Na próżno dopytywać się w Santiago o bilet dniowy, tygodniowy czy miesięczny, jak w Warszawie. W Santiago biletem jest tzw. karta BIP, należy ją doładowywać i płacić nią za każdy przejazd w bramkach metra czy przy wejściu do autobusu. Nie ma innej opcji, nie warto męczyć pytaniami biednej pani w kasie. Po bipnięciu w metrze przysugują nam za to 2 przejazdy za darmo autobusem, choć tylko w przeciągu godziny.
3. Metro zielone – metro czerwone
Zaraz zaraz, metro nie zatrzymało się na stacji! Była przecież w spisie przystanków i była przecież po drodze! To pewnie dlatego, że jedziemy w godzinie szczytu, kiedy każda linia oznaczona jest światłem zielonym albo czerwonym. To nie tyle sposób na upiększenie wagonów, co znak, że metro zatrzymuje się wtedy na co drugiej stacji. Tak Chiliczycy próbująrozładować nieco tłok w metrze.Wsiadając, trzeba zerknąć na kolor wagonu i kolor naszej stacji docelowej… Niejeden turysta, który spieszył się na lotnisko bądź autobus, wie jak bardzo te kilka straconych minut może być ważne.
4. W kolejce do… autobusu
Dużym zaskoczeniem dla polskiego turysty mogą być kolejki do autobusów miejskich. Chilijczycy grzecznie czekają jeden za drugim, by wsiąść do pojazdu frontowymi drzwiami, i tylko frontowymi! W odróżnieniu od Polski te środkowe i tylne zarezerwowane są dla wysiadających. Co ciekawe, czasem kolejki są nawet dwie! To moje niedawne odkrycie z okolic metra Los Leones w Santiago: pierwsza, podstawowa kolejka to ludzie, którzy chcą koniecznie w autobusie usiąść, druga to ludzie, którzy są gotowi stać. Kiedy kończą się miejsca siedzące, do akcji wkracza kolejka nr 2. Można więc czasem przyjść później, a pojechać wcześniej niż inni!
5. Chilijska enigma
Prawdziwą enigmą dla cudzoziemca będzie niemalże całkowity brak rozkładów na przystankach autobusowych. Nie ma godzin, nie ma tras, nie ma nazw poszczególnych przystanków linii… Znajdziemy jedynie znak z numerami autobusów i nazwami stacji końcowych. A co po drodze? Strzelaj i zgaduj, albo pytaj… Dopiero na przedniej szybie autobusu, jak już podjedzie, zobaczyć można 4 czy 5 głównych przystanków. I tyle! Jak zauważyłam, Chilijczycy jeżdżą ‚na pamięć’. Jak tajemniczy jest to system dla cudzoziemców nie znających miasta, Chilijczycy orientują się dopiero wtedy, kiedy muszą wytłumaczyć komuś‚ z zewnątrz’ jak dojechać do’… Pomocna w tej sytuacji okaże się aplikacja mapcity.com. Warto mieć pod ręką.
6. Specjalne taksówki
Jeśli nie metro i nie autobus to może taksówka? Tu uwaga na colectivos, zwłaszcza w małych miastach. Colectivios to specjalne taksówki, które ruszają dopiero wtedy, kiedy zbierze się w nich czwórka pasażerów mieszkających w tej samej dzielnicy. Są dużo tańsze od zwykłych, ale siłą rzeczy podróż może trwać dłużej. Jak je poznać? Jeśli na przystanku nie widać oznaczenia colectivos, naprowadzić na to mogą napisy dzielnic na dachu samochodów.
7. Wszędobylskie numery
Robiąc zakupy w Santiago nie można zapomnieć o wzięciu numerka. Nie tylko na poczcie, ale i w supermarkecie na dziale serów i mięsa, a nawet w aptece. Ciągle widzę cudzoziemców, którzy czekają w nieskończoność, zdezorientowani sytuacją. Bez numerka ani rusz!
8. Zakupowe 3 w 1
Sklep z kosmetykami też może być przygodą. To właśnie tam odkryłam jeden z najbardziej zaskakujących chilijskich systemów. Otóż, okazało się, że w sklepach, gdzie kupuje się ‘za ladą’ u jednej pani ekspedientki należy wybrać produkt, po czym z kwitkiem udać sie do kasy w innej części sklepu, a w trzecim miejscu (i u trzeciej pani) odebrać zakup. Dla polskiego turysty może to się wydać stratą czasu i błędem logistycznym szefa, bo w Polsce wszystko to robi zwykle jedna i ta sama osoba. Tłumaczę to sobie jednak tym, że takim sposobem w Chile 3 razy więcej osób ma prace.
9. Przesłuchanie w kasie
Sytuację z poprzedniego punktu można ominąć udając się do sklepu samoobsługowego albo supermarketu. Tu jednak przygotowanym być trzeba na zalew pytań przy kasie. Jeśli ktoś nie mówi po hiszpańsku, trudno odgadnąć co to za wywiad skoro kupujemy rzeczy tak niegroźne jak chleb, ser czy wodę. Tymczasem panie lub panowie w chilijskiej kasie zapytają nas czy zbiera się punkty danej sieci, czy ma się kartę członkowską, a potem jeszcze czy zechcemy podarować kilka peso z reszty na fundację dobroczynną. W sumie nic strasznego, ale pytań co niemiara!
10. Zaginione piętro
Dział damski jest na drugim piętrze, mówi ktoś. Wspiancie się na drugie, a tam są zabawki albo sprzęty sportowe? To pewnie dlatego, ze w Chile nie istnieje coś takiego, jak parter, czyli piętro 0. Numeracja zaczyna się od razu od 1. Rzecz ma się tak samo z budynkami mieszkalnymi czy biurami. Własne dlatego Chilijczycy w Polsce popełniają czasem ten sam błąd, ale na odwrót, lądując za to piętro niżej. Tu nie winna jest błędna matematyka turystów tylko inny pomysł rynków nieruchomości.
Chilijskich „inności” na pewno jest znacznie więcej. Życie codzienne każdego z nas jest pełne nawyków, których sobie czasem nawet nie uświadamiamy. Często robimy rzeczy machinalnie, jak Chilijczycy i ich autobusowa jazda na pamięć. Jedną z największych przyjemności podróżowania jest m.in. obserwowane i odkrywanie owych zwyczajów w różnych zakątkach świata, innych sposobów organizacji spraw, innych rozwiązań i metod, by osiągnąć ten sam cel. Można się czegos wzajemnie nauczyć. W koncu inaczej niezawsze znaczy gorzej.
Artykuł ukazał się w najnowszym numerze biuletynu Ambasady RP w Chile (str 10-12). Pełen numer w PDF znajdziecie tutaj:
PDF wersja polska
Tak… to teraz trzeba wydrukować tą rozpiskę i bez niej ani rusz do metra, do autobusu i do kolejek , bo zdaje się ,że Chilijczycy lubią kolejki bardziej niż Polacy 🙂
Też mnie to zdziwiło. To kiedy wpadacie, Gosiu?:)
Wszystkiego doswiadczylismy, a jakze! Pamietam jak znajomi mi tlumaczyli jak gdzies dojsc i mowili, ze w strone gor. Wyszlam z zalozenia, ze gory bedzie widac. No i blad. Wysiadam na stacji metra a tam dookola wyoskie budynki i gor ani widu, wiec i tak musielismy sie dopytac na miejscu. A droga wydawala sie taka prosta 🙂
Welcome to Chile 🙂 A może dodalibyście coś jeszcze do listy? Jestem ciekawa 🙂
Choć często można dostrzec różnice kulturowe i powiedzmy organizacyjno – administracyjne w kraju, który odwiedzamy turystycznie, o ile więcej można się dowiedzieć mieszkając w nim! 🙂
O ile nie mam doświadczenia z Ameryka Południową, o tyle w Azji sprawa z autobusami i brakiem rozkładów ma się tak samo. You never know, i o ile Ci się nie spieszy to pół biedy… 🙂
Choc Europejczycy uważają, że po „ichniemu” jest najlepiej, ja często, szczególnie ostatnio łapie się na tym, że często można lepiej a jednak inaczej. Zaskoczeniem była dla mnie Gruzja i automaty na ulicach, w których nie tylko doladujesz telefon, ale sprawdzisz i zapłacisz rachunki np. za prąd. A doroznych czynnosci wystarczy jeden jedyny numer indetyfikacyjny. Sprytne i poręczne, a ja w Polsce wciąż zapominam płacić rachunki na czas!
Wracając do Chile, podoba mi się system rozładowywania tłumów w metrze, to dobry pomysł, bo przecież dla wielu pasazerow zatrzymywanie się na każdej stacji może być bez sensu. Trzeba tylko o tym pamiętać, szczególnie, gdy jest się turystą 🙂 Zwyczaj wsiadania tylko przednimi drzwiami, popularny nie tylko w Chile, uważam za genialny i zawsze żałuję, że nie obowiązuje on w Polsce.