Wróciłam do Chile! Nie bez przygód.
- Lot z Warszawy spóźniony o 2 godziny = W Paryżu mam na przesiadkę ok.10 min.
- Stewardessa i obsługa lotniska mówią mi, ze nie zdążę, bo realnie mam minut 7 (lądowałam o 23.13, następny samolot mam o 23:20 + muszę zmienić terminal)
- Stwierdzam JA NIE ŻDĄŻĘ?? i przeciskam się między ludźmi w samolocie, potem biegnę slalomem między ludźmi wychodzącymi z samolotu, potem pustym lotniskiem przez niekończące się korytarze.
- W 7 minut przebiegam terminal F i 67 gate-ów terminala E, bo tam mam wylot. Po drodze nieliczna obsługa lotniska krzyczy gdzie biegnę, ja krzyczę „Santiago”! Oni krzycza „boarding już się skończył”, ja krzyczę WIEM i biegnę dalej.
- Napotykam bramki z prześwietlaniem, gdzie nikogo nie ma, więc nie mogę przejść, krzyczę czy ktoś może przyjść. Przychodzi postawna Murzynka, która mówi, że boarding już zamknięty i odprawa się skończyła.
- Robię dramat.
- Podtrzymuję dramat.
- Murzynka dzwoni do obsługi i mówi, że ja biegnę i żeby poczekali. Nie odpowiadają.
- W międzyczasie z Murzynką szukamy kogoś do prześwietlania. Znalazła się babka, która czepia się wszystkiego, z butelkami z duty free na czele, zadaje milion pytań, rozpakowuje, każę mi zdejmować buty i w ogóle. Piszczę, a na pewno bym chciała. Czas ucieka, ja warczę, ona mnie przepuszcza.
- Murzynka mówi, że w samolocie już wiedzą, że ja biegnę, więc zdaje się czekają.
- Biegnę dalej (a biegnąc długodystansowo nienawidzę szczerze i namiętnie od podstawówki). Napotykam polerowaną właśnie przez samotnego pracownika lotniska podłogę. Biegnę, nie upadam 😉
- Mijam jeszcze 3 niekończące się korytarze, widzę mój zamknięty boarding i głowę babki, która wychyla się z zamykanych już na dobre drzwi.
- Macham, krzyczę, ponawiam dramat.
- Wpuszczają mnie do samolotu, gdzie okazuje się, że nie ma dla mnie miejsca, bo to które miałam na bilecie jest już zajęte.
- Załoga szuka mi miejsca, ludzie z samolotu patrzą się zdezorientowani kim jestem, bo samolot jakby na mnie czekał, a nie jestem „celebrity”. Na pewno jestem… czerwona z zadyszki. Wywołałam w środku ogólne poruszenie.
- Miejsce się znajduje. Siedzę oczywiście „pomiędzy”, nie z brzegu (zawsze kur*a unikam jak mogę), ale jestem szczęśliwa, że wsiadłam i siedzę. Zdążyłam w 10 minut!
- Pytam o walizki bez nadziei na dobre wieści. Walizki zostają we Francji, bo nie ma czasu ich przerzucić. Nie mam siły się zdenerwować.
- Odlatuję do Chile.
- Przez cały lot nie śpię 🙁
- Przylatuję do Chile 🙂
- Walizki bedą jutro. CHYBA.
… czyli doleciałam w miarę spokojnie:)
Join the discussion 2 komentarze